Reklama

Niedziela Wrocławska

Dzień Matki

Mama – skarb od Boga

Mama to pierwsza osoba, którą spotykamy na drodze naszego życia. Od samego początku dba o nasze bezpieczeństwo, troszczy się o nas i darzy bezinteresowną miłością. 26 maja to dzień, w którym w Polsce obchodzimy jej święto. Dzień Matki. Poprosiłyśmy siostry zakonne z różnych wrocławskich Zgromadzeń, by opowiedziały nam o swoich mamach.

Niedziela wrocławska 21/2018, str. VI

[ TEMATY ]

matka

zakonnica

kmiragaya/fotolia.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

S. Maria Adela Rajska ze Zgromadzenia Sióstr św. Marii Magdaleny od Pokuty

Mama... samo wspomnienie Jej osoby porusza w moim sercu struny miłości, tęsknoty, wzruszenia i dziękczynienia. Choć odeszła do Pana przed ośmiu laty, mając 78 lat życia, w samą Wigilię Paschalną, to w mojej pamięci żyje nadal jako kochająca mamusia, ciągle opiekująca się swoim dzieckiem, ale już z domu Ojca.

Bóg obdarzył mnie tą łaską, że wychowałam się w rodzinie wielodzietnej, mama urodziła i wychowała jedenaścioro dzieci! Była osobą bardzo ciepłą, dobrą, opiekuńczą, cierpliwą i pełną poświęceń. Te cechy wpajała również nam, abyśmy wzajemnie sobie pomagali i opiekowali się młodszym rodzeństwem. Potrafiła stawiać nam wymagania, a jak słowa do nas nie przemawiały, to i potrafiła dać zasłużonego klapsa, aby przywołać niesforne dziecko do porządku. Mama nigdy nie narzekała, była osobą bardzo pracowitą, nigdy nie zaniedbywała swoich dzieci. Wyróżniała się głęboką wiarą, którą dyskretnie nam przekazywała, abyśmy wzrastali w miłości Boga i Kościoła Świętego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kiedy wstąpiłam do klasztoru, mama wyjawiła mi, że gorąco prosiła dobrego Boga, aby choć jedna z jej córek zapragnęła pójść drogą wyłącznej służby Bogu. Tym wymodlonym darem stałam się ja – siostra Maria Adela Rajska i już od trzydziestu pięciu lat służę Bogu w Zgromadzeniu Sióstr Świętej Marii Magdaleny od Pokuty. Moja mama stała się również mamą dla sióstr mojej zakonnej wspólnoty. Przyjeżdżała do nas w odwiedziny, szyła nam habity, fartuszki, dzieliła się tym co miała najlepszego – swoją miłością i troską.

Moja mamusia była dotknięta wieloma chorobami, ale cierpienie przyjmowała i znosiła bardzo cierpliwie i z poddaniem. Na skutek problemów z oddychaniem, każdego roku zmuszona była przebywać dłuższy czas w szpitalu. Podczas jednego z pobytów, kiedy jej stan był krytyczny i osoby leżące z nią na sali myślały, że już odchodzi, Ona – jak później opowiadała – zobaczyła obok swojego łóżka postać w białej szacie, która jej usługiwała, podając w nocy coś do picia. Rano od razu poczuła się lepiej i chcąc swej dobrodziejce podziękować, zaczęła szukać jej na wszystkich oddziałach w szpitalu, jednak nikt nie widział osoby, którą mama opisywała. Potem, przeglądając swój modlitewnik – w którym miała różne obrazki świętych – uświadomiła sobie, że to była święta Siostra Faustyna Kowalska, do której wielokrotnie w czasie choroby się modliła, gdyż Faustyna też miała problemy z oddychaniem. Ważnym rysem pobożności mamy, było nabożeństwo do Matki Bożej. Mama nigdy nie rozstawała się z różańcem, mimo wielu działań szatańskich, które miały na celu zniechęcenie jej do tej modlitwy. Wobec takich doświadczeń ona jeszcze gorliwiej chwytała za tę niebiańską broń.

Reklama

Wielu jest świętych wyniesionych na ołtarze, ale dla mnie i moich najbliższych mama jest święta i to u niej szukam orędownictwa w niebie, abym i ja kiedyś mogła usłyszeć – wejdź do mojego Królestwa.

S. Maksymiliana Walczuk ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza

Nazywam się s. Maksymiliana i pochodzę z Podlasia. Moi rodzice – Stanisława i Franciszek – pracowali na roli, a oprócz tego tatuś był także organistą w parafii. Z sześciorga dzieci Pan Bóg powołał do życia konsekrowanego troje: mnie i moją siostrę Samuelę (obie jesteśmy boromeuszkami) oraz najmłodszego Andrzeja, który został pallotynem. W rodzicach zawsze mieliśmy wzór gorliwego chrześcijańskiego życia i wsparcie na drodze powołania zakonnego.

Gdy miałam 13 lat, śmiertelnie zachorowałam. Mama nosiła pod sercem Andrzeja. Modliła się o moje zdrowie i robiła wszystko, co w jej mocy, by mnie uratować, ale godziła się, że jeśli Bóg chciałby mnie zabrać do siebie, ona przyjmie to z poddaniem się Bożej woli. Wtedy też ofiarowała mnie, noszonego pod sercem Andrzeja i pozostałe dzieci Bogu, będąc przekonaną, że i tak należymy do Niego. Pan Bóg przyjął tę ofiarę.

Reklama

Gdy po roku, ozdrowiona, zaczęłam mówić o pragnieniu wstąpienia do klasztoru, Andrzejek był już na świecie. Pamiętam, że mama, już nie młoda, zaniepokoiła się: „jak mi się coś stanie, kto wychowa to dziecko? Pamiętaj, zajmij się nim”. To zlecone przez mamę zadanie ostudziło nieco moje pragnienia powołaniowe, ale nie na długo. Nie minął rok, a ja pojechałam do dalekiej Trzebnicy, by zostać jedną z sióstr. Kilka lat później do tego samego zgromadzenia wstąpiła moja młodsza siostra Marysia – dziś s. Samuela posługująca obecnie na Syberii w Krasnojarsku. I znów minęło kolejnych kilka lat, gdy Andrzej poprosił o przyjęcie do pallotynów.

Przez cały okres naszej formacji mama bardzo nas wspierała. Dopiero po latach dowiedzieliśmy się, że w każdą środę, piątek i sobotę pościła o chlebie i wodzie, by wyprosić nam łaskę wierności powołaniu. Gdy budziła się w nocy, nie umiała już zasnąć, ale nie nudziła się wtedy i nie marnowała czasu – odmawiała różaniec za swoje dzieci. Głęboko wierzę, że różne trudności życiowe i przeciwności udawało nam się pokonywać dzięki temu modlitewnemu wsparciu. Ta prosta, pokorna wiejska kobieta umiała nam przekazać wiarę i miłość do Boga, umiała całą naszą rodzinę jednoczyć, pokazać, jakie wartości w życiu są naprawdę ważne. Umiała być z nas – dzieci i tych konsekrowanych i tych, które założyły szczęśliwe rodziny – dumna, ale i wdzięczna Panu Bogu. Nasza kochana mama…

S. Hanna Płatek ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu

„Czy wiesz jaka jest jej miłość? To jakby mżył najdrobniejszy deszcz, po którym idziesz i nie wiesz, że pada... a potem czujesz, żeś przemókł aż do samego serca”. Ilekroć myślę o mojej mamie, zawsze nasuwają mi się te słowa. I choć nie wiem, kto jest ich autorem, to jestem pewna, że to ktoś, kto tak jak ja kochał swoją mamę. Chociaż ta miłość nie wyróżniała się niczym nadzwyczajnym... po prostu ją czułam. Moja mama jako skromna wiejska kobieta, zajmowała się gospodarstwem domowym i wychowywaniem dzieci – a było nas w domu sześcioro. Wczesnym rankiem, gdy dzieci jeszcze spały, krzątając się po kuchni śpiewała przyciszonym głosem pieśni kościelne – stosownie do roku liturgicznego. Dzięki temu, znam na pamięć wiele pieśni, która sama często nucę przy spełnianiu swoich obowiązków. Moja mama nigdy nie miała kłopotu z ułożeniem planu dnia tak, by wystarczyło czasu, by pójść z dziećmi do kościoła. Uczęszczaliśmy nie tylko na niedzielne Msze św., ale również na Nieszpory, Gorzkie Żale, Drogi Krzyżowe, majowe, czerwcowe, różaniec, czy Roraty w adwencie. Umiała cieszyć się z drobnych rzeczy, myślała o innych, nie chciała sprawiać nikomu kłopotu swoją osobą. Odeszła spokojnie i cicho.

Reklama

Ufam, że dobry Bóg wynagrodził jej życie radością z nieba, o którym mówiła i w które często patrzyła.

S. Pia Irisec ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej

Zawsze, kiedy myślę o mamie, uśmiecham się. Kiedy próbuję ją określić jednym słowem to jest to słowo „obecność”. Odkąd sięgam pamięcią, mama po prostu jest. Od początku kochająca, troskliwa, czuła, ciepła, wspierająca, pracowita. Mam czworo rodzeństwa, jestem najstarsza z nich. Mama zawsze traktowała każdego z nas wyjątkowo. Każdy z nas był całym jej światem, a jednocześnie nikogo z nas nie faworyzowała i tak jest do tej pory. Ponieważ jestem najstarsza, uczyła mnie troski i odpowiedzialności za młodsze rodzeństwo. Uczyła przede wszystkim własnym przykładem. Podobnie, jeśli chodzi o życie wiarą. Uczyła dostrzegać Bożą troskę o nas w codziennym życiu oraz dobro w każdym człowieku. Uczyłam się i nadal uczę się od niej cierpliwości, cichości, bycia „z” i „przy” drugim, szczególnie w chwilach trudnych, zaufania Bogu.

Moje wstąpienie do klasztoru było bardzo trudne dla mamy, ponieważ wyjechałam na wycieczkę ponad tysiąc km od domu i wstąpiłam do Zgromadzenia bez uprzedniego przygotowania rodziców do tego kroku. Mama bardzo to przeżywała, ale w duchu wiary. W jednym z pierwszych listów napisała: „jest mi bardzo trudno pogodzić się z tym, że nas opuściłaś i poszłaś swoją drogą. Ale cieszę się, że poszłaś za głosem Boga, a nie zeszłaś na złą drogę”. Przeżywała także każdą moją długą podróż do domu. Kiedyś nie powiedziałam jej, że przyjeżdżam, żeby się nie martwiła. Kiedy przyjechałam bez uprzedzenia, to powiedziała: „Dlaczego nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz? Modliłabym się o szczęśliwą podróż dla ciebie”. To tylko kilka przykładów wiary i miłości mamy.

Reklama

Wiara i zaufanie Bogu, troska, czuła obecność i wsparcie przepełnione życiową mądrością. Poczucie, że otrzymałam mocne korzenie i skrzydła do lotu. Dom pachnący świeżo upieczonym przez mamę chlebem i ciepły witający mnie jej uśmiech – skarby, jakie otrzymałam od Boga .

S. Maria Czepiel ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety

Gdy myślę o mojej mamie, widzę ją zawsze stojącą „w oknie”. Stojącą i czekającą na nasz – mój i mojego brata – powrót. Powrót ze szkoły, wycieczki, zabawy, coraz to dłuższych wyjazdów związanych ze studiami i pracą... Mama zawsze czekała z pysznym obiadem i pytaniem „jak było?”. Czasem była zmartwiona, gdy długo nie wracaliśmy do domu. Dziś też na nas czeka. Czeka na nasz głos w telefonie, serdeczny uścisk, gdy ją odwiedzamy... Czeka ze słowem zainteresowania: co u nas? , i jak kiedyś, czeka z dobrym obiadem. Moja mama to kobieta oczekująca... wciąż spodziewająca się dziecka... i czuję, że dzięki jej obecności, modlitwie i trosce mogę każdego dnia rodzić się na nowo.

Gdy odkryłam moje powołanie do życia konsekrowanego, obie z mamą dorastałyśmy do jego przyjęcia i choć na początku trudno jej było przyjąć mój wybór, dziś mama, jak sama mówi, ma wiele córek. Bo skoro ja mam wiele sióstr, to ona ma wiele córek.

Moja mama wciąż uczy mnie tego, czym jest prawdziwe macierzyństwo i że tak naprawdę rodzenie dzieci nigdy się nie kończy... Matka to ktoś, kto wciąż spodziewa się dziecka.

2018-05-23 10:54

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Apel o trzeźwe matki

Polacy piją dziś więcej alkoholu niż w czasach PRL-u – alarmuje bp Tadeusz Bronakowski – przewodniczący Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości. W tym roku mija 30 lat od ustanowienia przez biskupów sierpnia miesiącem abstynencji

W nauczaniu Kościoła w Polsce od lat bardzo wyraźny jest wątek rodziny, która uchodzi za najważniejszą szkołę trzeźwości. Jest ona ostoją w budowaniu trzeźwego społeczeństwa. Przed rokiem była mowa o ojcach, którzy powinni być świadkami wiary i trzeźwości. W tym roku zaakcentowana jest rola matek. Biskupi podkreślają: Kochająca matka jest zawsze trzeźwa! Kochająca matka dba o trzeźwość rodziny i dzieci! Kochająca matka pomaga budować trzeźwe społeczeństwo!

CZYTAJ DALEJ

Dlaczego trzeba spowiadać się przed kapłanem?

2024-03-27 08:03

[ TEMATY ]

spowiedź

Magdalena Pijewska

Skąd wzięła się spowiedź w Kościele? Dlaczego trzeba spowiadać się przed kapłanem? Na czym polega dobrze przeżyta spowiedź? Na te i inne pytania odpowiada nowa książka „Dar przebaczenia. O spowiedzi dla wątpiących” wydana nakładem Wydawnictwa Serafin.

„Dar przebaczenia. O spowiedzi dla wątpiących” to książka wielu autorów. Bogata jest w teksty doświadczonych duchownych: ks. Przemysława Artemiuka, ks. Mariusza Rosika, o. Kazimierza Fryzła CSSR, br. Adama Gęstwy OFMCap, br. Błażeja Strzechmińskiego OFMCap, br. Luisa Dri OFMCap. Nie zabrakło także spojrzenia osoby świeckiej - swoim doświadczeniem podzieliła się publicystka Magdalena Urbańska. Poniżej przedstawiamy fragment książki:

CZYTAJ DALEJ

Całun Turyński – badania naukowe potwierdzają, że nie został wyprodukowany

2024-03-28 22:00

[ TEMATY ]

całun turyński

Adobe.Stock

Całun Turyński

Całun Turyński

W Turynie we Włoszech zachowało się prześcieradło, w które według tradycji owinięto ciało zmarłego Jezusa - Święty Całun. W ostatnich latach tkanina ta została poddana licznym, nowym badaniom naukowym. Rozmawialiśmy o tym z prof. Emanuelą Marinelli, autorką wielu książek na temat Całunu - niedawno we Włoszech ukazała się publikacja „Via Sindonis” (Wydawnictwo Ares), napisana wspólnie z teologiem ks. Domenico Repice.

- Czy może pani profesor wyjaśnić tytuł swojej nowej książki „Via Sindonis”?

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję