Reklama

W oczekiwaniu na kanonizację błogosławionego biskupa J. S. Pelczara

Samotność ojcostwa (8)

Niedziela przemyska 8/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Trudna w początkach znajomość z Kubą Glazerem przerodziła się w koleżeństwo, a kolejne dni zbliżały chłopców do siebie przeradzając się w męską przyjaźń. Obaj pochodzili z bliskich sobie stron. Wszak z Korczyny do Woli Jasienickiej, skąd pochodził Kuba, nie było daleko. Zdarzało się, że obaj razem wędrowali pieszo do domu na ferie czy wakacje. To było obydwu wielkie oczekiwanie. Liczyli dni dzielące ich od momentu wędrówki do rodzinnych domów. Kiedy zbliżały się daty ferii, chłopcy niewiele już myśleli o nauce. Józiu wprost przyznał się kiedyś: "do domu rodzinnego serce mnie zawsze ciągnie". Nie inaczej wybijało tęsknotę serce Kuby. Kiedy wreszcie nadchodził czas szkolnej kanikuły, wyruszali razem w drogę taszcząc skromne tobołki. Schodziło i nieraz dwa dni, by dotrzeć pieszo do domów lub w okolice Domaradza, skąd zabierał ich woźnica lub ojciec jeśli był, jak to mówił, czasowy.
W domu wszyscy z utęsknieniem czekali na przybycie brata. Niańki na początek "odgrywały" scenę litowania się nad chudością studenta, nie omieszkując wyrzucić rodzicom, że mając tyle pola dają dziecko na poniewierkę, a i tak nie wiadomo co z tej nauki przyda się dziecku do życia.
Podobnych problemów nie miały siostry i brat, który nie dając Józiowi wypocząć zabierał go na korczyńskie przestrzenie, pokazywał pole, wyjaśniając co gdzie zostało zasiane czy posadzone.
Sielanka trwała dzień, najwyżej dwa. Pelczarowie nie pozwalali dzieciom na jedzenie chleba za darmo. Także Józiowi. Kiedy mijał czas radości z przybycia do rodzinnych pieleszy, rozpoczynał się czas skrupulatnie wyznaczany przez matkę. Budziła syna wcześnie rano i wysyłała na Mszę św. do kościoła, by tam służył jako ministrant. Po śniadaniu zawsze szli do pracy w polu lub, jeśli pogoda temu nie sprzyjała, Józiu musiał siadać do czytania i nauki. A tu matka była szczególnie wymagającym nauczycielem. Podsuwała mu lektury, których nie czytano w szkole i potem skrupulatnie odpytywała, wyjaśniała. Po południu miał Józek czas dla siebie. Wspinał się wówczas na podkrośnieńskie "prządki" lub szedł na zamek odrzykoński. W porze stosownej nie omieszkał nigdy zająć się swoją ulubioną czynnością, jaką było łowienie ryb czy raków. To uporządkowane życie kształtowało charakter młodego, bo ledwie dziesięcioletniego chłopca i czyniło go bardzo dojrzałym, co postrzegali rodzice innych dzieci i czasem zazdrościli Pelczarom pedagogicznych zdolności i konsekwencji.
Józiu przywiózł z Rzeszowa celujące świadectwo kończące szkołę główną i promujące do klas gimnazjalnych. Jeszcze w Rzeszowie doszło do spotkania z Kubą, który pogratulowawszy Józiowi ocen wyraził swoje zadowolenie i ogłosił, że już przestaje być jego opiekunem, a po zakończonych wakacjach to Józiu otrzyma podopiecznego z niższych klas.
- Chciałem ci bardzo podziękować za te wspólne lata - nie omieszkał zauważyć Józiu.
- Nie był to dla mnie wielki wysiłek. Życzę ci abyś i ty trafił na takiego podopiecznego. Bo to, widzisz, nie taka prosta sprawa. Moi koledzy, którym się nie poszczęściło tak jak mnie, mieli niemałe problemy ze swoimi podopiecznymi.
- Dlaczego?
- Widzisz, chłopcy są różni. Jedni leniwi i z tymi największy problem. Bo mając zdolności zbywają naukę i więcej czasu poświęcają na zbytki. Jak zdążyłeś zauważyć, nauczyciele w naszej szkole to ludzie bardzo uczciwi. Mają poczucie odpowiedzialności za powierzone im dzieci. Sami nie mogą wszystkiego dopilnować, stąd zrodził się pomysł opieki starszych uczniów nad młodszymi.
- To rzeczywiście wielki trud.
- Zdarza się, że niektórzy rezygnują z takiej opieki, prosząc o zmianę podopiecznego. Ale co tam, może ty nie będziesz musiał się tym przejmować.
Pożegnali się na rozstajach dróg, życząc dobrych wakacji i spotkania w rzeszowskim gimnazjum.
W uporządkowany wakacyjny czas 1852 r. wkroczyła niespodzianka przygotowana przez mamę.
- Wprawdzie twoje dziesiąte urodziny już minęły, ale mam dla ciebie niespodziankę - powiedziała kiedyś do syna.
- Bardzo jestem ciekawy, co to za niespodzianka?
- Pojedziemy na odpust do Leżajska. W tym roku przypada setna rocznica koronacji cudownego obrazu. A ja mam do leżajskiej Matki Bożej szczególne zobowiązania.
Józiu z niecierpliwością oczekiwał na dzień wyjazdu. Wreszcie razem z rodzicami i rodzeństwem wybrano się w podróż. Leżajsk przywitał ich mnogością pielgrzymów. Tłok był na drogach i w samym mieście. Przy bazylice natknęli się na takie mrowie ludzkie, że trudno było się trzymać razem. Jakimś cudem matka przepchnęła się przez tłum i na chwilę Józiu mógł zobaczyć po raz pierwszy w życiu cudowny obraz. Napór był tak wielki, że ledwie przez chwilę mogli wpatrywać się w oblicze Matki. Marianna zdążyła jedynie przypomnieć synowi, że to właśnie tutaj, gdy nosiła go pod sercem modliła się, żeby był dobrym człowiekiem, a jeśli to będzie syn, to jeśli Bóg tak zechce, niech zostanie księdzem.
Józiu z powagą wysłuchał słów matki i po raz pierwszy zaczął myśleć o takiej drodze życiowej. Było to jedynie krótkie przemyślenie, które "utonęło" w morzu modlitewnych śpiewów co raz przychodzących pielgrzymek.
Nadszedł wreszcie czas odpustowej Sumy, którą odprawiał bp Wierzchlejski. Niewiele Józiu mógł widzieć, bo stał wśród mrowia ludzi i dość daleko od ołtarza. W międzyczasie spotkał kilku kolegów z rzeszowskiej szkoły i zaczęli razem rozważać, co zrobić, by kiedy wyruszy procesja znaleźć strategicznie dobre miejsce do zobaczenia biskupa, którego żaden nie widział z bliska. Któryś z kolegów zaproponował, by wspiąć się na płot, obok którego miała przechodzić procesja. Pomysł spodobał się wszystkim i po Komunii Świętej zaczęli tam się usadawiać. Zamysł był trafiony, acz nie do końca. Kiedy czoło procesji zbliżało się do miejsca ich obserwacji, z nagła, pod naporem ciężaru płot się po prostu załamał, a cała ferajna boleśnie odczuła upadek. Na szczęście nikomu nic się złego nie stało i po otrzepaniu się z piasku pożegnali się ze sobą i każdy zaczął szukać swoich najbliższych.
Późnym popołudniem wyruszyli Pelczarowie w drogę powrotną do domu. Na wozie rodzeństwo prześcigało się w opowiadaniu wrażeń, jaki ten dzień przyniósł. Józiu nie przyznał się do swojego pomysłu, który zakończył się bolesnym upadkiem. Mimo wszystko był to piękny prezent zafundowany przez mamę na jego dziesiąte urodziny.
Nadeszły dni kończące wakacje i Józia pochłonęły rozmyślania o nowej szkole, jaką było znane rzeszowskie gimnazjum. Znowu nawiedzać go zaczęły niepokoje i przemyślenia jak też da sobie radę z nauką, która, jak opowiadał Kuba, była nieporównywalnie trudniejsza niż w szkole głównej. Ze swoimi niepokojami podzielił się z matką, która jak to ona potrafiła, odrzekła:
- Nie masz się co martwić na zapas. Nie jesteś pierwszy. Jak porządnie wykorzystasz czas, to i w gimnazjum dasz sobie radzę. Skoro Kuba i inni sobie radzą, to i ty temu podołasz.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Tak, proszę, Jezu Chryste, obmyj mnie

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Pio Si/pl.fotolia.com

Rozważania do Ewangelii J 13, 1-15.

Wielki Czwartek, 28 marca

CZYTAJ DALEJ

Dziś Wielki Czwartek – początek Triduum Paschalnego

[ TEMATY ]

Wielki Czwartek

Pio Si/pl.fotolia.com

Od Wielkiego Czwartku Kościół rozpoczyna uroczyste obchody Triduum Paschalnego, w czasie którego będzie wspominać mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. W Wielki Czwartek liturgia uobecnia Ostatnią Wieczerzę, ustanowienie przez Jezusa Eucharystii oraz kapłaństwa służebnego.

Wielki Czwartek jest szczególnym świętem kapłanów. Rankiem, jeszcze przed wieczornym rozpoczęciem Triduum Paschalnego, ma miejsce szczególna Msza św. Co roku we wszystkich kościołach katedralnych biskup diecezjalny wraz z kapłanami (nierzadko z całej diecezji) odprawia Mszę św. Krzyżma. Poświęca się wówczas krzyżmo oraz oleje chorych i katechumenów. Przez cały rok służą one przy udzielaniu sakramentów chrztu, święceń kapłańskich, namaszczenia chorych, oraz konsekracji kościołów i ołtarzy. Namaszczenie krzyżem świętym oznacza przyjęcie daru Ducha Świętego.. Krzyżmo (inaczej chryzma, od gr. chrio, czyli namaszczać, chrisis, czyli namaszczenie) to jasny olej z oliwek, który jest zmieszany z ciemnym balsamem.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas w Sosnowcu przeprosił wiernych za każde zgorszenie, które kiedykolwiek spowodowali księża

2024-03-28 23:35

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

flickr.com/episkopatnews

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

- Kościelne postępowanie w bulwersującej sprawie sprzed miesięcy dobiega końca - powiedział abp Adrian Galbas SAC, administrator apostolski diecezji sosnowieckiej sede vacante. W czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej, którą odprawił w sosnowieckiej bazylice katedralnej, przeprosił wiernych za każde zgorszenie, które kiedykolwiek spowodowali księża.

- Po podjęciu ostatecznych decyzji, zostanie o nich poinformowana opinia publiczna. Także w sprawie, która w ostatnich dniach spowodowała, że diecezja sosnowiecka znalazła się na czołówkach gazet, jestem zdeterminowany, by wszystko wyjaśnić i adekwatnie zareagować. Proszę przyjąć moje zapewnienie, że nic w tej, jak i w żadnej innej gorszącej sprawie, nie jest i nie będzie zbagatelizowane - powiedział.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję