Reklama

Nie gniewaj się św. Maksymilianie

Niedziela bielsko-żywiecka 19/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tadeusz Cozac
prezes bielskiego oddziału Towarzystwa św. Brata Albreta. W maju kończy 77 lat. Nagrodzony przez dzieci Orderem Uśmiechu. W 2006 r. z rąk bp. Tadeusza Rakoczego otrzymał papieski medal „Pro Ecclesia et Pontifice”, będący najwyższym odznaczeniem kościelnym przyznawanym osobom świeckim

Ks. Piotr Bączek: - Jaki jest Pana zawód?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Tadeusz Cozac: - Jestem stolarzem. Byłem także nauczycielem zawodu - w budynkach obok dzisiejszej kurii diecezjalnej przez pięć lat uczyłem zawodu uczniów OHP. Pracowałem jako stolarz w różnych zakładach, miałem także własną niewielką firmę.

- Skąd zatem u stolarza taka myśl, żeby zająć się pomocą ubogim?

- Ten pomysł powstał przynajmniej 30 lat temu. Wtedy jeszcze nie było Towarzystwa św. Brata Alberta. Myśl o tym zrodziła się we mnie. Wydaje mi się, że mam jakąś siłę, która sprawia, że jeśli coś postanowię, to muszę to wykonać. Nie uznaję, że tego się nie da zrobić, że może kiedyś...

Reklama

- Czy u początków było jakieś jedno wydarzenie, czy to raczej narastało powoli?

- Pamiętam, że po raz pierwszy coś takiego wydarzyło się właśnie wtedy, gdy pracowałem z uczniami OHP. Ci młodzi ludzie mieszkali tu, w Bielsku-Białej, w internacie, a do domów jeździli na święta, na wakacje. Był rok 1973. Na przełomie marca i kwietnia, w piątek, zobaczyłem w sekretariacie wyłożoną teczkę osobową jednego z uczniów, z załącznikiem: do zwolnienia. Uczeń ten pochodził z okolic Rzeszowa. Podczas pobytu w domu złamał sobie nogę i miał kilka miesięcy zwolnienia lekarskiego.
W tamten piątek powiedziałem więc szefowi: „Przecież on za chwilę kończy służbę wojskową, czemu mamy go wyrzucić?”. I poprosiłem o delegację, by móc do tego chłopaka pojechać. W sobotę około godz. 10 byłem już u tego ucznia. Siedział przed domem. Gdy mnie zobaczył, zaczął płakać. Mówił, że już do Bielska nie wróci, bo mu tę złamaną nogę amputują. Przestraszyłem się wtedy. Pojechałem więc do Szpitala Powiatowego w Leżajsku, by porozmawiać z tamtejszym lekarzem. Ten potwierdził, że przewiduje amputację. Wtedy wstałem i powiedziałem tak: „Ja jestem tylko stolarzem, ale mówię panu, że pan tej nogi nie amputuje”. Pamiętam, że strasznie go zdenerwowałem stawianiem warunków. „Proszę się nie denerwować - powiedziałem do niego - Proszę napisać zaświadczenie o konieczności tej amputacji, ja zabiorę je do Bielska, tam załatwię miejsce w szpitalu i z powrotem przywiozę pismo, że Bielsko przyjmuje tego pacjenta”. Tak też się stało. Decyzja o tym czy amputacja jest rzeczywiście konieczna, czy nie, miała zapaść po tygodniu pobytu w szpitalu w Bielsku-Białej. Na szczęście okazało się, że nie trzeba było amputować. Leczenie trwało dosyć długo, nosiłem więc temu uczniowi zeszyty, by odrabiał zaległości. Później załatwiłem mu pobyt w sanatorium w Goczałkowicach. W końcu udało mu się zdać egzamin czeladniczy, dostał książeczkę wojskową. To był mój pierwszy sukces.

- Potem były imprezy charytatywne dla dzieci...

- Tak. Już prawie 30 lat z dyrektorem Szczotką z BCK, z okazji Dnia Dziecka i św. Mikołaja organizujemy takie spotkania. Trzeba widzieć te dzieci. Szczególnie te niepełnosprawne, na kolanach mamy, które może niewiele z tego, co się dzieje rozumieją, ale wpatrują się w to, co dzieje się na scenie... Liczba uczestników tych imprez charytatywnych sięga prawie 50 tysięcy.

- Jak to się stało, że ze swą działalnością na rzecz ubogich trafił Pan w końcu „pod skrzydła” Brata Alberta?

- Patronem zawsze mi bliskim był św. Maksymilian Maria Kolbe. A to dlatego, że mój ojciec został rozstrzelany w Oświęcimiu w 1942 r. Chciałem coś dla mego ojca uczynić. Pytałem sam siebie: cóż dla niego mogę zrobić? Postanowiłem więc ufundować cztery olejne obrazy św. Maksymiliana: jeden do parafii Świętej Trójcy w Bielsku-Białej, drugi do parafii na Leszczynach, trzeci do parafii św. Stanisława w Łodygowicach i czwarty do Pasierbca koło Limanowej. Miałem wielkie nabożeństwo do tego Męczennika Aushwitz.
W roku 1987 wikariusz z Leszczyn, przychodząc do mojej chorej mamy z Komunią św., przyniósł kiedyś niewielki obrazek bł. Brata Alberta. Raz po raz na niego spoglądałem. I powoli rodziła się we mnie myśl o pomocy ubogim, powoli ta myśl narastała. I razu pewnego przeprowadziłem poważną rozmowę ze św. Maksymilianem, i powiedziałem mu, żeby się nie gniewał, bo teraz już zaangażuję się w tworzenie Towarzystwa św. Brata Alberta.

- Jak Pan wspomina początki Towarzystwa?

- Początki wcale nie były łatwe. Były rozmowy w Krakowie u sióstr albertynek, we Wrocławiu, w Bielsku-Białej z kapłanami: z ks. Sanakiem i ks. Powadą. Wreszcie mieliśmy kupować dom w Cygańskim Lesie. Proszę sobie wyobrazić, jaka była wtedy sytuacja. Cygański Las to piękne miejsce, ale był jeden problem: nie mogliśmy się dogadać z właścicielami - raz chcieli sprzedawać, innym razem już nie. I dziś myślę, że św. Brat Albert nie chciał tego domu. Bo kto dziś jeździłby do Cygańskiego Lasu po posiłek, kto z biednych miałby pieniądze na bilety?
Potem miasto dało nam niewielkie pomieszczenie na poddaszu, na ul. Komorowickiej. To była mała izdebka, kompletnie zrujnowana, wymagająca remontu. Pamiętam jak stanąłem na środku tego pomieszczenia i powiedziałem: Bracie Albercie, na ciężką próbę mnie wystawiasz. Ale ja Ci obiecuję, że Cię nie zawiodę. I właściwie tak jest do dziś.
Pamiętam jak w 1989 r. „Solidarność” zrobiła w swej siedzibie spotkanie. Zostałem na nie zaproszony. Na końcu wstałem i powiedziałem: „Korzystając z obecności wicewojewody proszę o likwidację sklepu przy ul. PKWN 16, bo tam chcielibyśmy urządzić stołówkę”. Nie minęło 10 dni, jak dostałem telefon od dyrektora PSS, że sklep jest likwidowany. Ale to wszystko wymagało jeszcze przystosowania do celów gastronomicznych. Ktoś zrobił projekt adaptacji, ale na jego realizację pieniędzy nie mieliśmy. Znów zapukałem do biura dyrektora WPHW i posła ziemi bielskiej, i poprosiłem o pomoc. I tak powoli wszystko się rodziło, dochodziły kolejne pomieszczenia. Potem przyszedł czas na łaźnię itd.

- Wielu ludzi pracujących na gruncie socjalnym narzeka na opór materii, na nie najlepsze rozwiązania prawne. Jak Pan postrzega ten problem na przestrzeni 20 lat?

- Mówiąc szczerze, to mnie nie interesuje. Zupełnie mnie to nie interesuje. Mam taką zasadę, że jak sam sobie nie pomogę to problemy się nie rozwiążą. Kiedyś trzeba było za wszystkim chodzić, prosić. Dziś już coraz częściej ludzie sami zgłaszają się do nas i chcą pomóc, bo widzą, że to dzieło jest dobre.
Od miasta otrzymujemy ok. 200 tys. zł w roku. Wiele zawdzięczamy sponsorom. I nie są to kwoty małe, bo sięgają jednorazowo kilku tysięcy zł. Nie można zapomnieć, że kwestujemy w parafiach, prawie w każdą niedzielę. Z takich kwest w większych parafiach mamy nawet 4-6 tys. zł, w małych 1-1, 5 tys. To ważne źródło wsparcia.

- Jakie wydarzenia z 20-letniej historii całego tego przedsięwzięcia wspomina Pan najmocniej?

- Myślę, że chwilę, kiedy na gali w Katowicach otrzymałem Order Uśmiechu. Wiadomo, że tego odznaczenia od dzieci nie da się kupić - to wielkie wyróżnienie. I oczywiście odznaczenie, które otrzymałem przed trzema laty, czyli odznaczenie papieskie „Pro Ecclesia et Pontifice”. Te chwile wspominam z wielkim wzruszeniem.

- Ile czasu spędza Pan w siedzibie Towarzystwa?

- Jestem tutaj każdego dnia prócz niedziel. Od poniedziałku do czwartku po 6 godzin dziennie, w piątek ponad 8 godzin, w sobotę prawie 5 godzin. W niedzielę najczęściej jestem na kwestach w parafiach naszej diecezji. Ja nie chcę siedzieć w domu. Tu jest całe moje życie, tutaj się czuję dobrze.

- Jak wyglądają plany na przyszłość?

- Na razie nie planujemy jakichś nowych projektów. Sugerowano, żeby zrobić schronisko. Ale jeśli teraz z trudem trwamy od pierwszego do pierwszego, to trudno mówić na razie o jakichś inwestycjach. Za rok będziemy mieli wybory prezesa. Jeśli się znajdzie odpowiednia osoba, to będę „na emeryturze”, jeśli trzeba będzie to dalej będę tutaj pracować. Z tej pracy odwoła mnie św. Brat Albert. On mnie powołał i on mnie odwoła. Odwoła mnie do wieczności. To się może stać jutro, za tydzień. Ale ja o tym nie myślę. Żyję pracą na rzecz Towarzystwa. A w domu mam obraz św. Brata Alberta. Każdego dnia rano i wieczorem z nim rozmawiam. Proszę go i wszystko jest załatwione...

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież: młodzi potrzebują ewangelizacji przez edukację

2024-04-22 13:36

[ TEMATY ]

papież

ewangelizacja

młodzież

©Grzegorz Gałązka

Ilekroć spotykam się z ukraińskimi dziećmi, uderza mnie jedna rzecz, że się nie uśmiechają, że straciły uśmiech - powiedział papież na audiencji dla zgromadzenia Braci Szkół Chrześcijańskich z Ploërmel. Zauważył, że w krajach ogarniętych konfliktem zbrojnym najmłodsi potrafią się bawić nawet pod bombami, ale wojna odbiera im uśmiech. Franciszek apelował do zakonników, aby pracując z takimi dziećmi, starali się przywrócić im uśmiech.

Bracia Szkół Chrześcijańskich z Ploërmel to założone przed 200 laty we Francji zgromadzenie, które zajmuje się ewangelizacją poprzez edukację. Dziś jest już obecne w 26 krajach świata.

CZYTAJ DALEJ

Rada Społeczna przy Arcybiskupie Poznańskim o wyzwaniach i zagrożeniach stojących przed edukacją młodego pokolenia Polaków

2024-04-22 14:24

[ TEMATY ]

młodzi

Adobe Stock

„Notowany w ostatnich dekadach dynamiczny rozwój informatyzacji jest z pewnością wielkim dobrodziejstwem dla edukacji. Jednak z drugiej strony, stanowi pokusę postrzegania Internetu jako wyłącznego źródła wiedzy, szczególnie dla młodych ludzi. Innym zagrożeniem nadużywania obecności w wirtualnej rzeczywistości jest degradacja więzów międzyludzkich” - piszą członkowie Rady Społecznej przy Arcybiskupie Poznańskim w oświadczeniu nt. wyzwań i zagrożeń stojących przed edukacją młodego pokolenia Polaków.

Poniżej pełny tekst oświadczenia Rady:

CZYTAJ DALEJ

Bp Bronakowski o zakazie sprzedaży alkoholu na stacjach paliw: to ochrona młodego pokolenia Polaków

2024-04-23 13:30

[ TEMATY ]

bp Tadeusz Bronakowski

Karol Porwich/Niedziela

Alkoholik włącza mechanizmy obronne, nie dostrzegając problemu

Alkoholik włącza mechanizmy obronne, nie dostrzegając problemu

- Niwelowanie zagrożeń związanych z promocją i dostępnością alkoholu to przede wszystkim ochrona młodego pokolenia Polaków - zaznaczył bp Tadeusz Bronakowski w komentarzu dla Katolickiej Agencji Informacyjnej. Przewodniczący Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych wyraził tę opinię w odpowiedzi na propozycję wprowadzenia w Polsce zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw. Obecnie Ministerstwo Zdrowia pracuje nad rozwiązaniami, które mają doprowadzić do zmniejszenia dostępności alkoholu.

Publikujemy pełną treść komentarza bp. Tadeusza Bronakowskiego - przewodniczącego Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych:

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję