Reklama

Niedziela Wrocławska

40 lat Klubu Spotkanie i Dialog

Mija właśnie okrągła rocznica istnienia Klubu Spotkanie i Dialog, który był i jest miejscem dyskusji środowisk konserwatywnych Wrocławia i – co niezwykłe – miejscem pewnym, bo przez te lata nie odwołano żadnego spotkania. Z Lechem Stefanem rozmawia Krzysztof Kunert.

Niedziela wrocławska 44/2017, str. 6

[ TEMATY ]

wywiad

klub

Radio Rodzina

Lech Stefan, szef Klubu Spotkanie i Dialog

Lech Stefan, szef Klubu Spotkanie i Dialog

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Krzysztof Kunert: – Przez 40 lat nie odwołał pan żadnego spotkania. Jak to się robi, proszę zdradzić nam ten sekret?

Lech Stefan: – To dzięki Bogu i Opatrzności, bo przez te lata trudności było sporo. Ustaliłem przed laty, że to będzie pierwsza środa miesiąca, oczywiście z wyjątkami na święta, nowy rok, czy wakacje. I tak już zostało.

– A jakie były początki Klubu, przecież to był czas głębokiej komuny?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– W 1977 r. tego typu spotkania nie mogły być jawne, dlatego odbywały się w konspiracji. Spotykaliśmy się w naszym domu, niewielkim, bo mającym 53m2, w jego największym pokoju i proszę sobie wyobrazić, że w takim małym pomieszczeniu udawało się zmieścić nawet po 20, 30 osób. Rozmowy zaczynały się o 17, trwały na ogół ok. trzech godzin. I po tym czasie trzeba było je kończyć, aby móc wrócić do domu. Spotkania odbywały się w środę i czwartek, a rano szło się do pracy. I tak to trwało do solidarnościowego sierpnia.

– Na czym polegała ta konspiracja?

– Zapraszałem tylko osoby, które znaliśmy, i z którymi przyjaźniliśmy się. A ponadto nasz dom zawsze był miejscem otwartym. Toczyliśmy tu rozmowy polityczne, społeczne, naukowe. Ponieważ lubię porządek, to wpadłem na pomysł, aby te dysputy uporządkować. Środa miała być społeczna, polityczna i patriotyczna, a czwartek był naukowy. Dlatego bywało u nas sporo osób. Żartowaliśmy wówczas między sobą, że dzięki tym spotkaniom byliśmy najlepiej poinformowaną grupą na Dolnym Śląsku. I faktycznie, jeżeli spotykało się kilkanaście osób i każda z nich gdzieś tam nasłuchiwała Radia Wolna Europa, Głosu Ameryki, ktoś przeczytał jakąś bibułę, to wszyscy stawaliśmy się bogatsi o te informacje, także wiedzieliśmy w tamtych czasach znacznie więcej niż przeciętny człowiek. Na naszych spotkaniach np. bardzo szybko wypłynęła sprawa Katynia. Stąd wzięły się coroczne Msze Katyńskie połączone z kazaniem i apelem poległych. I to wszystko odbywało się u nas w domu.

Reklama

– Aż trudno uwierzyć, że nigdy nikt niepowołany nie zapukał.

– Sam się dziwię, dlatego mówię z całą świadomością, że Opatrzność czuwała. Poza tym sąsiedzi przekazywali mi w dyskrecji, że służby komunistyczne chciały założyć w pobliżu naszego mieszkania punkt obserwacyjny, więc się pilnowaliśmy. Spotkania były też na swój sposób kamuflowane, czyli ktoś przyniósł dla niepoznaki imieninowy kwiatek, ktoś inny jakiś prezencik. Ponadto jak mówiłem, nasz dom był miejscem otwartym, ciągle ktoś do nas przychodził. To nam także ułatwiało zadanie. Ale przede wszystkim te wszystkie zabiegi nie przyniosłyby dobrego skutku, gdyby nie Boża Opatrzność. Z perspektywy lat tego akurat jestem pewien.

– Solidarność początku lat 80-tych was porwała?

– To był fenomen, w który wielu z nas się zaangażowało. Wychodzę z założenia, że jeśli Pan Bóg pozwolił zdobyć mi jakąś wiedzę, to nie jest ona tylko dla mnie. Moim obowiązkiem jest się nią dzielić, służyć, Kościołowi, Ojczyźnie. Było to widoczne zwłaszcza w okresie konspiracji. Członkowie Klubu działali w Arcybiskupim Komitecie Charytatywnym, inni kolportowali, jeszcze inni ukrywali w swoich domach poszukiwanych przez służby liderów.

– Zresztą z Klubu w kolejnych latach wyszły osoby, które stały się lokalnymi liderami szeroko rozumianego ruchu niepodległościowego Wrocławia i Dolnego Śląska…

– Faktycznie część osób zaangażowała się polityczne. Nie chcę wymieniać ich z nazwiska, ale nie ma chyba osoby znaczącej w środowisku wrocławskim, która nie bywała lub nie była zaproszona do nas. I nie zdarzyło się, aby ktoś nam odmówił. Jednak zaangażowanie klubowiczów było szersze. Weźmy wrocławskie Radio Rodzina, którego formuła była przygotowywana wspólnie z kard. Gulbinowiczem m.in. przez nasze środowisko, weźmy Dialogi Małżeńskie, które w archidiecezji wrocławskiej również powstawały w głowach członków naszego Klubu.

– Klub w stanie wojennym…

– Nigdy nie ufałem komunistom do końca. W karnawale Solidarności nadal funkcjonowaliśmy w konspiracji. Pyta pan o stan wojenny… Wówczas przychodziło na spotkania jeszcze więcej osób. I każdy dostawał jakieś zadania. Najłatwiejsze to kolportaż gazet, jakaś przesyłka, ale też prosiliśmy o użyczenie mieszkania ukrywającej się osobie. I dziś ci ludzie mają satysfakcję, że jakąś tam swoją cząstkę do odzyskania niepodległości przyłożyły.

– Po 89 roku nie miał Pan pomysłu, aby Klub w wolnej – tak wówczas myśleliśmy – Polsce, zakończył misję?

– Wiedza nie jest związana z jakimś stronnictwem politycznym. Będąc członkiem jakiegoś ugrupowania nie ma się do końca dystansu i swobody oceny sytuacji. Rozumiejąc potrzebę partyjnego organizowania polityki, zawsze zależało mi jednak, aby w tym względzie być wolnym człowiekiem. Wobec tego Klub jest ciągle potrzebny, gdyż stwarza okazję do przyjaznej dyskusji różnym stronom i poglądom. Chcę podkreślić słowo dialog. Mamy się spotkać i to ma być rozmowa a nie kłótnia – to nasza naczelna reguła, której bronię od lat. U nas nie ma tolerancji na przekrzykiwanie, ani tym bardziej na atakowane kogoś. Trzeba atakować problem, ale nigdy człowieka. Tego ciągle na nowo warto się uczyć.

– 30 osób na 53 metrach … Jak radziła sobie z tym pana rodzina?

– I tu podjął pan często niedoceniany wątek naszych wspaniałych żon. Gdyby moja żona nie zaakceptowała tych spotkań, a mogła mieć wiele powodów, wówczas historia Klubu najprawdopodobniej potoczyłaby się inaczej. Ale nigdy nie spotkałem się z żadnym zastrzeżeniem z jej strony. Co więcej, czasem były sytuacje, że kogoś nagle musieliśmy ugościć lub przenocować. Dla kobiety to wyjątkowo trudna sytuacja, gdy nie za bardzo ma czym przyjąć gości. A czasy były biedne. Więc karmiliśmy ich, tym co mieliśmy. Moja żona tę sytuację zaakceptowała i bardzo to doceniam.

– Klub Spotkanie i Dialog zawsze promował wartości tradycyjne i chrześcijańskie. Ale to chyba nie jest łatwe iść z nimi na sztandarach w świat?

– Każdemu potrzebne jest mikrośrodowisko, w którym żyje i wzrasta. Ja jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, w którym w grupie wzajemnie się ubogacamy, uczymy, dajemy. Jeśli rośniemy w takim środowisku, to stajemy się mocniejsi w zetknięciu z inaczej myślącym światem. Możemy też wzajemnie na sobie polegać, bo z czasem stajemy się grupą przyjaciół, zwłaszcza w trudnych momentach. Józek Pinior – dziś jestem bardzo krytyczny w stosunku do tego co robi – ale jest faktem, że ukrywał się u mnie w latach 80. Ja również na pewien czas zniknąłem. I proszę sobie wyobrazić, że wszyscy nasi znajomi starali się pod różnymi pretekstami skontaktować z moją żoną, aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku, czy czegoś nam nie potrzeba. I to jest istota, razem rosnąć!

– Gdy jednak popatrzymy dziś na Wrocław, to trudno nie zauważyć, że środowiska konserwatywne przegrywają batalię o miasto…

– To pytanie też sobie stawiam. Choć w latach 80. było wiele różnic między RKS-em a Solidarnością Walczącą, to było wiele cech pozytywnych, łączących oba te środowiska. Z własnego doświadczenia pamiętam, że SW pomogła mi wydrukować książkę Janusza Kazimierza Zawodnego o Katyniu. Zawsze mogłem liczyć na Kornela Morawieckiego, Wojtka Myśleckiego, zwłaszcza w drukowaniu i kolportażu. Bywało, że dyskutowaliśmy całą noc, choć nie zawsze mieliśmy to samo zdanie.

– Ale to historia. A dziś?

– W stanie wojennym wiele osób działało zgodnie ze społeczną nauką Kościoła. Ale byli też tacy, którzy traktowali Kościół instrumentalnie. Wtedy nie zawsze można było to łatwo zauważyć. Jak zmieniły się czasy, drogi się rozeszły. Inna kwesta to cechy charakteru. Trzeba mieć naprawdę mocny kręgosłup, aby władza nie zdeprawowała. Nazwisk nie wymienię, ale te postawy dziś widać na szczytach tej czy innej władzy.

– Klub ma 40 lat. Co dalej?

– Z jednej strony myślałem, że 40 lat to dobry czas, aby spotkania zakończyć. Z drugiej wielu przyjaciół mówi mi, że w przyszłym roku jest 100. rocznica odzyskania niepodległości, więc warto poczekać. Jeszcze inny głos, Romka Kowalczyka także mnie przekonuje, mianowicie że Ojczyzna w sprawach patriotyzmu emerytury nie daje. Więc trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Córka powiedziała mi kiedyś, że najlepsze uniwersytety przeszła w domu. To ogromny powód do dumy i satysfakcji. Więc póki co działamy.

2017-10-25 12:07

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Futbolowa Radość

Piłka nożna to najbardziej popularny sport na świecie. Juventus Turyn, Real Madryt czy Manchester United – to nazwy, które kojarzy każdy kibic. Jednak futbol obecny jest również na poziomie lokalnym. Przykładem może być Parafialny Klub Sportowy Radość

Niższe klasy rozgrywkowe, zwłaszcza w sporcie niezwykle medialnym, jakim jest piłka nożna, cieszą się dużym zainteresowaniem kibiców. Angażując się w sport, lokalnie widać aktywny patriotyzm, bo przecież doskonałym polem do włączenia się w sprawy „małej ojczyzny” jest wspólnota parafialna. Najlepszym przykładem aktywności pomiędzy boiskiem a ołtarzem jest postać zasłużonego ks. Mirosława Mikulskiego. On nawet swoje kapłańskie powołanie wiąże ze sportem. – W 1948 r. mama przyniosła mi książkę o księdzu, który we Włoszech wychowywał młodzież z biednych rodzin przez gry, zabawy oraz sport. Chciałem być jak bohater tej książki – ks. Jan Bosko. Do dzisiaj to jest mój patron, jest dla mnie natchnieniem – mówił Ksiądz Prałat, gdy w 2014 r. został uznany Sportową Osobowością Roku.

CZYTAJ DALEJ

Przerażający projekt w Belgii: eutanazja dla „ludzi zmęczonych życiem”

2024-04-17 09:46

[ TEMATY ]

eutanazja

Belgia

Adobe.Stock.pl

W Belgii mamy do czynienia z kolejną przerażającą odsłoną kultury śmierci. Luc Van Gorp, stojący na czele jednego z funduszy ubezpieczeń, których celem jest zapewnienie każdemu godnej opieki zdrowotnej, wyszedł z propozycją eutanazji dla „ludzi zmęczonych życiem”. W odpowiedzi belgijscy biskupi przypomnieli, że „ludzkie społeczeństwo zawsze opowiada się za życiem”.

Debatę na temat wspomaganego samobójstwa ludzi starszych Luc Van Gorp rozpoczął w minionym tygodniu na łamach flamandzkiej prasy. Powołał się przy tym w szczególności na presję finansową na system opieki zdrowotnej, jaką niesie ze sobą opieka nad ludźmi starszymi i często chorymi. W dwóch dziennikach zaproponował on radykalne rozwiązanie „kwestii starzenia się społeczeństwa”. Podkreślił, że „ci, którzy są zmęczeni życiem, powinni mieć możliwość spełnienia swojego pragnienia o końcu życia”. Wskazał, że „nie można przedłużać życia tych, którzy sami już tego nie chcą, bo chodzi o budżet i kosztuje to rząd duże pieniądze”. Zauważył, że w starzejących się społeczeństwach Europy jest to ogromny problem, brakuje też niezbędnego personelu do opieki.

CZYTAJ DALEJ

Szczęśliwa, która uwierzyła

2024-04-18 21:04

Materiały organizatorów

W ramach przygotowań do synodu odbędzie się diecezjalny dzień skupienia dla kobiet. Będzie to czas spotkania i odkrywania siebie, swoich życiowych zadań i miejsca w Kościele.

Dzień skupienia będzie miał miejsce 20 kwietnia w parafii NMP na Piasku we Wrocławiu w godz. 10.00-18.00. W programie jest medytacja, konferencja i wspólna modlitwa, które mogą okazać się pomocą dla każdej z kobiet w zrozumieniu swojej tożsamości i życiowych zadań. Rozważania będą się odbywać w świetle słów z Ewangelii według św. Łukasza: „Szczęśliwa, która uwierzyła”. Jak piszą organizatorzy: „przyjrzymy się spotkaniu dwóch kobiet: rozpoczynającej dorosłe życie Maryi i mającej już za sobą wiele doświadczeń Elżbiety. Łączy je nadzieja i odwaga wychodzenia naprzeciw szczęściu”.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję