MARZENA OBERDA: - 12 listopada "Arka Lwowska" obchodziła jubileusz 10-lecia. Jak powstał ten amatorski teatr i skąd jego nazwa?
KS. JÓZEF DUDEK: - Narodziny "Arki Lwowskiej" to
rok 1990. Pracowałem wówczas w parafii w Lubaczowie. Z członkami
Klubu Inteligencji Katolickiej, dziećmi, młodzieżą i siostrą Tymoteą
postanowiliśmy, że jedną z form duszpasterstwa będzie tworzenie inscenizacji
i misteriów. To przerodziło się w utworzenie teatrzyku amatorskiego.
"Arka Lwowska" narodziła się, kiedy wzięliśmy na warsztat
mój scenariusz, który napisałem na podstawie noweli Kornela Makuszyńskiego
Uśmiech Lwowa. Stąd też wzięła się nazwa teatru "Arka Lwowska". Zamysłem
moim było, by tak jak Bóg poprzez Noego i jego arkę zachował świat,
zachował człowieka od zguby, pogrążenia go w odmętach potopu, tak
dziś potrzeba amatorskiego ruchu, by zachować to, co piękne w dziejach
naszego narodu, co jest sacrum. Postanowiłem, że wraz z dziećmi,
młodzieżą i dorosłymi zajmę się tworzeniem tego w ramach teatru.
Taki był mój zamysł i sądzę, że udało się go zrealizować.
- "Uśmiech Lwowa" to pierwszy spektakl. Gdzie go zagrano?
- Prapremiera odbyła się w Lubaczowie. Miejski Dom Kultury pękał w szwach. Spektakl, choć amatorski, grany był ponad 20 razy. I tak się zaczęło. Nie skończyliśmy grać jeszcze Uśmiechu Lwowa kiedy przyszedł pomysł, żeby przygotować kolejne sztuki. Zanim się to dokonało bardzo du żo pracowaliśmy: nad emisją głosu, rytmiką, ruchem, gestem.
- Po #Uśmiechu Lwowa" były kolejne sztuki, kolejne spektakle...
- Po Uśmiechu Lwowa mnie osobiście, jako proboszcza
wówczas prokatedry lwowskiej w Lubaczowie - kościoła pw. św. Stanisława
bm - zaintrygował dramat Karola Wojtyły Stanisław. Równolegle przygotowaliś
my wspaniałą, piękną baśń Ewy Szelburg-Zarębiny Za siedmioma górami
z drugim zespołem z tego samego teatru. Stanisław zagrany był w koś
ciele oraz na stadionie podczas rocznicy pielgrzymki Ojca Świętego
do Lubaczowa. Natomiast w Domu Kultury przed bardzo liczną widownią
dzieci i młodzieży graliśmy baśń Za siedmioma górami. Ta sztuka pod
względem technicznym, kostiumowym i scenograficznym była fantastyczna.
Dzieci zachwycały się smokiem, który miał wielką paszczę, zionął
niemalże ogniem. Tę sztukę grywaliśmy poza Lubaczowem: w Tomaszowie
Lubelskim, Lublinie, Przemyślu. Głównymi widzami były dzieci. Po
dramacie Karola Wojtyły Stanisław pomyśleliśmy, że potrzeba nam trochę
oddechu. Wtedy wpadła mi do ręki jednoaktówka, farsa duńskiej autorki
Augusty Gregory Plotka. Historia wspaniała - jak rodzi się plotka.
Sztuka spotkała się z dobrym przyjęciem.
Potem wpadłem na pomysł, żeby przygotować dramat Romana
Brandtstettera Dzień gniewu. Już trzeci raz ten dramat wpadł mi do
rąk. Pierwszy raz grałem w nim i reżyserowałem go będąc jeszcze w
seminarium. Później, kiedy byłem wikariuszem w Lipsku koło Narola,
wraz z nauczycielami powołaliśmy Klub Honorowych Dawców Krwi. Przy
klubie powstał teatrzyk o nazwie #Datores" i przygotowaliśmy Dzień
gniewu. Grałem główną rolę. Trzeci raz wystawiła to #Arka Lwowska"
z nowym pomysłem, z chórem ojców, którzy grali z widowni, ze świecami,
zakapturzeni. Ten dramat wystawiliśmy również w Wojewódzkim Domu
Kultury w Zamościu. Na spektaklu obecny był ks. bp Jan Śrutwa i kilku
innych kapłanów.
Po Dniu gniewu usłyszałem o Jerzym Jesionowskim, człowieku,
który był zagubiony od strony emocjonalnej i od strony wiary, który
poszukiwał tego, co najwartościowsze: prawdy, sprawiedliwości, piękna.
Miał problemy, niemniej jednak był dobrym obserwatorem świata i umiał
wyśmiewać snobizmy. Winiliśmy się za to, co było wielkim problemem
i jest nim do dziś - ucieczka Polaków z ojczyzny. Wpadła mi do ręki
komedia Wuj z Ameryki. To była druga sztuka po Uśmiechu Lwowa grana
około 20 razy.
Na rok Juliusza Słowackiego postanowiliśmy zrobić Złotą
czaszkę - również dramat. Musieliśmy zmienić trochę jego konwencję,
zmieniliśmy nieco scenariusz, dlatego, że nie byłoby to możliwe do
zagrania na scenie teatru. Była to sztuka kostiumowa - wspaniałe
kontusze, ucharakteryzowani szlachcice i szlachcianki. Zagraliśmy
Złotą czaszkę m.in. w samym Krzemieńcu - tam, gdzie rozgrywała się
akcja, miasto najbliższe Słowackiemu, gdzie pisał Złotą czaszkę.
Byliśmy na Górze Królowej Bony i również graliśmy w Domu Słowa Polskiego.
Wracając z Krzemieńca nie omieszkaliśmy wstąpić do Lwowa, gdzie wystą
piliśmy w Teatrze Polskim. Oprócz tego zagraliśmy w Lublinie, Przemyś
lu, Horyńcu, Cieszanowie.
Po Złotej czaszce, kiedy objąłem parafię Lipsko k. Zamoś
cia, dojeżdżałem do Lubaczowa. Kolejna sztuka przygotowana #z doskoku"
to Gość oczekiwany Zofii Kossak-Szczuckiej. Też baśń, może bardziej
moralitet, który ukazuje, że Chrystusa rozpoznajemy także w biednych.
Następnie podjęliśmy decyzję, aby przygotować kolejną rzecz Jerzego
Jesionowskiego - Odnowiciel. Piękny dramat futorologiczny, wybiegają
cy w przyszłość, ukazujący prawie apokaliptyczną wizję. Sztuka grana
była również w Zamościu, obejrzał ją ks. bp Jan Śrutwa.
- Na swoje 10-lecie zagraliście to, czym zaczynaliś cie, czyli #Uśmiech Lwowa". Czy był to powrót do początków czy też uroczyste zakończenie?
- Nie zarzekam się. Jest coś, co jest ważniejsze ode mnie, gdzieś w moim sercu, we wnętrzu. Noszę się z myślą, że być może rozstanę się z tym teatrem, choć chciałbym, by on jednak pozostał. Trudno powiedzieć. Na razie Kornel Makuszyński i Uśmiech Lwowa 2000. Przygotowując się do sztuki postanowiłem, by przygotowali ją lwowiacy. Nie reżyserowałem jej, choć oczywiście jest ona oparta na moim scenariuszu, na kanwie tej noweli. Przygotowuje ją sam dyrektor Teatru Polskiego we Lwowie - Zbigniew Chrzanowski. Scenografię przygotował Walery Bortiakow.
- Kilka lat temu objął Ksiądz probostwo w parafii Lipsko koło Zamościa. Czy w zespole nie pojawił się kryzys, z powodu tego, że opiekun odszedł?
- Teatr chciał żyć. Było to silniejsze od moich postanowień, że z #Arką" jednak skończę, że zajmę się życiem tutaj. Nie zaniedbuję jednak mojej rodzimej parafii Lipsko. Powstał tu teatrzyk dziecięcy # Uciecha". Staram się godzić jedno z drugim. Opiekun odszedł, ale więź całego zespołu sprawiła, że teatr żyje i rozwija się. To nie moja zasługa. Wydaje mi się, że to jest Boży dar i Boża iskra, która zapłonęła i od 10 lat trwa i chce trwać dalej.
- Czego Ksiądz chciałby życzyć #Arce Lwowskiej"?
- Pragnę serdecznie podziękować, wszystkim członkom i życzyć twórczości, otwarcia i więzi. Niektórzy powiedzieli, że # Arka Lwowska" to rodzina i my czujemy tę więź. Życzę Wam, drodzy moi przyjaciele, obfitości Bożych łask i szerzenia tej kultury, która tak bardzo jest nam potrzebna.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu