Szósta po południu. W mieszkaniu państwa Urmańskich przy ul. Grójeckiej cisza aż dzwoni w uszach. - Około ósmej, dziewiątej będziemy w komplecie - mówi Wanda. - Dzieci są na spotkaniach we wspólnocie, inne na Mszy św. - dodaje. Z obydwojga rodziców: Wandy i Adama emanuje jakiś spokój i harmonia. Aż trudno uwierzyć, że to jeden z najgorętszych tygodni w rodzinie. Staś jest po pierwszym dniu matury, Antoś przed egzaminem do liceum. - Cały rok pełen wydarzeń. Janek pisze pracę magisterską, Franek zdaje do gimnazjum. Do dużych emocji jesteśmy już przyzwyczajeni - mówi ona. W przyszłym roku magisterium Marysi.
Dzieci pomagały od początku
Pierwszy Janek urodził się w 1979 r. Ale dla nich najważniejszy punkt odniesienia to - miesiąc przed wyborem Papieża. Za dwa lata była Marysia. W Polsce wtedy o wszystko było trudno. Żywność na kartki. Ale właściwie dzięki dzieciom były różne "przywileje": żółty ser amerykański z darów, masło. Po urodzeniu kolejnych dzieci Wanda, z zawodu psycholog, brała trzyletni urlop wychowawczy. 15 lat przerwy w pracy traktowała jako pewne wyzwanie. Dzieci nie musiały więc korzystać z pomocy psychologa w poradni. Adam - z zawodu socjolog - zarabiał na utrzymanie rodziny jako urzędnik państwowy. Do pracy chodził na popołudnia, więc rano pomagał w domu. Poza gotowaniem umiał wszystko. Sprzątał, robił zakupy, ale specjalizował się w organizowaniu atrakcji dla dzieci: wypraw rowerowych i wycieczek. - Mieliśmy działkę, gdzie spędzaliśmy z dziećmi wolny czas. - W 1990 r., kiedy urodził się Franek, zdecydowaliśmy, że działkę sprzedamy. Bo nie możemy ciągle jeździć w to samo miejsce - mówi Adam. Dwa lata potem zaczęli rozglądać się za miejscem, gdzie najstarszy - Janek, miałby dobre środowisko rówieśników. I tak rozpoczęły się spotkania we wspólnocie Przymierza Rodzin.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Fantazja była ważna
Za najważniejsze dla rodziny elementy uważają wspólne wartości i "szczyptę szaleństwa". Tą szczyptą szaleństwa były familijne wyprawy. Kiedy dzieci nieco podrosły rozpoczęły się wyjazdy na wakacyjne
obozy Przymierza Rodzin. Zimą na narty, latem na kajaki, rowery, czasem pod żagle. Albo do rodziny nad morze.
- Zawsze dbaliśmy o wspólne spędzanie czasu. Przynajmniej części wakacji. To bardzo zbliża i cementuje - mówi Adam. Wspólnymi wartościami są Bóg i codzienna modlitwa.
- Dla niektórych nasze wybory były irracjonalne. Niepewne czasy, duża liczba dzieci. Ale nigdy nie czuliśmy się postawieni w sytuacji, która by nas przerastała. W naszych wyborach życiowych
Bóg był kimś ważnym - mówi Adam. Modlitwa zawsze była wspólna. Na początku dzieci regularnie słuchały opowieści biblijnych. Kiedy podrosły włączały się w modlitwę. A ta była urozmaicona, zależnie
od okresu liturgicznego. W maju litania do Matki Bożej, w październiku Różaniec, w okresie Bożego Narodzenia kolędowanie, a Wielkim Poście Gorzkie Żale. Potem dzieci same inicjowały
modlitwę.
- Wyrazem tego, że Bóg działa w naszym życiu i potwierdzeniem naszych dobrych wyborów jest religijne wychowanie naszych dzieci - mówi Adam. Janek i Marysia są we wspólnocie "Emanuel".
Marysia w Przymierzu Rodzin koordynuje pracę młodych wychowawców z parafii. Pozostała trójka również jest w Przymierzu Rodzin, a Staś także w Opus Dei. Janek i Franek są
ministrantami. Dzieci same dokonały wyborów. - Na pewno pod wpływem jakiegoś przykładu naszego życia, ale nigdy pod wpływem naszych namów - mówi Wanda.
Reklama
Smak rodziny czuje się dopiero przy trójce
- Najtrudniej było nam kiedy na świecie była pierwsza dwójka: Janek i Marysia. Przy każdym następnym dziecku było coraz lepiej - mówi Wanda. - Rodzice, którzy mają jedno dziecko są bardzo nim zaabsorbowani,
bo ono ma tylko ich - mówi Adam.
- Dziecko, które ma rodzeństwo wchodzi w szereg różnych relacji i wtedy mniej angażuje rodziców - dodaje. Około 10. roku życia dzieci zaczęły pomagać w domu. Robiły zakupy, sprzątały.
Wdrażanie w zmywanie szło z wielkim trudem, ale potem już same układały dyżury. Miały tylko pretensję, że nie mają jeszcze dwójki rodzeństwa, bo tydzień ma 7 dni. W weekendy było więc zmywanie
pod hasłem "ludzie dobrej woli". Teraz grają w papier i nożyczki.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio zmywałam - mówi Wanda. - Ale angażując dzieci starałam się pamiętać, żebyśmy my rodzice nie zrzucali odpowiedzialności zajmowania się młodszymi dziećmi na dzieci starsze
- zwierza się. I dodaje: smak rodziny czuje się dopiero przy trzecim dziecku. Dwoje sprzyja tworzeniu się w rodzinie podziałów: córeczka taty, a synek mamy.
Reklama
Uczyliśmy się akceptować ich wybory
Niedawno Marysia sama zaaranżowała wyprawę do Nowej Zelandii. Poleciała z koleżanką samolotem, a dalej poruszały się autostopem. Prowadziła dziennik podróży i kontakt przez Internet z domem
był stały. - Pozwoliliśmy jej na ten wyjazd. Wszystko polecając opiece Matki Bożej - mówi Wanda. Marysia nieraz zaskakiwała. Jeszcze w szkole podstawowej była nieśmiałym dzieckiem. Kiedy zdała do
liceum, zaangażowała się w Przymierze Rodzin i zaczęła podejmować coraz bardziej odpowiedzialne zadania. Mając 17 lat stwierdziła, że pojedzie na obóz wakacyjny z tą wspólnotą jako kucharka,
co rodzinę kompletnie zaskoczyło.
Janek zaskakiwał nie tylko rodzinę. Będąc na obozie harcerskim, a miał wtedy 12 lat, sprowokował drużynę do pójścia na Mszę św. do kościoła. Tydzień później zaprosił księdza, aby odprawił Mszę
św. w obozowisku harcerskim. Kapłan przede Mszą zapytał, czy są chętni do spowiedzi. Zaległa cisza. Janek choć niedawno się spowiadał, przykładnie pomaszerował do "konfesjonału". I tak sprowokował
8 kolegów do pójścia do spowiedzi.
Staś jako małe dziecko ciągle wymyślał dowcipy. Teraz zaskoczył rodzinę decyzją wstąpienia do Opus Dei. - Wydaje nam się, że jest to przemyślane, więc nie bronimy - mówią rodzice.
Antoś zaskakuje umiejętnością nawiązywania kontaktów. Rzadko zdarzają się osoby, które są lubiane zarówno przez rówieśników jak i przez nauczycieli. Antoś to potrafi.
Franek ma duże poczucie humoru. Niedawno otworzył nowe konto Furmanka126p. Posiada też niesamowitą wiedzę na temat różnych dyscyplin sportowych.
- Od dzieci wiele się uczymy - mówi Wanda. - Każde dziecko jest inne i uczy rodziców czegoś innego. Wydaje mi się, że jest to siłą rodziny wielodzietnej - podsumowuje.
Dzieci nie są przeszkodą w drodze do szczęścia
Podróże, ciuchy, kariera zawodowa. Świat oferuje tyle pokus, iż wydaje się, że dzieci stają się przeszkodą na drodze do szczęścia. - Być może decyzja o dużej rodzinie dawniej była łatwiejsza, bo
wybory były mniej atrakcyjne. Ale dlatego ta decyzja dzisiaj jest bardziej świadoma - uważa Adam. I dodaje: Wiele razy słyszałem od kobiet między 40. a 50. rokiem życia narzekania, że mają tylko
jedno dziecko. Trzeba więc patrzeć na swoje życie z perspektywy nie 2-3 lat, ale 20 czy 30.
Dla Wandy i Adama piątka dzieci nigdy nie była balastem. Ani od strony wychowawczej ani materialnej. - Zawsze sobie radziliśmy choć nie opływaliśmy w dostatki - mówi Adam. - To nawet sprzyjało
samodzielności dzieci. Próbowaliśmy w ten sposób uczyć je odpowiedzialności za siebie. Widząc swoje potrzeby, są świadome związanych z nimi kosztów. Coraz częściej muszą też myśleć, że
trzeba na nie zapracować - mówi Wanda. Adam dodaje: Dzisiaj, żeby zostać kimś nie trzeba mieć dużo pieniędzy. Trzeba po prostu chcieć.
Duża rodzina nie przekreśliła im szans na satysfakcjonujące życie. Bo jak twierdzą, kariera zawodowa nie daje takiego poczucia szczęścia, jakie może dać udana rodzina.