Reklama

Polska

Pojednanie polsko-niemieckie może być wzorem dla świata

Pojednanie między narodami polskim i niemieckim, zapoczątkowane słynnym Listem biskupów polskich do ich niemieckich braci w Chrystusie sprzed 50 laty, mogłoby być także dzisiaj wzorem dla innych skłóconych obecnie społeczeństw. Przekonanie takie wyraził w rozmowie z KAI ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej Piotr Nowina-Konopka

[ TEMATY ]

wywiad

Sandstein/ pl.wikipedia.org

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KRZYSZTOF GOŁĘBIOWSKI (KAI): – Na łamach watykańskiego dziennika „L’Ossrevatore Romano” przypomniał Pan wczoraj o zbliżającej się 50. rocznicy wymiany listów pomiędzy biskupami Polski i Niemiec. Pański artykuł jest formą apelu do światowej opinii publicznej o sięgnięcie do tych naszych doświadczeń, zwłaszcza w kontekście obecnej wojny ukraińsko-rosyjskiej.

PIOTR NOWINA-KONOPKA: – Przede wszystkim uważam, że w Polsce i w Niemczech byliśmy świadkami procesu, który powinien stanowić swego rodzaju wzorzec dla pojednania między narodami. Bo przecież trudno byłoby sobie wyobrazić przykład bardziej napiętych stosunków od tych między Polakami a Niemcami, które trwały przez całe stulecia, a zwłaszcza w związku z II wojną światową. I mimo tych trudnych i bolesnych doświadczeń udało się doprowadzić do sytuacji, którą możemy dzisiaj opisać jako narody i społeczeństwa pojednane.
Idąc tym torem rozumowania, jestem przekonany, że ta swego rodzaju „technologia” pojednania, jakiej użyto w odniesieniu do Polski i Niemiec, dałaby się zastosować również w odniesieniu do tych gorących konfliktów, jakie dzielą obecnie szczególnie Rosję i Ukrainę, ale dotyczy to też np. naszego pojednania polsko-rosyjskiego.
W swoim tekście wskazałem trzy zasadnicze, moim zdaniem, elementy niezbędne do takiego pojednania. Jest to przede wszystkim troska o stosunki międzyludzkie, w terenie, między młodzieżą, sąsiadami czy różnymi grupami społecznymi. Tak było w przypadku stosunków polsko-niemieckich i te inicjatywy oddolne, nieformalne, okazały się bardzo ważne, a może nawet najważniejsze.
Drugim istotnym czynnikiem było znalezienie jakichś struktur, które budują i wspierają takie procesy. W odniesieniu do pojednania polsko-niemieckiego były to bardzo często grupy osób świeckich, świadomych swojej chrześcijańskiej odpowiedzialności, na przykład niemieckie "Znaki Pokuty" i polskie środowisko Znaku, Więzi i Tygodnika Powszechnego, a także struktury kościelne z biskupami na czele, wśród których wiodącą rolę odegrał kard. Bolesław Kominek.
I wreszcie trzeci element – bardzo nam pomogły czynniki zewnętrzne. Na gruncie polskim podstawowe było wsparcie udzielone Solidarności i Polsce (i zarazem pojednaniu polsko-niemieckiemu) przez Jana Pawła II. To ostatnie sprawiło nota bene, że władza komunistyczna w Polsce musiała jednak trochę spokornieć i nawet wprowadzając stan wojenny starała się ograniczać rozlew krwi. Należy też pamiętać o spontanicznym wsparciu Solidarności także przez środowiska niemieckie w stanie wojennym. Zapamiętaliśmy Niemcom bardzo dobrze ten ich odruch i ta pamięć bardzo ułatwiła „mentalnie” i emocjonalnie zbliżenie między naszymi narodami.
Przenosząc nasze doświadczenie na stosunki rosyjsko-ukraińskie, uważam, że należy apelować do opinii publicznej w obu krajach, ale także na zewnątrz, żeby włączyły się w to tamtejsze – i tutejsze watykańskie – struktury kościelne. Oczywiście wiemy, że istnieją różnice między podejściem Kościoła katolickiego i moskiewskiej Cerkwi prawosławnej do wojny rosyjsko-ukraińskiej i z drugiej strony o trudnych relacjach między ukraińskim prawosławiem promoskiewskim i rodzimym, kijowskim. Widzimy jednak, że nawet ci ukraińscy biskupi prawosławni, związani z Patriarchatem Moskiewskim (nie wspominając o księżach), zaangażowali się w proces Majdanu. Poszli oni zatem torem, którym wcześniej szedł Kościół katolicki w Polsce, wspierając społeczeństwo obywatelskie, bez względu na różnice natury wyznaniowej.
Liczę na to, że stanowisko Stolicy Apostolskiej a także różnych autorytetów światowych też uwzględni to doświadczenie i sprawi, że zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie poczują się, jeśli można tak powiedzieć, bardziej przymuszeni do tego, by rozmawiać ze sobą a nie strzelać do siebie i zabijać się.
Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że na stanowisko Stolicy Apostolskiej wobec Rosji wpływa w jakimś stopniu chęć utrzymania stosunków z tamtejszym Kościołem prawosławnym oraz zasada „politycznej” neutralności. Jestem jednak świadom, że pomimo intensywnej akcji propagandowej z Moskwy narastać będzie wszędzie – i powinna także w Watykanie – świadomość tego, że trzeba bardziej otwarcie mówić zarówno Ukraińcom jak i Rosjanom, że muszą znaleźć jakiś modus vivendi, że nie można akceptować wojny, która trwa na terenie rdzennej Europy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– W tym wypadku trudno chyba oczekiwać, że Moskwa będzie liczyła się ze zdaniem Stolicy Apostolskiej, bo nie jest to dla niej najwyższy autorytet, nawet jeśli obecny Ojciec Święty cieszy się tam uznaniem i szacunkiem...

Reklama

– Owszem, wszyscy mamy tego świadomość, nie znaczy to jednak, że nie należy apelować o inny stosunek Rosji do papieża i papiestwa, a przede wszystkim do ładu międzynarodowego i do prawa narodów do samostanowienia. Sądzę, że w obliczu coraz większego napięcia, łącznie z coraz bardziej drastycznym użyciem środków wojskowych między Rosją a Ukrainą, zarówno w obu tych krajach, jak i w państwach trzecich musi narastać dążenie do zrobienia tego, co się da dla załagodzenia tego konfliktu. Dotyczy to w szczególności apelowania do władz rosyjskich – na to przynajmniej wskazuje wiedza, którą dziś dysponujemy o prawdzie tego konfliktu.
– No właśnie, w ostatnią środę (4 lutego) Ojciec Święty na zakończenie audiencji ogólnej mówił dużo o sytuacji na Ukrainie, ale ogólnie po tym jego wystąpieniu i tu, w Polsce, i chyba w Watykanie, a tym bardziej za naszą wschodnią granicą odczuwano jakiś niedosyt. Oczekiwano czegoś więcej, bo przecież wiadomo, kto tam jest agresorem, kto ofiarą, a papież mówił tylko o „wojnie bratobójczej”, bez wskazywania winnych...
– Świetnie rozumiem i podzielam te odczucia (i zarazem obawy), które panują w Polsce. Chociaż z drugiej strony, obserwując, przynajmniej w ciągu ostatniego roku, pewną ewolucję stanowiska Stolicy Apostolskiej, dostrzegam mimo wszystko, że np. pojawia się coraz częściej słowo „wojna”, a więc już nie jakiś tam konflikt – lokalny, miejscowy i papież użył już słowa „wojna”. Inna sprawa, że konkretne sformułowania nie oddają naszej polskiej perspektywy. Ta nasza perspektywa jest tu zresztą też coraz bardziej obecna, a z Polski widać wyraźnie, że w istocie rzeczy jest to wojna między Rosją a Ukrainą.
– W tym wypadku wiadomo jednoznacznie, kto to wszystko zaczął, kto jest agresorem...
– Jasne, że wiadomo i przyznaję, że ten mój artykuł w „OR” ma służyć temu, żeby narosła taka „masa krytyczna”, pokazująca, że po pierwsze, nie jest to wewnętrzny konflikt ukraiński, ale że są w to zaangażowane dwa państwa i po drugie, że jedno z tych państw jest agresorem.
– Jakie są, Pana zdaniem, szanse i możliwości wpłynięcia przez papieża na bieg wydarzeń na Ukrainie?
– Myślę, że rośnie ta „masa krytyczna” i mam nadzieję, że stanowisko papieża, które w odniesieniu do innych konfliktów już parokrotnie dało o sobie znać i pokazało skuteczność (pomyślmy choćby o kubańskich efektach dyplomacji papieskiej), będzie mogło także zaważyć na rozwoju wydarzeń i stosunków między Ukrainą a Rosją. O to się wszyscy modlimy i o tym marzymy, bo jak na razie, niestety, nie widać na horyzoncie innego arbitra czy autorytetu, który mógłby się na ten temat wypowiadać i coś zrobić. Chcę zwrócić uwagę, że władze rosyjskie mnożą deklaracje o tym, jak wielkim szacunkiem darzą papieża Franciszka. A skoro tak, no to niech słuchają uważnie, co on mówi, o co mu chodzi, niech docenią to, że nadal komentuje on sytuację z ogromną powściągliwością, choć – jak sądzę – swoje wie...

Reklama

– Cały czas mówimy o pojednaniu ukraińsko-rosyjskim, ale w swoim tekście wspomina Pan również o pojednaniu Polaków z Ukraińcami i Rosjanami. Czy tutaj też Pan dostrzega takie możliwości? Pamiętajmy, że Kościół katolicki w Polsce podpisał już w 2012 z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym Wspólne Przesłanie, dążące do pojednania między naszymi narodami, ale na razie nic z tego nie wynika.

Reklama

– Myślę, że wyhamowanie tego procesu, dla którego wspomniany dokument był niezwykle ważnym wsparciem, wiąże się z obecną sytuacją rosyjsko-ukraińską. Nie można powiedzieć, że inicjatywa ta „umiera na stojąco”, ale wyraźnie została zastopowana. Nie przeszkadza to jednak temu, żeby na wszystkich dostępnych frontach proces pojednania polsko-rosyjskiego nadal postępował. Wiemy, że obecnie są takie nastroje i takie emocje, zwłaszcza po stronie rosyjskiej, że szalenie trudno jest dokonać jakiegoś postępu. Ale pamiętajmy, że poza Kremlem są jeszcze w Rosji miliony normalnych ludzi, którzy powinni mieć kontakt także z naszym sposobem myślenia, tym bardziej że wśród Polaków nie odnotowujemy, mimo tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, jakiejś agresji wobec Rosjan, postaw antyrosyjskich. Okazało się, że Polacy nie przestają być zainteresowani znaczącym polepszeniem stosunków z Rosją, ale myślą trzeźwo i w dobrą stronę.
Gdy chodzi o pojednanie z Ukraińcami, zauważmy, że stopień naszego poparcia dla ich dążeń jest bardzo wysoki bez względu na to, że pamięć historyczna może być obarczona różnymi resentymentami. Świadczy to o tym, że w pewnych okolicznościach my, Polacy, podobnie jak wcześniej z Niemcami, wiemy, że mamy obowiązek i interes historyczny, aby stosunki z Ukraińcami układały się lepiej niż dotychczas. I podobne podejście daje się zauważyć po drugiej stronie, pomimo różnych zaszłości historycznych i pomimo odmiennych często interpretacji naszej wzajemnej pamięci historycznej.
Jest to niewątpliwie pozytywny przykład, że tego rodzaju działania, zapoczątkowane oddolnie i wspierane przez struktury cieszące się autorytetem (mam na myśli przede wszystkim działania Kościoła łacińskiego w Polsce i greckokatolickiego na Ukrainie), przyczyniają się do zmiany nastrojów w stosunkach dwustronnych i społecznych między państwami i narodami. Czyli – da się coś zrobić.
Warto inwestować w taki optymistyczny scenariusz, który początkowo może się wydawać marzeniem, ale później nieraz staje się rzeczywistością. Miałem okazję spotykać ludzi z Niemiec, z akcji „Znaki Pokuty” (Sühnezeichen) i mogłem się przekonać, jak te pierwsze działania sprzed ponad 40 lat okazały się potem skuteczne, chociaż wtedy nikt chyba tak nie myślał. Nie wolno więc ustawać w marzeniach i działaniu.
Przyznaję, że mój artykuł w Osservatore w uchu włoskim czy watykańskim brzmi z pewnością dramatyczniej niż w uchu polskim, ale zmierza do tego, aby pobudzić myślenie o tym, że musimy od początku, od podstaw brać kurs na pojednanie.

Reklama

- W swoim artykule apeluje Pan tez o wykorzystanie naszych doświadczeń sprzed pół wieku wobec sytuacji na Bliskim Wschodzie. Tam napięcie i konflikty są jeszcze większe niż za naszą wschodnią granicą. Czy to może być jakiś wzorzec dla nich?

– Sądzę, że jest to dokładnie to, do czego wzywa stale papież Franciszek, gdy upomina się o to, aby autorytety muzułmańskie zabrały jednoznacznie i wyraźnie głos w sprawie tego, co się dzieje w tym regionie. Jest to ten sam sposób myślenia. Bardzo mi to odpowiada, bo wiem, że gdyby nie wspólne działania polskich i niemieckich biskupów katolickich i ewangelickich 50 lat temu, pewnie do dzisiaj nie byłoby pojednania między naszymi narodami. Myślę, że papież rozumuje w ten sam sposób. Są potrzebne jasne i jednoznaczne wypowiedzi autorytetów moralnych i jest miejsce na takie właśnie poglądy uczonych, myślicieli i innych przywódców muzułmańskich, którzy mają tu do odegrania swoją rolę i swoje szanse.
Dlatego Ojciec Święty cieszy się za każdym razem, gdy słychać głos jakiegoś ważnego ośrodka islamskiego w tej sprawie. Ja widzę w tym optymistyczny sygnał, że w końcu padnie to na jakiś podatny grunt. W końcu konfrontacja, z którą mamy do czynienia na Bliskim Wschodzie, nie ma w istocie rzeczy charakteru religijnego, ale ma podłoże ściśle polityczno-terrorystyczne. Ci przestępcy posługują się imieniem Pana Boga czy Allaha, wykorzystują retorykę religijną, aby popełniać swe zbrodnie.
Sądzę, że trzeba podtrzymywać i pogłębiać ten proces, to dążenie do zbliżania się społeczeństw i narodów do siebie na poziomie podstawowym, w nadziei, że będzie się to przyczyniało do tonowania emocji i w efekcie do wyprostowania tej dramatycznej sytuacji.

2015-02-07 07:35

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nie możemy iść na kompromisy

Niedziela warszawska 47/2020, str. I

[ TEMATY ]

wywiad

bp Romuald Kamiński

Biuro Prasowe Diecezji Warszawsko-Praskiej

Biskup Romuald Kamiński

Biskup Romuald Kamiński

O młodzieży, strajku kobiet i postawie katolika w dyskusji na temat życia nienarodzonych, z biskupem warszawsko-praskim Romualdem Kamińskim rozmawia Magdalena Wojtak.

Magdalena Wojtak: Jak Ksiądz Biskup postrzega masowe protesty, w których biorą udział głównie młodzi ludzie?

CZYTAJ DALEJ

Triduum Paschalne - trzy najważniejsze dni w roku

Niedziela legnicka 16/2006

Karol Porwich/Niedziela

Monika Łukaszów: - Wielkanoc to największe święto w Kościele, wszyscy o tym wiemy, a jednak wielu większą wagę przywiązuje do świąt Narodzenia Pańskiego. Z czego to wynika?

CZYTAJ DALEJ

Sercanie: niepokoją nas doniesienia o sposobie prowadzenia postępowania w sprawie ks. Michała O.

2024-03-28 19:21

Red.

Niepokoją nas doniesienia płynące od pełnomocnika ks. Michała, mecenasa Krzysztofa Wąsowskiego, dotyczące sposobu prowadzenia postępowania - piszą księża sercanie w opublikowanym dziś komunikacie. To reakcja zgromadzenia na działania prokuratury związku z postępowaniem w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. Dementują pogłoski, jakoby ich współbrata zatrzymano w niejasnych okolicznościach w hotelu. Wzywają do modlitwy za wszystkich, których dotknęła ta sytuacja.

Publikujemy treść komunikatu:

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję