Reklama

Niedziela Łódzka

To w drugim człowieku jest Chrystus

Z o. Tomaszem Nowakiem OP – przeorem łódzkiego konwentu dominikanów o tym, kto i dlaczego ma prawo działać w Kościele i czemu, pamiętając słowa Chrystusa: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni”, tak szybko dostrzegamy ułomności naszych bliźnich – rozmawia Anna Skopińska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA SKOPIŃSKA: – Niedawno usłyszałam wypowiedź aktywnego działacza jednej z łódzkich wspólnot. I to, co mnie w niej uderzyło, to stwierdzenie: – Aby móc ugościć młodych, którzy przyjadą na Światowe Dni Młodzieży w 2016 r., trzeba spełniać określone kryteria...

O. TOMASZ NOWAK OP: – Coraz częściej spotykam się z taką postawą. To taki radykalizujący się trend, który narasta. Tak jakby Pan Jezus przychodził tylko do sprawiedliwych....

– I my nimi jesteśmy...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Tak. I dopiero jak nimi będziemy, to się do czegoś w ogóle nadamy. A jeśli nie jesteśmy sprawiedliwi – jesteśmy grzesznikami, gdzieś się pogubiliśmy, to nic nam nie wolno. To zupełnie nieewangeliczne.

– Nieewangeliczne? Przecież idziemy do przodu, mamy większą świadomość, można nawet powiedzieć – większą tolerancję. Skąd więc taka postawa?

– To oparte jest na lęku osoby, która przedstawia takie poglądy. Tu nie ma żadnych argumentów logicznych, a już na pewno ewangelicznych. Przypatruję się takiej postawie już od kilku lat. Podsycane jest to nie tylko politycznie, ale też społecznie i kościelnie. Zamiast szukać jedności, zaczynamy się dzielić i budować mury.

Reklama

– Ale przecież szukamy tej jedności choćby przez wiele inicjatyw łączących chrześcijan, ale też wychodzących poza naszą religię.

– Chwała Bogu, że są takie inicjatywy. Ale jednocześnie gdzieś bronimy się przed jednością. Nie wiem, czy wynika to z tego, że wszystko ma dziś tak szybkie tempo? Następuje szybki rozwój, szybka zmiana w mentalności, a tym samym człowiek – nie nadążając za tym – potrzebuje gdzieś się zabezpieczyć. Sam jestem ciekaw. Mnie to bardzo niepokoi. Bo powoduje, że zupełnie „odjeżdżamy” od Ewangelii. Stajemy się coraz bardziej faryzejscy, czyli: porządni, sprawiedliwi, czyści, koszerni i nie wiem, jak jeszcze to nazwać. A wszystko, co inne, ekskomunikujemy. Tymczasem Pan Jezus zostawia faryzeuszów, saduceuszów z ich myśleniem i idzie po swojemu – dlatego odbierają Go jak wroga. Tu jest podobnie: nie można po prostu cieszyć się z sukcesu drugiego człowieka. Nie można, bo on nie jest „stąd”. Tymczasem Ewangelia mówi: nikt nie patrzy, czy jesteś faryzeuszem, czy koszernym, czy jesteś katolikiem, czy nie, żyjesz w pełnej rodzinie czy jesteś samotnym rodzicem – masz serce, kochasz, chcesz czynić dobrze – to pozwoli ci spotkać Jezusa.

– Takie „oto człowiek”...

– Jaka jest sytuacja? Przyjeżdża młodzież i chce być przyjęta, ugoszczona. I mam prawo podać kubek wody drugiemu człowiekowi czy nie mam prawa? Dlatego, że nie jestem superwierzący...

– To odpycha ludzi od Kościoła...

– Na tym ten paradoks polega – zasługuję na pokazywanie Kościoła, dopiero jak jestem super. Czyli Maria Magdalena, Zacheusz, Samarytanka, celnik Mateusz do tego grona się nie nadają.

– Jak to powinno być według Ewangelii?

– Każdy, kto jest życzliwy, kto chce wziąć, pomóc, służyć – ma do tego prawo. Chcesz przyjąć młodzież chrześcijańską, która przyjeżdża – przyjmuj! Powiem więcej: nawet jeśli jesteś ateistą – przyjmij, bracie, bo masz serce. To jest znak, że szanujesz mnie i moich braci w wierze. Mamy to na każdym kroku w Ewangelii: jak to do grzesznika idziesz w gościnę? gdyby wiedział, kto jest ta, która się go dotyka? Jezus jest nieustannie wśród celników, grzeszników, nieczystych. A ci ludzie, którzy przyjeżdżają – to są grzesznicy czy to jest Jezus? Grzesznicy, którzy muszą przyjść do świętych? I przez to, że przyjdą, to się uświęcą? Z całym szacunkiem dla takiego postulatu – podobaj się Bogu, jak najbardziej możesz, ale nie na zasadzie, że dopiero, jak będziesz superdoskonały, to będziesz mógł pomóc.

– To zupełna utopia...

– Dokładnie. Wtedy my, zakonnicy, musielibyśmy w większości pozdejmować habity. Bo czy zakon jest dla świętych, czy dla grzeszników, którzy chcą się nawracać?!

– Te wszystkie podziały w większości tworzymy my, wierni. Duszpasterze może bardziej biernie – przez brak reakcji, milczenie...

– Może też dlatego, że my, duchowni, trochę sami nie wiemy, jak to ma być. To trochę naturalne, człowiek się nawraca, więc komuś, kto tak się troszczy o nawrócenie, o dobre życie, kibicujemy. Teza o czystości i doskonałości brzmi dobrze, gdybyśmy wszyscy byli aniołami. Tylko, że to jest nieprawda. Założenie jest nieprawdziwe. Kościół nie jest tylko dla tych czystych. Wtedy wszyscy inni by się nie nadawali. To myślenie pogańskie, które co jakiś czas wraca. Pragnienie bycia czystym. A jak już jestem tym „czystym”, to się tym chełpię: dziękuje Ci, Panie, że nie jestem jak ten celnik. Ale Jezus mówi: z tobą się w ogóle nie spotkałem, z tobą czystym, który modlisz się, pościsz, dajesz dziesięcinę i wszystko masz po prostu cacy.

– To w którym miejscu jest ten człowiek?

– Taki człowiek jest w połowie drogi. Nie mam ochoty kogoś takiego potępiać...

– Nikt go nie potępia, tylko patrzymy na to, co mówi...

– Nie zgadzam się jednak na to, by on potępiał innych. To pycha! Bo kim ty jesteś? To jest dokładnie to pytanie: kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień. I jakbyśmy pozwolili wziąć się Panu Bogu pod lupę, to szybko byśmy zobaczyli, że nie jesteśmy aniołami ani ideałami.

– A jacy ludzie przychodzą do dominikanów?

– Różni – święci, grzeszni. Niedawne rekolekcje, które głosił o. Adam Szustak OP, zgromadziły 3-4 razy więcej osób niż zwykle, ale do Komunii przystąpiła tylko niewielka część; pokazały, że przyszli ci, którzy nigdzie nie chodzą. I za to błogosławimy Boga. Jednocześnie widzimy, że gdy ktoś dłużej do nas przychodzi, to ma coraz bliżej do Pana Boga. Rozwija się, więcej widzi. Tak dzieje się w każdym miejscu, gdzie okazuje się drugiemu człowiekowi serce, nie tylko u dominikanów.

– To kolejny znak, tak? Że nie tylko Ewangelia, ale też Kościół nie odrzuca nikogo.

– Sobór Watykański II, którego ciągle musimy się uczyć, bardzo jasno mówi o kręgach przynależności do Kościoła. I nikogo nie wyklucza. Ktoś sam się może wykluczyć. Kościół pokazuje też drogę służby.

– To ta Jezusowa droga, z której zbaczamy?

– Ta, która wskazuje: nie mamy być na transparencie do pokazywania, ale mamy być u stop, by służyć drugiemu człowiekowi. Tak jak mówił Jan Paweł II: nie Kościół ma być drogą dla człowieka, ale człowiek drogą dla Kościoła. To jest odwrócenie tego dążenia do budowy twierdzy. Teraz mamy kolejnych papieży – Benedykta XVI i Franciszka, którzy też idą tą samą drogą. I mówią: jeśli masz wartość w oczach Bożych, to nic ci nie zagraża. Stara tradycja chrześcijańska nakazuje, by jak przyjdzie gość umyć mu nogi. Jeśli jesteś gotów to zrobić, to znaczy że nadajesz się, by go przyjąć. To jest to, co mówi Jezus: jeżeli wchodzicie do domu powiedzcie „pokój wam”, jeśli was przyjmą, zostańcie tam, a jeśli nie – pójdźcie dalej. To jest właściwa miara.

– Miara, do której chyba ciągle powinniśmy powracać albo uczyć się jej. Trzeba być bardzo pokornym, by ją przyjąć?

– Trzeba być jedno z Chrystusem. Jeśli chcę przyjąć mego brata, traktując go jako wyższego od siebie, to się do tego nadaję. Kto jest tu sędzią? Chyba, że chodzi o pokazanie się. Ale wtedy to, co zrobił Jezus Zmartwychwstały, jest absurdalne. Ponieważ On, jak zmartwychwstał, powinien się pokazać. A On tylko uczniom się objawia. Jeśli zastosujemy taką logikę, to nie ma Jezusa tam, gdzie chcemy się pokazać, bo On już poszedł innym umywać nogi.

– Żeby być w Kościele, działać, trzeba przechodzić koniecznie przez jakieś formacje?

– Tak, ale niekoniecznie w naszym rozumieniu. Ciekawe, czy według naszych kategorii Mojżesz mógłby być prorokiem, chociaż był jąkałą, Piotr papieżem, choć zdradził, a Paweł jako zabójca apostołem? Tu nikt się do niczego nie nadaje, ale Bóg widzi inaczej.

– My postrzegamy ściśle po ludzku...

– Możemy tak patrzeć, ale to nie ma nic wspólnego z Jezusem. Jezus przychodzi do Marty i Marii. Kto kogo obdarowuje? One Jego? „Troszczysz się i niepokoisz o wiele...”. Możesz się troszczyć i niepokoić o wiele rzeczy, ale jak młodzi przyjadą, to nic od nich nie weźmiesz, niczego się nie nauczysz. Będziesz tak zaaferowany pokazywaniem siebie, że nie pozwolisz się obdarować. I to byłoby najgorsze. Oni tu przyjeżdżają, by nas obdarować. To jest dla nas szczęście, bo możemy od nich czegoś się nauczyć, wziąć.

– Co w takim razie mamy zmienić w myśleniu, naszej postawie?

– Pan Jezus uczy, że mamy być otwarci jeden na drugiego. Każdy od każdego może się uczyć. Czego? Jak mamy już tu, na ziemi, być do Jezusa podobni. To jest ciekawe. Służąc sobie nawzajem, mamy szansę zobaczyć, jaki był Jezus. Jak On żył. Co wybierał. Gdzie chodził. Może warto odwrócić to nasze myślenie. Owszem możemy im służyć, ale tylko wtedy, gdy uznamy, że to my ich potrzebujemy. Że to oni są dla nas Chrystusem.

2015-03-26 11:43

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W Polsce coraz bardziej naruszana jest konstytucyjna wolność sumienia i wyznania

[ TEMATY ]

chrześcijaństwo

przemoc

cyberprzemoc

wolność religii

Carlos André Santos /Fotolia.com

"Z roku na rok wzrasta w Polsce liczba aktów naruszania konstytucyjnej wolności sumienia i wyznania. Stają się one coraz bardziej różnorodne i dotkliwe w stosunku do osób wierzących" - mówił Jan Wółkowski z Laboratorium Wolności Religgijnej. W warszawskim Domu Technika odbyła się konferencja prasowa promująca przypadający 22 sierpnia Międzynarodowy Dzień Upamiętniający Ofiary Aktów Przemocy ze względu na Religię lub Wyznanie.

22 sierpnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Upamiętniający Ofiary Aktów Przemocy ze względu na Religię lub Wyznanie, ustanowiony w 2019 roku przez Zgromadzenie Ogólne ONZ. Z tej okazji Laboratorium Wolności Religijnej, jako organizator tegorocznych obchodów Dnia, wraz z Papieskim Stowarzyszeniem Pomoc Kościołowi w Potrzebie oraz Stowarzyszeniem Polskich Mediów zorganizowały dziś konferencję prasową. W spotkaniu udział wzięli ks. dr Mariusz Boguszewski (PKwP), oraz ks. dr Tomasz Huzarek i Jan Wółkowski (Laboratorium Wolności Religijnej). Spotkanie prowadził red. Marek Traczyk, prezes Stowarzyszenia Polskich Mediów.

CZYTAJ DALEJ

Być oparciem dla innych

2024-04-23 12:35

Magdalena Lewandowska

Wspólna modlitwa w kościele św. Maurycego

Wspólna modlitwa w kościele św. Maurycego

W parafii św. Maurycego odbyło się ostatnie rejonowe spotkanie zespołów presynodalnych dla rejonu Wrocław-Śródmieście i Wrocław-Południe.

Konferencję na temat Listu do Kościoła w Filadelfii wygłosił Tomasz Żmuda z Oławy. Nie zabrakło też wspólnej modlitwy i spotkania przy stole na dzielenie się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję