Tytułu "męczennik" przyjęło się używać prawie wyłącznie w stosunku do tych, którzy wierność Bogu przypieczętowali własną krwią. Opisy ich męczeństwa są zazwyczaj bardzo plastyczne i poruszające. Zapadają w pamięć. To skutek łatwości w obrazowaniu zła, które okazuje się bardzo przemyślne w zadawaniu katuszy ludziom sprawiedliwym i dobrym. Nawet kazanie jest przecież bardziej dynamiczne, gdy mówiący bardziej skupi się na cierpieniach, których doznawał męczennik, niż gdyby zastanawiał się nad jego motywacją i przesłaniem, które pozostawił umierając. Sensacyjność pociąga nas bardziej niż sens.
A tymczasem męczennik, to inaczej świadek, zaś forma świadectwa musi być zawsze adekwatna do sytuacji, tak aby była czytelna dla ludzi, którzy są bezpośrednimi jej adresatami. Świadków wiary wzbudza w swoim Kościele Bóg, udzielając każdemu odpowiedniej łaski. Św. Andrzeja Bobolę obdarzył męstwem w znoszeniu cierpień z rąk ludzi nie uznających autorytetu Stolicy Apostolskiej - widocznie w tamtych okolicznościach potrzeba było takiego świadectwa umiłowania jedności Kościoła. Kanonizowaną właśnie w Rzymie Urszulę Ledóchowską powołał do świadczenia o Bożej miłości wśród ludzi, którzy doświadczyli w życiu za mało ludzkiej miłości. Dlatego obdarzył ją ujmującym uśmiechem, pomysłowością i gorliwością w służbie dzieciom i młodzieży.
W każdej epoce Kościół potrzebuje świadków. I Bóg zawsze ich daje. Raz jest to męczennik, innym razem jałmużnik, lub wychowawczyni, albo wreszcie filozof i teolog wszechczasów - Tomasz z Akwinu. Świadkowie wiary są wzbudzani przez Boga również w Szpitalu Praskim, w komendzie przy Cyryla i Metodego, w Liceum Władysława IV i w dawnym FSO. Ci, którzy potrafią się wszędzie odnaleźć w Imię Boże, to inaczej święci - choć niekoniecznie męczennicy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu