Jak podaje Euzebiusz z Cezarei, za papieża Korneliusza Kościół rzymski był w stanie żywić około 1500 ubogich. Dla wszystkich było oczywiste, że biskup winien być człowiekiem miłującym biednych, diakoni zaś, zajmujący się bezpośrednio rozdawnictwem darów, mieli znać możliwie wszystkie indywidualnie przypadki. Ba, wyszukiwać tych, którzy z zawstydzeniem kryli się ze swym ubóstwem (sic!). Pomoc traktowano nie tyle jako łaskę wyświadczoną biednym, ale jako powinność, związaną ze wspólnym udziałem w nieśmiertelności.
Czytamy w Didache: "Jeśli coś masz dzięki pracy rąk twoich, oddaj to na okup twoich grzechów. Nie wahaj się dawać, a gdy dasz, nie narzekaj, przekonasz się bowiem kiedyś, kto cię za wszystko hojnie wynagrodzi. Nie odwracaj się od potrzebującego, lecz dziel się wszystkim z bratem twoim, a nie mów że to twoja własność, jeśli bowiem macie wspólny udział w nieśmiertelności, tym bardziej powinniście go mieć w dobrach doczesnych".
Przytoczone powyżej świadectwa głębokiej miłości bliźniego są powszechnie znane. historia pierwszych chrześcijan jest podawana jako przykład życia na wskroś bezinteresownego, które z jednej strony pociąga, z drugiej jednak paradoksalnie budzi obawy, albowiem dzisiaj dla wielu ludzi słowo "bezinteresowność" oznacza naiwność; uleganie presji źle pojętego, nieuporządkowanego miłosierdzia. Jak z tymi zagrożeniami radził sobie Kościół pierwotny?
W innym miejscu Didache czytamy: "Przyjmujcie każdego, kto przychodzi w imię Pana. Później wypróbujecie go i poznacie (...). Jeśli przybysz jest tylko przyjezdnym, pomóżcie mu, na ile was stać, a niech nie zostaje u was dłużej niż dwa lub trzy dni, gdy konieczne. Jeśli zaś chce u was osiąść, a ma jakiś zawód, niech pracuje, by się wyżywić. Jeśli natomiast nie ma żadnego zawodu, zadbajcie rozsądnie o to, by chrześcijanin nie żył wśród was w bezczynności. Gdyby zaś nie chciał tego czynić, znaczyłoby to, że kupczy tylko Chrystusem. Strzeżcie się takich ludzi!".
Między innymi z tego powodu, każda gmina chrześcijańska prowadziła listę osób otrzymujących pomoc, a gdy coraz bardziej regułą stawało się składanie ofiar nie tylko w naturze, ale i pieniędzmi, uczono z mocą, że za pieniądze nie dostanie się żadnej rzeczy boskiej i dlatego ubogim należy służyć w miarę swych możliwości także swoją osobą i czasem. O stosunek do ubogich pytano katechumenów.
Przestrzegając przeciw nadużyciom surowo napominano w cytowanym Didache: "Biada temu kto bierze! Jeśli bowiem bierze dlatego, że potrzebuje, nic mu nie można zarzucić; jeśli jednak nie potrzebuje, zda sprawę z tego dlaczego wziął i po co. Wsadzony do ciemnicy odpowie za wszystkie swoje czyny i nie wyjdzie stamtąd, aż ostatni grosz zwróci. Powiedziano (...) jeszcze i na ten temat: Niech twoja jałmużna przesiąknie potem rąk twoich, aż będziesz wiedział, komu dajesz".
Świadomi tego typu przestróg, a może przede wszystkim zapatrzeni w biblijne przykłady, najubożsi nie mogąc nic przynieść na wspólne zgromadzenia, a chcąc także okazać się dawcami, przynosili owoce swego postu, ucząc wspólnotę jak dawać nie z tego, co zbywa, ale z tego, co konieczne. Warty jest też podkreślenia fakt wystrzegania się przez pierwszych chrześcijan przyjmowania darów pochodzących z nieuczciwych zarobków lub zawodów. Posuwano się nawet do tego, że porzucającym wiarę, oddawano wcześniej złożone przez nich ofiary. Hamman przytacza zdanie będące ówcześnie w obiegu: "Lepiej umrzeć w nędzy, niż przyjmować dary od bezbożników i grzeszników".
Kościół pierwotny posłuszny nauce swego Mistrza, którego słowa brzmiały mu niejako jeszcze w uszach, sprawę troski o chorych, ubogich, samotnych, traktował jako wyznacznik autentyczności swej ewangeliczności. Czynił to w sposób niezwykle ofiarny, miłosierny rzeklibyśmy, ale w żadnym razie naiwny. Przeciwnie, właśnie z powodu dostrzegania w ubogich godności dzieci Bożych, starał się wymagać także od nich, nie zezwalając im ani na bezczynność, ani tym bardziej na żebractwo z wyboru.
O przykazaniu Pana Jezusa dotyczącym miłości bliźniego, szczególnie ubogiego, wspólnota Kościoła nie przestała pamiętać nigdy. Nie ma chyba w historii ludzkości żadnego innego stowarzyszenia, organizacji a nawet wspólnoty religijnej, która z podobną determinacją stawiałaby sprawę walki z ubóstwem na tak poczesnym miejscu swego działania. Więcej, która sama nazywałaby się wprost Kościołem ubogich, nawet jeśli oznaczałoby to nie tyle stan faktyczny, ile dążenie do jego osiągnięcia. To dlatego wszystkich wierzących winna charakteryzować "opcja preferencyjna dla ubogich", która nie wykluczając nikogo z głoszenia Dobrej Nowiny i nie pozbawiając nikogo daru zbawienia, każe pochylać się nad najmniejszymi braćmi, grzesznikami, nad ludźmi zepchniętymi na margines, zgodnie ze wzorem, jaki dał Jezus, wypełniając swoje prorockie i kapłańskie posłannictwo.
cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu