W książce Carlo Marii Martiniego Odnaleźć siebie samych przeczytałem
zdanie, które na kilka dni oderwało mnie od lektury książki i zmusiło
do wewnętrznego zmagania z samym sobą. Oto owe zdanie: "Modlitwa
jest natychmiastową odpowiedzią wychodzącą z serca istoty ludzkiej,
kiedy staje wobec prawdy istnienia". Prawda istnienia - szczerość
wobec egzystencjalnej sytuacji człowieka jest czymś istotnym w każdym
systemie wartości. Prawda przyjęta, czyni człowieka poważnym uczciwym
partnerem i budowniczym wspólnoty. Kłamstwo, karmienie się iluzją
dehumanizuje jednostkę i dezintegruje wszelkie wspólnoty. Przy literaturze
pozostając wystarczy podać przykład choćby Nerona. Oszalały w kłamstwie
o swoim bóstwie, karmiony iluzją o talencie, zamordował wielkość
rzymskiej kultury, a przy okazji tysiące ludzi.
Oczywiście przykład ekstremalny i jakby nie przystający
do kondycji popularnego "szarego" człowieka.
A jednak zdanie z książki kardynała nie przestaje intrygować.
Proste pytanie - dlaczego się nie modlimy, kwitujemy slangiem o braku
czasu. I to jest - w moim osobistym odczuciu i doświadczeniu braku
modlitwy - wielkie kłamstwo. Nieprawda. Mamy czas, a nie modlimy
się tylko dlatego, że żyjemy w kłamstwie.
Dla człowieka wierzącego i uczciwego nieodzowność modlitwy
wychodzi od prostego bardzo założenia: człowiek, który żyje głęboko
autentyzmem swojego istnienia, próbuje spontanicznie wyrazić siebie,
poprzez słowa - wypowiedziane lub nie - zwracając się do Tego, który
go stworzył.
W TVN jakiś kolejny "medialny konfesjonał". Przez chwilę
przykuwa moją uwagę obraz 38-letniej kobiety. Jej usta drżą, widać
rezonują smutek istnienia. Słucham - opowiada o swoich kilkunastu
latach trudnego małżeństwa, które się rozpadło. Teraz... mści się
za tamte lata polując na mężczyzn. Bez żenady opowiada wobec wielomilionowej
widowni, że cel zawsze osiąga, choć czasem kosztuje ją to wiele zachodu.
Potem jeszcze trzeba wyekspediować dzieci do rodziny, by mieć wolny
kąt. Dziećmi tak w ogóle zajmuje się sąsiadka. Wszak ona nie ma czasu.
Jest zalęknionym myśliwym. Nie wiem, czy jest wierząca. Jest zakłamana.
I nad tym zakłamaniem dyskutują psycholog, pedagog, ksiądz. Nikt
jednak nie ma odwagi powiedzieć prawdy. Znikomy procent czasu, który
traci, poświęcony modlitwie dałby jej wewnętrzny spokój. Spięte wargi
ułożyłyby się w bukiet kobiecego uśmiechu.
Na tym samym kanale w Wiadomościach inna informacja -
wójt gminy Ursynów przeznaczył pięćset złotych dla każdego, kto adoptuje
psa ze zwierzęcych schronisk. To w tym samym czasie, kiedy na jedno
dziecko w Domu Dziecka przeznacza się niewiele ponad trzysta złotych.
Zakłamanie prawdy istnienia.
W Pysznicy sfora psów zagryzła na śmierć kobietę. Chirurg
powiedział, że czegoś tak okrutnego nie widział od dawna. Złapano
trzy z całej sfory. Powstał problem; nie ma ich gdzie umieścić. Pojawił
się zatem postulat - może w związku z tym zorganizować międzygminne
schronisko.
Demiurgowie rzeczywistości bez Boga zagospodarowują nam
czas przeznaczony na chwilę refleksji, prawdy o tym, kto w moim życiu
jest najważniejszy.
Modlitwa, która nie jest zwyczajnym szarwarkiem lub listą
żądań wysyłanych do Boga, ale jest dialogiem, w którym jest miejsce
na moje, ale i na Boga słowo, przywraca człowiekowi prawdę o sobie,
o jego życiu. Daje jeszcze coś więcej - odwagę do zmierzenia się
z niedoskonałościami mojego "Ja".
Kazimierz Brandys w książce Dżoker opierając się na swoim
doświadczeniu i obserwacji świata napisał, że przychodzą takie momenty,
kiedy człowiek odnajduje prawdę o sobie, poznaje siebie, niejako
przechwytuje siebie na gorącym uczynku. I tak dalej rozwija swoją
myśl: "Istnieje wtedy kilka możliwych rozwiązań.
1. Można się zredukować w stosunku do rzeczywistości,
tzn. określić się przed sobą jako egoista czy tchórz, ale unikać
wszelkich konfrontacji, które by mogły ów stan rzeczy ujawnić.
2. Można się zidentyfikować z rzeczywistością, a więc
być egoistą czy tchórzem, wiedzieć o tym i zachowywać się zgodnie
z owym stanem rzeczy.
3. Można też przeprowadzić rachunek sumienia fałszywy
i wiedząc o swym tchórzostwie uznać się za człowieka odważnego.
4. Wreszcie można rozpocząć grę ze sobą o siebie. Gra
to ryzykowna i odpowiedzialna, wymagająca stałego pogotowia, polegająca
na samowiedzy skrzyżowanej z samozaparciem. Taki człowiek mówi sobie:
Mimo, że jestem egoistą i tchórzem, w sytuacji społecznie obowiązującej
zdobędę się na wysiłek, aby postąpić inaczej niż egoista i tchórz;
nie wiem, na ile mi się to uda, ale w tym ´nie wiem´ jest pytanie
skierowane do mojego człowieczeństwa...".
To mądre słowa choć nie przekraczają granic humanizmu.
To nasze "nie wiem" w przypadku człowieka wierzącego w sposób naturalny
prowadzi do modlitwy. Wszak nie wiemy czasem, dlaczego mamy takie
czy inne zachowania. Modlitwa jest tym miejscem, w którym szuka się
odpowiedzi, częściej jest prośbą o uleczenie naszego "nie wiem".
Ci, którzy bawili się w popularnego remika znają jaką
wygodną kartą jest Dżoker. Zastępuje wszystkie brakujące w sekwensie
karty. W innych grach jest nieprzydatny, więc się go wyrzuca z talii.
Nie dajmy się sprowadzić do takiej pozycji. Życie nie
jest grą w remika. Chwilowe radości, komedie, tak bardzo potrzebne
dla zdrowia nie są całą prawdą o życiu. Nie dajmy się ułudzić.
Przemyślmy zatem mądre słowa Martiniego: "Modlitwa jest
natychmiastową odpowiedzią wychodzącą z serca istoty ludzkiej, kiedy
staje wobec prawdy istnienia".
Zapamiętajmy te dwa słowa: "prawda istnienia" i "natychmiastowa"
.
Pomóż w rozwoju naszego portalu