Jak już Jezus był ochrzczony
I przez Ojca namaszczony,
Udał się z pomocą Ducha
W miejsce, gdzie pustynia sucha,
Piaski swe złociste sypie.
Patrzy... a tu coś Go szczypie!
Własnym oczom nie dowierza,
Bo to gryzą zęby zwierza!
Wyłupiaste, małe oczy,
Język taki jakiś smoczy,
Pyszczek wredny i pryszczaty,
A do tego zwierz jest w łaty!
Ogon calutki zielony,
No a jakie duże szpony,
Oddech podobny do siarki!
Nawet mnie przechodzą ciarki!
Myśli Jezus: - Trudna chwilka!
Co to jest?! Jaszczurka? Żmijka?
Może żaba lub krokodyl?
Gdzie tam! Tutaj nie ma wody!
Wy myślicie: - O! Karzełek!
Nie, dzieciaczki... to diabełek!
W bardzo kiepskim był humorku,
Bo Mu Jezus na ogonku
Stanął, całkiem przez przypadek. Diabełkowi ten wypadek
Mocno plany pokrzyżował.
Bez potrzeby się nie chował,
Miał zadanie i to ważne.
By wykazać się odważnie,
Tak Pana Jezusa kusił,
Żeby stamtąd nie powrócił.
Pan powiedział: Mój diabełku!
A nie lepiej ci w piekiełku?
Ze Mną nic tu już nie wskórasz,
Bo Ja jestem jak ta góra,
Którą przenieść nikt nie zdoła!
Syzyfowa praca Twoja...
Czarcik wcale nie chciał słuchać,
Zaraz ogniem zaczął buchać!
Jezus tylko się uśmiechał
I na swych aniołów czekał.
Nie jadł nic czterdzieści dni
Ale nie był na to zły.
Modlił się przez cały czas
By być ze swym Ojcem wraz.
Pragnę wiedzieć już w tej chwili:
Ile dni był na pustyni?
Pomóż w rozwoju naszego portalu