Reklama

Duchowość

„Akcja” i „kontemplacja”

[ TEMATY ]

duchowość

wiara

Magdalena Pijewska/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Rozróżnienie miedzy życiem „praktycznym” (albo „aktyw­nym”) a „teoretycznym” (albo „kontemplacyjnym”) jest bardzo sta­re; ma przedchrześcijańskie korzenie. Święci Ojcowie przejęli je, wypełniając oba pojęcia nową, specyficznie chrześcijańską treścią. Odtąd tworzą one dwa filary duchowego życia, a tym samym modlitwy. Jak to często bywa, również w tym wypadku, szczególnie na Zachodzie wkradły się pewne rozbieżności znaczeniowe. Poucza o tym wgląd w nasz codzienny język.

„Teoria” i „praktyka” - w tej kolejności! - stanowią w nim dwie zupełnie różne rzeczywistości. „Teoretykowi” zza biurka chętnie przeciwstawia się człowieka „praktycznego i życiowego”. Wiele rzeczy odrzuca się jako czyste „teoretyzowanie”, które w starciu z „praktycznym doświadczeniem” traci rację bytu. W naszym potocznym języku „teoria” i „praktyka” mają się do siebie - mówiąc z grub­sza - jak niepewne przypuszczenie do pewnej wiedzy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ojcowie z pewnością nie mogliby się dość nadziwić temu prze­war­tościowaniu, to znaczy zupełnemu zapoznaniu tego, czym „prak­tyka” i „teoria” - w tej kolejności! - są w swej istocie i w swym wzajemnym odniesieniu.

Pan umiłował bramy Syjonu bardziej niż wszystkie namioty Jakuba: Kocha Pan zarówno praktyka, jak i kontemplatyka. Bardziej jednak niż pierwszego kocha tego drugiego. „Jakub” bowiem [który jest symbolem ascetycznej praktyki] tłumaczy się przez „zapaśnik” (Rdz 25,26), natomiast „Syjon” [który tutaj symbolizuje umysł kontemplatywny] - przez „miejsce oglądania”.

Nie dużo lepiej powiodło się łacińskim odpowiednikom wymienionych greckich pojęć: akcji i kontemplacji. Zmiany w znaczeniu i wartościowaniu, które tutaj zaszły, mogłyby ostatecznie odpowiadać za przewartościowanie i odwrócenie „praktyki” i „te­orii”. Dotykają one korzeni naszego współczesnego samozrozumienia i tym samym bezpośrednio naszego rozumienia duchowego życia.

Reklama

Przez „aktywne życie” - w duchowym sensie - większość ludzi rozumie dzisiaj życie czynne, wypływające z miłości bliźniego. Jeżeli zaniknie przy tym pierwotnie religijna motywacja, przybiera ono postać „społecznego zaangażowania”.

W powszechnym rozumieniu owemu „aktywnemu życiu” przeciwstawia się zastrzeżone jedynie dla nielicznych „życie kontemplacyjne”. Jest ono pielęgnowane przez tak zwane „zakony kontemplacyjne” w izolacji ich klauzury. Chodzi więc o życie w „oglądzie” (con­templatio) boskich rzeczy. Za podstawowe zajęcie tych kontemplacyjnych zakonów uważa się modlitwę.

O ile w pierwszym z wymienionych przypadków działanie kieruje się na zewnątrz, ku bliźnim, to w drugim - wyraźnie ku wnętrzu. Stąd też można zrozumieć, że oceny, jakie dzisiaj przyznaje się tym formom życia, różnią się ewidentnie od cytowanego powyżej tekstu Ewagriusza, który jednoznacznie daje pierwszeństwo „te­o­re­ty­kowi” (kontemplatykowi). Większość ludzi sądzi, że tak zwane „zakony czynne” są daleko „użyteczniejsze” od czysto „kon­tem­placyjnych”. W przedsięwzięciach wymierzonych przeciw Kościołowi te pierwsze często się oszczędza, podczas gdy zakony kontemplacyjne, jako (społecznie) „bezużyteczne” są bez skrupułów uciskane.

Ostatnio wszakże daje się zauważyć pewne przewartościowanie obu stylów życia. Ponieważ aktywność łatwo przemienia się w „akty­wizm”, który ostatecznie czyni człowieka pustym, coraz więcej świeckich i zakonników zwraca się ku różnym formom „medytacji”, a niekiedy cały swój wolny czas poświęcają „kontemplacji”.

Jak już powiedzieliśmy, Ojcowie byliby z pewnością bardzo zdumieni, gdyby w ten sposób opowiedziano im o „teorii” i „prak­ty­ce”, życiu „aktywnym” i „kontemplacyjnym”. Faktem jest, że również oni rozróżniali pomiędzy „praktykiem” (praktikos) i „te­o­re­ty­kiem” (theoretikos). Mówili na przykład, że są oni narażeni na zupełnie różne pokusy i muszą stoczyć inne „walki”. O ile pierwszy ma do czynienia przede wszystkim z namiętnościami, to drugi głównie z błędami w dziedzinie poznania. Stąd też pierwszy zwalcza nieprzyjaciela za pomocą cnót, a drugi „posługując się nauką prawdy niszczy ową wyniosłość przeciwną poznaniu Boga”. Bóg kocha tego drugiego mocniej od pierwszego, bowiem, jak widzieliśmy, mieszka on już w samym domu Bożym, podczas gdy pierwszy przebywa dopiero w jego przedsionkach.

Reklama

Jednak niezależnie od tego Kościół składa się i z „praktyków”, i „te­oretyków”. Właściwie nie chodzi tutaj o dwa zupełnie różne pod­mioty i tym samym nie o dwie rozmaite „drogi”, między którymi można by wybierać według upodobania bądź zdolności. Chodzi tu o jed­ną i tę samą osobę, tyle że znajdującą się na różnych stopniach jednej i tej samej duchowej drogi. „Praktikos” i „theoretikos” mają się do sie­bie jak Jakub i Izrael, którzy są przecież jedną osobą. Jakub, „prak­tikos”, po walce stoczonej z aniołem i po tym jak oglądał Boga twarzą w twarz (Rdz 32), staje się Izraelem, „the­ore­ti­kos” (widzącym).

Podobnie ma się rzecz naturalnie z modlitwą. Jak wszystko, ma ona dwie strony czy też dwa aspekty. Naprzeciw „praktycznego sposobu” stoi „teoretyczny” (kontemplacyjny). Mają się one do siebie jak „litera” i „duch”, przy czym oczywiście duch wyprzedza literę i nadaje jej „sens”. Oba sposoby są więc nierozdzielne! Istnieje bowiem jeden i ten sam „Jakub”, który służy najpierw siedem lat, by pozyskać niekochaną „Leę”, symbol mozolnej „praktyki”, a potem następnych siedem lat poświęca dla utęsknionej „Racheli”, symbolu kontemplacji.

Jeżeli „teoretyczny sposób” modlitwy, nazywany również „the­o­logike” i „physike”, polega na kontemplacji (czyli poznaniu) Trój­jedynego Boga i Jego stworzenia, to jak należy rozumieć „prak­tycz­ny sposób”? Otóż stanowi on część tego, co Ewagriusz nazywa „prak­tyką” i co definiuje następująco:
Praktyka [ascetyczna] jest duchową metodą, która oczyszcza namięt­ną część duszy.

Reklama

Ta „duchowa metoda” polega w istocie na „zachowywaniu przykazań”, czemu z pomocą przychodzi praktykowanie tego wszystkiego, co rozumiemy przez „ascezę” w jej szerokim znaczeniu. Celem ascezy jest przywrócenie duszy, z Bożą pomocą, jej naturalnego „zdrowia”, które zasadza się na „apathei”, wolności od alienujących chorób (czyli namiętności). Bez tej stopniowo zdobywanej beznamiętności życie duchowe, a więc również modlitwa, przemienia się w samooszukiwanie, które jeszcze bardziej oddala człowieka od Boga.

Jak temu, kto choruje na oczy, nie pomoże uporczywe oglądanie bez zasłony słońca w samo południe i kiedy ono świeci najsilniej, tak i pró­ba naśladowania budzącej grozę i niezwykłej modlitwy spełnianej w duchu i w prawdzie na nic nie przyda się umysłowi wzburzonemu i nieczystemu; wprost przeciwnie - takie postępowanie doprowadzi Boga do gniewu przeciwko niemu.

Niektórzy ludzie do tego stopnia są „oszołomieni” i „za­śle­pie­ni” przez swe namiętności, że popadają w niebezpieczeństwo, iż staną się „głową kłamliwych nauk i poglądów” i w ten sposób nie tylko siebie będą oszukiwać, lecz także innych wprowadzać w błąd.

„Aktywne życie” w rozumieniu Ojców jak najbardziej zawiera więc czyn („praktykę”), który nie jest jednak po prostu skierowany na zewnątrz. Nie ma w nim w ogóle różnicy między „wewnątrz” i „zew­nątrz”. „Praktyka” obejmuje raczej cały obszar relacji człowieka do siebie samego, do swoich bliźnich oraz do rzeczy; dlatego bywa również nazywana „etyką”.

Reklama

„Praktyka” i „teoria” nie są dwiema niezależnymi od siebie drogami, lecz stanowią dwa wielkie etapy jednej i tej samej drogi. „Theoria” (kontemplacja) stanowi naturalny „horyzont” „prakty­ki”, która stopniowo prowadzi do tego celu, na jaki jest ukierunkowana i od jakiego otrzymuje całą rację bytu.

A oto słowa, które Ojcowie ciągle powtarzają mnichom: Dzieci, wiarę umacnia bojaźń Boża, a tę z kolei - wstrzemięźliwość. Wstrzemięźliwość natomiast czynią niezłomną cierpliwość i nadzieja, z których rodzi się beznamiętność, a jej córką jest miłość. Miłość zaś to brama poznania natury, po którym następuje teologia i ostatecznie szczęście.

Wszystkie te pozornie „powierzchowne” aspekty modlitwy, do których jednak w dalszym ciągu będziemy przywiązywać tak wielkie znaczenie, należą bez wyjątku do „praktycznego sposobu modlitwy”, aczkolwiek dzięki swej specyfice zawierają już w sobie, jako swój naturalny horyzont, własny cel, „kontemplacyjny sposób”. Są one, jak w ogóle praktyka, związane z wysiłkiem, podobnie jak obfite w wyrzeczenia życie Jakuba podczas jego wieloletnich zabiegów o umiłowaną Rachelę. I nie chodzi tu o jakiekolwiek „samo­zba­wie­nie”! Cel bowiem praktyki, „czystość serca”, która jako jedyna czyni człowieka „wi­dzącym Boga” (Mt 5,8), jest zawsze owocem współpracy „boskiej łaski i ludzkiej gorliwości” - w tej kolejności! Sam „kon­tem­pla­cyj­ny sposób modlitwy” jest potem, tak jak „theoria” w ogólności, czystym „charyzmatem”, „darem” Ojca dla tych, których uznał jego godnymi.

Gabriel Bunge, Gliniane naczynia www.tyniec.com.pl/product_info.php?products_id=360, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

2015-02-20 11:23

Ocena: 0 -3

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Brama wiary

Zastanawiał się jeden ze starożytnych autorów, kim są chrześcijanie. Miał na myśli wyznawców Jezusa Chrystusa, którzy żyli w społeczeństwie rzymskim, pełnili swoje zwyczajne funkcje, ale jednocześnie tworzyli grupę wyróżniającą się wśród tego społeczeństwa. Byli ludźmi z tzw. klasą, dobrze wychowani, życzliwi dla innych, kierujący się przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Ludzie zwyczajni, a przecież niezwyczajni. Żyjący Bogiem, bardzo konkretnie przyjmujący naukę Ewangelii i wskazania Jezusa Chrystusa, modlący się do Niego.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Papież: wynegocjowany pokój lepszy niż niekończąca się wojna

2024-04-25 07:41

[ TEMATY ]

Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Papież Franciszek

Papież Franciszek

W wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej CBS Franciszek wezwał do zaprzestania wojen na Ukrainie, w Strefie Gazy i na całym świecie. Przypomniał, że w Kościele jest miejsce dla każdego: jeśli ksiądz w parafii nie wydaje się przyjazny, poszukaj gdzie indziej, zawsze jest miejsce, nie uciekaj od Kościoła, jest wspaniały - stwierdził Ojciec Święty.

Fragmenty wywiadu, który trwał około godziny i został przeprowadzony przez Norah O'Donnell, dyrektora „Cbs Evening News”, zostały wyemitowane po północy czasu polskiego. Rozszerzona wersja dialogu zostanie wyemitowana w niedzielę, 19 maja, w przeddzień Światowego Dnia Dziecka, który odbędzie się w Rzymie w dniach 25 i 26 maja.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję