Samotni w nieszczęściu
"Jestem tutaj pierwszy raz i czuję się z tym okropnie. Zostałam zmuszona do przyjścia, ponieważ oboje z mężem straciliśmy pracę, a mamy dwoje dzieci, którym trzeba dać jeść. Jestem zła i obrażona, że muszę prosić o pomoc. Ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego mnie to spotkało?" - zwierza mi się jedna z kobiet oczekujących na posiłek.
Do Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Nowej Soli przychodzi dziennie po pomoc ok. 120 osób. Każdy potrzebujący dostaje talerz gorącej zupy i suchy prowiant do domu: chleb, ziemniaki, czasami nawet kawałek mięsa. Zdarza się, że po jedzenie przychodzą dzieci wysyłane przez bezradnych rodziców. Wydaje się nam często, że do takiego miejsca w większości przychodzą ludzie z marginesu społecznego. Tymczasem te proszące o pomoc osoby w niczym nie różnią się od nas. Czysto i schludnie ubrani, nie zwracają niczyjej uwagi, jedynie w ich oczach widać udrękę. "Staram się jakoś sobie radzić. Sprzedaję złom i makulaturę, a gdy już nic nie ma, to zjawiam się z córeczką tutaj" - mówi bezradny tata. Stojąca obok mała Ania, trzymając ojca za rękę, szepcze, że najbardziej lubi, gdy podają zupę pomidorową.
Przychodzący do Towarzystwa ludzie czują się bardzo osamotnieni w swoim nieszczęściu. Sąsiedzi i przechodnie na ulicy mają często dosyć własnych problemów, aby jeszcze interesować się innymi. Przedstawiciele organizacji charytatywnych starają się pomagać, jednak przy ogromie potrzeb nie są w stanie sprostać wszystkim oczekiwaniom. Największy problem, gdy ktoś potrzebuje lekarstw. Udzielana pomoc medyczna nie zawsze jest wystarczająca, a leki zbyt drogie.
Dodatkowa porcja mięsa
Nowosolskie Towarzystwo zostało założone w 1993 r. z inicjatywy Jerzego Ceglarka w momencie upadku największych zakładów produkcyjnych, gdy wzrosło w mieście bezrobocie, a liczba ubogich powiększyła się zastraszająco. Przychodzący na posiłek pracują przy sprzątaniu parków miejskich, za co Urząd Miasta w Nowej Soli płaci bezpośrednio na konto Towarzystwa. Często są to jedyne pieniądze, za które można coś ugotować. Pomagają też właściciele piekarni i hurtowni, którzy przez cały rok dostarczają potrzebne produkty. Zdarza się, że przed świętami anonimowy darczyńca ofiaruje dodatkową porcję ziemniaków lub mięsa. Niestety takie osoby pojawiają się tylko raz w roku.
"Przed świętami samotność tych ludzi widać najbardziej. Przez okres Bożego Narodzenia Towarzystwo będzie zamknięte, jednak staramy się, aby na ten czas każdy dostał paczkę żywnościową" - zapewnia prezes Aleksander Tomaszewski. Wielu to stali bywalcy. Niektórzy z nich za wszelką cenę chcą zmienić swój los i szukają bezskutecznie pracy, inni natomiast pogodzili się już z życiem. Na stołówkę nie są wpuszczane osoby będące pod wpływem alkoholu. Kromkę chleba dostają jednak wszyscy, nawet pijani.
Na barkach Towarzystwa jest także utrzymanie świetlicy dla dzieci z rodzin patologicznych. "Przyszłość naszych podopiecznych nie jest różowa i długo będzie trwało nim coś się zmieni. Towarzystwo przy współpracy Urzędu Miasta i osób prywatnych stara się jak najwięcej pomóc. Trzeba zdać sobie sprawę, że my także możemy kiedyś potrzebować talerza darmowej zupy" - mówi A. Tomaszewski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu