Reklama

Dar Boży

Najbardziej lubię Frasobliwego. Wyrzeźbiłem ich blisko tysiąc, każdy inny. Twarz musi być piękna, ta miłość, wyraz, oczy, wszystko to, co się składa na tę frasobliwość. Kiedy rzeźbię, myślę o samym Chrystusie - mówi 52-letni Bogusław Porzucek z Lesicy koło Piekoszowa, który rzeźbą zajmuje się od przeszło 40 lat

Niedziela kielecka 15/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jak to się stało, że wiejski chłopak zainteresował się sztuką? - Sam nie wiem, to dar Boży - odpowiada. Mając zaledwie kilka lat, dłubał i strugał coś w drewnie. To były pierwsze próby, których na szczęście nie porzucił. Talent artystyczny, który ujawnił się nie tylko u niego, ale także w przypadku jego braci - Stanisława i Jerzego, można wiązać z dziadkiem Janem, który potrafił wykonywać piękne stolarskie cacka, rzeźbione kredensy, które cieszyły oko. - Zrobił sobie drewnianą głowę turonia, chodził po mieszkaniu i rzucał do nas cukierkami. Taki był dziadek - opowiada.

Rzeźby się podobały

We wczesnej młodości bardziej ciągnęło Bogusława do malarstwa. Wychodziły spod jego pędzla zgrabne pejzażyki, portrety, krajobrazy, trafiały się prace olejne. Jedną akwarelę, wykonaną jeszcze w 1976 r., zachował dla siebie. To Chrystus w koronie cierniowej. Mając kilkanaście lat, był już dość zaznajomiony z różnymi technikami. Nic dziwnego, że kiedy poszedł do kieleckiego „Plastyka”, często pomagał kolegom, a to uzyskać formę w glinie, a to nadać polot akwareli. Ale szkoły nie ukończył. Szalone czasy hipisowskie, rodzaj jego osobistej awangardy, czy wybryk dość nieprzemyślany - sam nie wie, jak to określić.
- „Plastyk” nie zrewolucjonizował mojego podejścia do sztuki, powiedziałbym, że bardziej utwierdził mnie w obranej drodze - przyznaje. Rzeźbiąc na rynek, nieźle radził sobie finansowo, tak że mógł utrzymać siebie i pomóc jeszcze rodzinie. - Może nie było wielkiej biedy, ale żyliśmy skromnie. Ojciec Edward nie pracował, okaleczył go granat, już po wojnie, kiedy trafił z kolegą na niewypały na polu. Skromna renta ojca i pięcioro dzieci. Mamie Józefie nie było łatwo wszystko ogarnąć. Pieniądze się więc przydawały. O młodym rzeźbiarzu z Lesicy rozpisywała się prasa, a wkrótce pisano już o trzech talentach, bo i bracia dorównywali mu kunsztem, wypracowując sobie solidną markę. Bogusław miał już swoją pozycję na rynku, rzeźby się podobały i sprzedawały, czasem trafiła się jakaś wystawa. Zaczęły się cepeliady, kiermasze i szał plenerów po całej Polsce. Trafiały się konkursy, dyplomy i wyróżnienia. Jeździł razem z braćmi, by pokazywać ludową sztukę rodem ze Świętokrzyskiego.
- Pamiętam swoje pierwsze poważniejsze zlecenie do kościoła. To były lata osiemdziesiąte. Miałem swoje stoisko przy Bramie Floriańskiej. Pewnego dnia zaczepił mnie jeden z zakonników z klasztoru Pijarów i zaproponował mi pracę przy Grobie Pańskim. Miał ciekawe pomysły. To był teatr rzeźb, chociaż w styropianie. W symboliczny sposób nawiązywał do aktualnej sytuacji politycznej, odsłaniał oblicze totalitaryzmu. Przy Grobie pojawiały się nawet pershingi, okręty, wszystko w dużych gabarytach w styropianie. Jak na owe czasy, wyglądało to imponująco - opowiada.
Pierwszy raz pojechał za granicę jesienią 1981 r., na zaproszenie znajomej Józefy, Polki, która miała galerię „Józefka” w Münster w Niemczech. - Ileż to było zachodu! Uzyskać paszport, a po co wyjazd, a do kogo? W końcu udało się. To było pierwsze zachłyśnięcie się Zachodem i pierwszy szok - przyznaje. Wszystko było inne, ulice, sklepy, ludzie. Tu Bogusław miał pierwszą poważną swoją wystawę. - Nic nie mogłem zabrać ze sobą, ani narzędzi, ani prac, wszystkie rzeźby dopiero musiałem zrobić. Narzędzia użyczyła Polakowi tamtejsza Akademia Sztuk Pięknych. Do dziś przechowuje wycinki z tamtejszej prasy, która pisała o młodym i utalentowanym Polaku. Powrót do Polski wypadł na sam początek stanu wojennego. To był czas niepokoju o przyszłość.
Wyjazd uświadomił mu, że ważne są języki obce. Chcąc podszkolić się w niemieckim, zapisał się na kurs. Nie przeczuwał, że tutaj czeka na niego jego przyszła żona Iwonka. - Namalowałem jej portret, i tym ją ująłem - mówi. Pobrali się dość szybko, w 1982 r. Po ślubie zamieszkali na dłużej w Kielcach.
Imał się różnych zajęć. Tuż po liceum pracował jako malarz budowlany. Kiedy się ożenił, zatrudnił się w Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni. Jako konserwator rekonstruował stare sprzęty, lepił niecki, naprawiał krosna, instrumenty. Znowu miał okazję zorganizować wystawę swoich prac w 1984 r. W międzyczasie rzeźbił różne prace do kościołów, na rynek.
Oryginalność i wartość rodzimej sztuki ludowej docenił, podróżując po Europie: Niemczech, Francji, Holandii, Austrii. - Nasza sztuka jest bardziej prawdziwa, surowa. Na Zachodzie postaci są bardziej cukierkowe. No i tylko u nas mamy Frasobliwego - tłumaczy. Zachował wiele ciekawych wspomnień z pracy za granicą. - Kiedyś robiłem renowację w samym Paryżu. Jakaś ekipa remontowa w domu pewnego bogatego człowieka uszkodziła mu sekreterę barokową, odłamując jej róg. Właściciel był solidnie zdenerwowany, ale krótko. Budowlańcy wiedzieli, że jest taki jeden, co może ich wybawić z opresji. - Naprawiłem ubytek, tak że nikt by nie poznał. Paryski koneser antyków, który okazał się być właścicielem kilku winnic, nie tylko podarował mu kilka butelek wybornego koniaku, ale także kupił od niego kilka prac za niezłą sumę.
Po latach wrócił na ojcowiznę, blisko braci. Wybudował dom i wygospodarował miejsce na pracownię. Czuje się w końcu u siebie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Uratowała mnie Matka Boża Anielska

- Był czerwcowy upalny dzień 2008 r., dobrze to pamiętam. Skończyłem rzeźbić Matką Bożą Anielską na prywatne zlecenie. Brat zawołał mnie, żeby zobaczyć ławki, które właśnie ukończył. Zazwyczaj oglądamy swoje prace - wtrąca. - Potem miałem podlać jeszcze truskawki w polu. Usiadłem na nowiutkiej ławce, a kiedy chciałem wstać, poczułem jakby bardzo silne uderzenie w głowę i ogromną słabość, miałem wrażenie, że odchodzę. Krzyknąłem: Boże, ratuj mnie! To co się później działo, pamiętam jak we mgle, wiem jedynie, że mówiłem krótkie wyrazy, a mój brat wykonywał to, co chciałbym, aby zrobił. Do dziś nie wiem, skąd wiedział. Ułożył mnie na ławce i chłodził wilgotnymi zimnymi ręcznikami, zanim przyjechała karetka.
Na początku sanitariusze nie dawali wiary zdarzeniu, myśleli, że to chwilowe omdlenie, zabrali go jednak do szpitala. Na miejscu, po badaniach, okazało się, że to bardzo poważny udar. - Widziałem, że lekarze bali się o mój stan. Po dwóch tygodniach opuściłem szpital, nie do końca świadomy, że było ze mną tak źle. Podczas wizyty kontrolnej lekarka neurolog wnikliwie przeglądała dokumentację medyczną i raz po raz spoglądała na pacjenta. - To jest cud. Po tak rozległym udarze, pan nie powinien żyć albo pana stan powinien być krytyczny - powiedziała ze zdumieniem. - Ten dzień udaru i mojego cudownego ocalenia (nie boję się tego słowa. Doświadczyłem cudu, bo jak inaczej to nazwać!) traktuję jako dzień powtórnych moich narodzin. I wiem to, uratowała mnie Matka Boża Anielska - mówi Bogusław.
Po udarze żyje spokojniej, stara się dozować pracę i odpoczynek w odpowiednich proporcjach. - Chociaż czasem jest stres, terminy gonią. Wszyscy chcą mieć na święta - śmieje się.
Rzeźba stała się sposobem na życie, zarobkiem, sztuką, rzemiosłem wykonywanym z pasją i radością. Dla siebie wyrzeźbił Matkę Boską i ustawił ją na rodzinnym polu. - Jest piękna, prosta suknia, ręce złożone do modlitwy. Nazwałem ją Madonna Zaczarnolaska, bo stoi na ziemi, która nazywa się potocznie Zaczarnolesie.
Bogusław, podobnie jak jego bracia, wykonał setki zamówień do kościołów. Pierwszy krzyż, jaki pamięta z kościoła w Łosieniu, wyrzeźbił jako nastoletni chłopak. Później spod jego dłuta wychodziły całe drogi krzyżowe - na przykład do kościoła w Krajnie, krucyfiksy większych rozmiarów do prezbiterium, ostatnio ogromny ołtarz do kościoła w Starachowicach, na który składa się grupa kilkunastu dwumetrowych postaci świętych, które wykonywał wspólnie z braćmi. Namalował też całą drogę krzyżową do kościoła w Motkowicach. Jego prace są w świątyniach w różnych zakątkach Polski, również na pograniczu polsko-niemieckim. Czasem uzupełnia brakujące fragmenty w starych obrazach, rzeźbach, figurach, dorabia elementy snycerki. Ile wykonał rzeźb? Na pewno kilka tysięcy. Nigdy nie notował, gdzie i dla kogo. Nie prowadził ewidencji. Nie jest w stanie zliczyć, ile jest u prywatnych osób, w różnych zakątkach świata, galeriach, muzeach w Polsce i za granicą. W domu zostało zaledwie kilka prac, do których ma jakiś sentyment.

Reklama

Spełnia czyjeś marzenia

- Ostatnio poprosił mnie pewien człowiek o Świętą Rodzinę - mówi. Gotowe postaci już stoją na stole w kuchni. Jest Maryja w niebieskim płaszczu z pogodnym obliczem. - Józefa wyrzeźbiłem z lilijką, Pan Jezus, typowy - stoi jako mały chłopiec, trzymając paczuszkę na narzędzia, bo przecież był synem cieśli. Do postaci pasuje jeszcze mały baranek. Wszystko będzie umieszczone rzeźbionej podstawie, którą tworzy ludowy grajek. Bogusław cieszy się, że mógł spełnić czyjeś marzenie.
Ceni rodzinne życie. Z braćmi nie konkuruje, choć wzajemnie się dopingują w zdrowej rywalizacji, by coraz lepiej, coraz ładniej wykonać pracę - przyznaje. Żona Iwonka jest dla niego podporą, partnerem i wzorową gospodynią. Syn Jakub wybrał administrację na UMCS w Lublinie, nie poszedł w ojca ślady.
Bogusław duchowo odnalazł się we wspólnocie W pieczy Najwyższego, która działa przy parafii św. Józefa Robotnika w Kielcach. Porzuckowie udzielają się także w duszpasterstwie w swojej parafii w Wiernej Rzece. Od czasu do czasu razem z żoną wybierają się na dni skupienia, rekolekcje, bo - jak mówi - zawsze można posłuchać kogoś mądrego

Ogród Legend Świętokrzyskich

Najwięcej czasu oddaje swojej pasji. Teraz z grupą innych rzeźbiarzy świętokrzyskich realizuje wielkie zamówienie. W Lesicy powstaje Ogród Legend Świętokrzyskich. To inicjatywa gminy Piekoszów, ma być sfinansowana ze środków unijnych. Pomysł bardzo oryginalny i posiada wiele atutów. - Dzieci przyjadą zobaczyć fantastyczny świat i nauczyć się czegoś, starsi odpoczną na łonie natury czy przy grillu. To będzie jedyny taki Ogród w Polsce, a w Europie, jak się nie mylę, mają taki jedynie Niemcy pod Berlinem - tłumaczy Bogusław

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Gniezno: Prymas Polski przewodniczył Mszy św. w uroczystość św. Wojciecha

2024-04-23 18:08

[ TEMATY ]

św. Wojciech

abp Wojciech Polak

Episkopat Flickr

Abp Wojciech Polak

Abp Wojciech Polak

„Ponad doczesne życie postawił miłość do Chrystusa” - mówił o wspominanym 23 kwietnia w liturgii św. Wojciechu Prymas Polski abp Wojciech Polak, przewodnicząc w katedrze gnieźnieńskiej Mszy św. ku czci głównego i najdawniejszego patrona Polski, archidiecezji gnieźnieńskiej i Gniezna.

„Wojciechowy zasiew krwi przynosi wciąż nowe duchowe owoce” - rozpoczął liturgię metropolita gnieźnieński, powtarzając za św. Janem Pawłem II, że św. Wojciech jest ciągle obecny w piastowskim Gnieźnie i w Kościele powszechnym. Za jego wstawiennictwem Prymas prosił za Ojczyznę i miasto, w którym od przeszło tysiąca lat biskup męczennik jest czczony i pamiętany.

CZYTAJ DALEJ

Pierwsza błogosławiona z Facebooka? Od 10 maja Helena Kmieć służebnicą Bożą

2024-04-22 14:01

[ TEMATY ]

święci

Helena Kmieć

Fundacja im. Heleny Kmieć

Helena Kmieć

Helena Kmieć

Dziś miałaby 33 lata - wiek chrystusowy. Teraz, siedem lat po tragicznej śmierci, jest kandydatką na ołtarze. Helena Kmieć, misjonarka świecka archidiecezji krakowskiej, będzie od 10 maja nosić tytuł służebnicy Bożej. Tego dnia ruszy bowiem jej proces beatyfikacyjny.

„W jednym z podań o wyjazd misyjny Helena napisała, że otrzymała Łaskę Bożą - czyli 5 razy D, Dar Darmo Dany Do Dawania, i że musi się tym darem dzielić” - wspomina w rozmowie z Radiem Watykańskim postulator, o. Paweł Wróbel SDS.

CZYTAJ DALEJ

Franciszek: cnoty teologalne pozwalają nam działać jako dzieci Boże

2024-04-24 10:07

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

O znaczeniu cnót teologalnych: wiary, nadziei i miłości w życiu moralnym chrześcijanina mówił dziś Ojciec Święty podczas audiencji ogólnej. Zaznaczył, że pozwalają nam one działać jako dzieci Boże.

Na wstępie papież przypomniał, że każdy człowiek jest zdolny do poszukiwania dobra, jednakże chrześcijanin otrzymuje szczególną pomoc Ducha Świętego, jaką są wspomniane cnoty teologalne. Cytując Katechizm Kościoła Katolickiego Franciszek podkreślił, że „są one wszczepione przez Boga w dusze wiernych, by uzdolnić ich do działania jako dzieci Boże i do zasługiwania na życie wieczne” (n. 1813).Dodał, iż wielkim darem cnót teologalnych jest egzystencja przeżywana w Duchu Świętym. Są one wielkim antidotum na samowystarczalność i zarozumiałość, czy pokusę wywyższania samych siebie, obracania się wokół swego „ja”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję