Reklama

Wiadomości

Antoni Kępiński wygrał z czasem

Niedziela Ogólnopolska 48/2018, str. 24-25

[ TEMATY ]

ludzie

Antoni Kępiński

ANNA CICHOBŁAZIŃKSA

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Wyszyńska: – Trudno o większą pokusę dla dziennikarki zajmującej się problematyką medyczną i autorki książek o pacjentach szpitala psychiatrycznego niż zmierzenie się z biografią prof. Antoniego Kępińskiego – legendarnego lekarza, wybitnego psychiatry, naukowca, humanisty i filozofa. Czy decyzja o napisaniu tej książki była u Pani impulsem, czy dłuższym zmaganiem?

Krystyna Rożnowska: – Długo się nad tym zastanawiałam, propozycja wyszła od wydawnictwa, w którym wcześniej opublikowałam książki „Zwyciężona” oraz „Można oszaleć”, opowieść o pacjentach szpitala psychiatrycznego. Z początku odmówiłam, chociaż o profesorze wiedziałam dużo, znałam jego dzieła, zachwycałam się nimi. Jednak wydawało mi się, że jest on postacią tak wielką, znaczącą, iż ujęcie jego życia i dorobku w książce będzie trudne.

– Książki Kępińskiego: „Melancholia”, „Lęk”, „Rytm życia” „Schizofrenia”, „Poznanie chorego”, „Psychopatologia nerwic”, kiedyś rozchwytywane, przetrwały próbę czasu i nadal są czytane.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– To były książki, o których się mówiło i dyskutowało, które trzeba było przeczytać, jeżeli się miało ambicje, by być na bieżąco. Chociaż są napisane łatwym, przystępnym językiem, to przyswojenie ich głębokiego sensu wymaga dużego wysiłku intelektualnego. Dlatego zarówno na starcie, jak i później miałam obawy, czy podołam. Prof. Bogdan de Barbaro we wstępie do mojej książki „Antoni Kępiński. Gra z czasem” także wyznał, że gdy pisał posłowia lub słowa wstępne do publikacji książkowych, nigdy nie odczuwał tego rodzaju tremy i onieśmielenia, jak w czasie, gdy przystąpił do dzielenia się refleksjami nad pracą o prof. Antonim Kępińskim.

– Mija właśnie 100 lat od narodzin prof. Kępińskiego. Chociaż on sam stronił od polityki, to wydarzenia polityczne na różnych etapach jego życia miały znaczący wpływ na jego biografię. Jako niemowlę był wzięty do niewoli, a jego imię upamiętnia czas, kiedy oddano go rodzicom.

– Jego życie zaczęło się burzliwie. Urodził się 16 listopada 1918 r. w miasteczku Dolina, 60 km od Stanisławowa, gdzie wówczas trwały walki narodowościowe. Panowała atmosfera zagrożenia. Rodzice Kępińskiego, którzy mieli dość wysoką pozycję społeczną – ojciec był starostą – postanowili wraz z innymi Polakami uciec na Węgry. Zapewne byli targani wątpliwościami, ale obawiali się, że kilkutygodniowe niemowlę może nie przeżyć podróży saniami przez góry w czasie mroźnej zimy. Zabrali czteroletnią córkę Łucję, a syna zostawili w domu z oddaną nianią, Ukrainką. Oboje – chłopczyk i niania trafili do niewoli Ukraińców i po kilku miesiącach zostali wymienieni na dwóch jeńców, ukraińskich oficerów. Niania odnalazła państwa Kępińskich w Bielsku, a ponieważ było to w czerwcu, w czasie kiedy przypada wspomnienie św. Antoniego, chłopca ochrzczono tym imieniem. Potem państwo Kępińscy zamieszkali w Nowym Sączu, a w 1928 r. przenieśli się do Krakowa i posłali syna do znanego z wysokiego poziomu kształcenia Gimnazjum im. Bartłomieja Nowodworskiego. Antoni Kępiński jako nastolatek poznał Karola Wojtyłę – ucznia wadowickiego gimnazjum. Spotkali się w pociągu, gdy jechali na zjazd Sodalicji Mariańskiej do Poznania, i w podróży rozmawiali całą noc, o czym wspominał kard. Wojtyła.

Reklama

– Antoni Kępiński był w szkole prymusem, po świetnie zdanej maturze w 1936 r. podjął studia na wydziale medycyny Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak bardzo wybuch wojny zmienił jego życie?

– Już 1 września 1939 r., jako student medycyny, zgłosił się na ochotnika do obrony kraju. Gdy żegnał się z rodzicami, nikt nie przypuszczał, że rozpoczyna się okres jego ośmioletniej tułaczki. Wraz z wojskiem znalazł się na Węgrzech, po półrocznym pobycie w obozie uciekł do Francji, gdzie gen. Sikorski formował wojsko polskie. Po kapitulacji Francji postanowił dotrzeć do Wielkiej Brytanii. Kępiński i jego koledzy wybrali drogę przez Hiszpanię. Przebrnęli Pireneje, ale na terenie Hiszpanii zostali schwytani i osadzeni w obozie Miranda de Ebro. Był to ciężki obóz, w którym Antoni przeżył głód, tęsknotę, okrucieństwo frankistowskiego reżimu, dwa razy został pobity. Po wielu dramatycznych sytuacjach przez Madryt i Gibraltar dostał się w końcu do Anglii. Wstąpił do RAF-u, bo chciał zostać lotnikiem, ale jego pierwszy lot omal nie skończył się tragicznie, bo okazało się, że nie ma orientacji w przestrzeni powietrznej. Po tym wydarzeniu pojechał do Edynburga, gdzie na uniwersytecie był Polski Wydział Lekarski. Tu skończył studia medyczne.

– Pani książka to portret profesora. Jaki rys do jego portretu wniosły wojenna tułaczka i pobyty w obozach?

– Osiem lat przeżytych w tak ciężkich warunkach, przeszkody, które musiał pokonać, były dla niego szkołą życia, trudną, ale znaczącą, to go ukształtowało. Cały czas się uczył. W czasie pobytu w obozach na Węgrzech i w Hiszpanii sprowadzał książki medyczne, uczył się języków. Zresztą przez całe życie dużo czasu poświęcał na zdobywanie wiedzy. Był mocno związany z rodziną, utrzymywał korespondencję z rodzicami, a po śmierci ojca – z matką. Te listy się zachowały, a dzięki jego uczniowi – prof. Zdzisławowi Janowi Rynowi zostały po śmierci prof. Kępińskiego opublikowane. To, że zdecydował się na powrót do kraju, świadczy o jego patriotyzmie, wielu absolwentów Polskiego Wydziału Lekarskiego w Edynburgu zostało bowiem na Zachodzie. Ukończył studia w 1946 r., ale jeszcze przez rok pozostawał w Anglii, by praktykować w tamtejszych szpitalach – bez zapłaty, tylko za mieszkanie i wyżywienie. Przywiózł więc do zniszczonej wojną Polski, odgrodzonej przez lata od zachodniego świata, dużą wiedzę i doświadczenie i tu je wykorzystał.

– Jak doszło do wyboru przez niego psychiatrii jako specjalizacji? Czy nastąpiło to w Edynburgu, czy w Krakowie?

– Gdy wybierał kierunek studiów, przez pewien czas brał pod uwagę studiowanie teologii na UJ, ale dość szybko zdecydował się na medycynę. W szkole interesowały go biologia, psychika człowieka, psychosocjologia, był humanistą o szerokich zainteresowaniach i horyzontach. o psychiatrii prawdopodobnie myślał już, gdy decydował się na studia medyczne.

– Jego humanizm znalazł odbicie w relacjach z pacjentami, uważał, że ogromnie ważna jest w nich empatia, cierpliwe wysłuchanie chorego. Jak to wyglądało w codziennej praktyce?

– W jego pracy pacjent był najważniejszy, chory i relacje z nim stanowiły też treść jego książek – zwłaszcza pt. „Poznanie chorego”, która dotąd jest bardzo istotna dla kształtowania etyki studentów medycyny. W poprzednich wiekach chorzy byli traktowani bardzo źle, wręcz okrutnie. Kiedy prof. Kępiński zaczął pracę w Krakowie, sytuacja już się znacznie poprawiła. Prof. Władysław Stryjeński i inni psychiatrzy określali nowy, bardziej humanitarny stosunek do chorych psychicznie. Początkowo prof. Kępiński znalazł pracę w Klinice Neurologiczno-Psychiatrycznej przy ul. Botanicznej, a w 1950 r. został zaangażowany w Klinice Psychiatrycznej przy ul. Kopernika i w niej pozostał do końca, tam zmarł w 1972 r. Wracając do jego relacji z pacjentami – można powiedzieć, że profesor miał pewnego rodzaju obsesję na punkcie chorych, był im całkowicie oddany, zaangażowany w pracę z nimi bez reszty, dla nich rezygnował z udziału w konferencjach i z wyjazdów, dla chorych miał zawsze czas i poświęcał im się z umiłowaniem.

– Skąd taka popularność książek prof. Kępińskiego, i to nie tylko w kręgach medycznych?

– Prof. Kępiński przedstawił świat ludzi chorych psychicznie w bardzo interesujący sposób, jako ważne uzupełnienie wiedzy o psychice człowieka w ogóle. Odsłonił te obszary ludzkiego umysłu, które nie były wcześniej poznane. Uważał, że granica między zdrowiem a chorobą jest dość płynna, bo każdy może mieć takie chwile, które można nazwać psychiczną niedyspozycją czy chorobą. Przy tym unikał języka naukowego, pisał pięknie i zrozumiale. To właśnie z powodu tego „nienaukowego” stylu wydawnictwa naukowe długo nie chciały publikować jego prac, zwłaszcza że nie był zaangażowany politycznie, co wtedy ułatwiało karierę. Najwidoczniej zależało mu na tym, by jego książki były czytane nie tylko w kręgach naukowych, chciał dotrzeć do każdego, kto po nie sięgnie, przecież zdawał sobie sprawę, że jest to wiedza potrzebna ludziom chorym i zdrowym. Toteż dokonał przełomu w świadomości społecznej na temat chorób psychicznych i psychiatrii, miał wielki wkład w edukację na temat psychiki ludzkiej.

– Czy tytuł Pani książki: „Gra z czasem” odnosi się do faktu, że profesor nawet gdy był śmiertelnie chory, pracował intensywnie, by jego przemyślenia ujrzały światło dzienne?

– Fascynowała mnie determinacja, z jaką profesor pracował u schyłku życia, dziwiłam się, jak można napisać sześć książek w dwa i pół roku, gdy przebywało się w szpitalu i bardzo cierpiało. Gdy poznałam jego biografię, zrozumiałam, że kiedy zachorował, zresztą dość nagle, to materiał do książek miał praktycznie zebrany. Musiał go jednak uporządkować i napisać te książki, jedna po drugiej. Pracował z nieprawdopodobnym wysiłkiem, bardzo szybko. A co wzruszające, zdążył zobaczyć tylko jedną swoją książkę – „Psychopatologię nerwic”, reszta ukazała się po jego śmierci. Zapragnęłam uświadomić ludziom, do jakich wysiłków i poświęceń profesor był zdolny, by przekazać im swoją wiedzę, tak przecież przydatną, i jak dalece można darowany nam czas dobrze wykorzystać. Tytuł ma jeszcze jedno odniesienie – prof. Kępiński wygrywa z czasem nadal, zza grobu, dzieląc się z nami swoją wiedzą o człowieku, jego psychice, chorobie. Chociaż dzisiaj mamy ogromne możliwości diagnostyczne i medycyna, także psychiatria, znacznie się rozwinęła, wiedza prof. Kępińskiego o ludzkiej psychice jest ciągle aktualna. Bo przecież człowiek w swej istocie tak dalece się nie zmienił.

– Prof. Kępiński był człowiekiem wierzącym, w kręgu jego znajomych pojawiają się nazwiska wielu księży, w tym ks. Karola Wojtyły. Czy wiemy coś o ich dalszych kontaktach?

– Nie znalazłam informacji o ich częstych kontaktach, z pewnością nie mieli czasu, by przegadać kolejne noce jak w młodości. Ale oddziaływali na siebie, byli podobni w humanistycznym postrzeganiu człowieka. Kard. Wojtyła żegnał prof. Kępińskiego na cmentarzu Salwatorskim w Krakowie. Na pewno doceniał jego wielkość. Nawiązywał do jego dzieł i odwoływał się do nurtu psychiatrii, który stworzył prof. Kępiński. Chodzi o psychiatrię aksjologiczną, w której pewne zaburzenia psychiczne traktowane są jako skutek zaburzenia porządku moralnego, porządku wartości. Są też inne podobieństwa między nimi – urodzili się w tych samych czasach, mieli odciśnięte w psychice ciężkie przeżycia wojenne, a potem, pod koniec życia, podejmowali trudne zadania mimo choroby i wielkiego cierpienia. Cierpieniu i poszukiwaniu jego sensu i prof. Kępiński, i Jan Paweł II poświęcili wiele miejsca w swoich pracach. Mam świadomość, że moja książka nie ogarnia w pełni biografii i dorobku prof. Antoniego Kępińskiego, starałam się jednak napisać ją tak, by znów, z pozycji dnia dzisiejszego, przypomnieć tego niezwykłego uczonego i żeby jego myśli dotarły do szerokiego kręgu odbiorców. Uczą przecież o sprawach najważniejszych – o psychice człowieka i relacjach między ludźmi.

2018-11-28 11:01

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Doktor życie

Niedziela Ogólnopolska 23/2014, str. 38-39

[ TEMATY ]

ludzie

ARCHIWUM RODZINNE

„22 lipca [1936]. O Jezu mój, wiem, że o wielkości człowieka świadczy czyn, a nie słowo ani uczucie. Dzieła, które z nas wypłynęły, te o nas mówić będą. Jezu mój, nie dozwól mi na marzenia, ale daj mi odwagę i siłę do spełnienia woli Twojej świętej” (św. Siostra Faustyna Kowalska, „Dzienniczek”, nr 663)

To był przedziwny człowiek. Lekarz, który wiedział, że żeby leczyć, trzeba czegoś więcej niż znajomości sztuki medycznej. Sama jej znajomość nie wystarcza. Trzeba mieć jeszcze dobre słowo. Trzeba pamiętać, że człowiek to dusza i ciało. Trzeba umieć kochać. Tak leczył.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Norman Davies z Wykładem Mistrzowskim w Łodzi

2024-04-25 13:57

Archidiecezja Łódzka

W środę 8 maja br. o godz. 19:00 w auli Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi odbędzie się kolejne spotkanie z cyklu „Wykład Mistrzowski”. Tym razem – kard. Grzegorz Ryś – zaprosił do Łodzi Ivora Normana Richarda Daviesa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję