Reklama

Konkurs - Nasze reportaże

Przystanek Jezus

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

"Słuchajcie, to możecie już iść. Pójdziecie pierwsi. Dwie, trzy osoby tak jak śpicie w namiotach. Kierujcie się na biały krzyż na wprost głównej sceny. Różaniec do ręki i podczas przejścia głośno odmawiajcie. Ruszajcie. Szczęść Boże!" - powiedział ks. dyrektor Artur Godnarski. Sami mamy tam iść? My pierwsi! "No to, pięknie!"- pomyślałem sobie zarzucając na ramię plecak.
Tak rozpoczął się drugi etap, gdy po trzech dniach rekolekcji prowadzonych przez bp. Edwarda Dajczaka w Kunicach koło Żar, nadszedł czas przeniesienia się na plac Przystanku Woodstock.
Białe koszulki z napisem "Bóg jest!" wyróżniały nas z kolorowego tłumu, a identyfikatory informowały, że jesteśmy ewangelizatorami inicjatywy "Młodzi młodym", czyli Przystanku Jezus. Ulice miasta przepełnione kolorowym tłumem młodych buntowników. Nie widziałem jeszcze tylu przedstawicieli subkultur w jednym miejscu. Przyciągamy uwagę głośną modlitwą różańcową oraz prowokacyjnym - dla niektórych - nadrukiem na koszulkach. Przechodzimy przez szosę i oto naszym oczom ukazuje się widok olbrzymiego pola, tysiące namiotów, dziesiątki tysięcy ludzi, wielka scena i kilka małych, rozrzuconych obok, nie mniejszych namiotów browarów. Dźwięki muzyki (jeżeli można nazwać to muzyką) kierują nasz wzrok na bardzo duży namiot wyznawców Kriszny; zachęcają do włączenia się w strumień światła napływającej energii oraz do pożywienia się za niewielką cenę wegetariańskimi potrawami o nieziemskich nazwach. Przyznam się, że pierwszy widok napełnił nas trochę lękiem, ale powiedzieliśmy sobie na pocieszenie: jak nas zbiją, to dla Jezusa. Przypomniała mi się wtedy scena z Pisma Świętego, gdy niosący tablice z Dekalogiem Mojżesz ujrzał bałwochwalczy lud Izraela i z gniewem rozbił Przykazania Jahwe. Coś na pewno rozbiło się i w naszych sercach, ale Bóg widząc naszą słabość uzbroił nas w miłość i pokorę wobec niemocy. Już w drodze i na placu młodzież wita nas "wiązankami", które w bardzo delikatnej (po zastosowaniu daleko idącej cenzury) wersji brzmiały: "bóg jest punkiem, o idą bogi", (znajdą się i tacy, którzy zębami postanowią spróbować czy jestem z krwi i kości..., ale o tym później). Przechodząc obok wielkiej sceny zauważamy w oddali biały krzyż, w kierunku którego skierowaliśmy nasze kroki. W końcu jesteśmy na miejscu. Cztery wojskowe namioty miały służyć za szpital polowy, którego, zatroszczony o wychowanie młodzieży pan Owsiak nie uwzględnił w planach przystanku Woodstock (bez komentarza!). Nasz namiot postawiliśmy obok krzyża. Po godzinie przyszła większość grup, na końcu Ksiądz Biskup poświęcił krzyż i podniósł nas na duchu. Przyjrzeliśmy się trochę naszym sąsiadom, nie byliśmy zbyt zachwyceni, naprzeciwko sataniści, za nami "harleyowcy", naprzeciw krzyża "Słoma i jego Indianie". O osiemnastej pierwszy dyżur, przy namiotach i krzyżu. Zaczynają schodzić ciekawscy, głodni, przyciągnięci modlitwą, wesołym śpiewem "młodzi gniewni". Na początku stoją z boku, potem sami podejmujemy rozmowy. Czasem są to bardzo trudne momenty, które bez modlitwy są nie do pokonania, rozmowy czasem przerażają, wzruszają, zaskakują. Np. kilkugodzinna rozmowa z satanistą otwiera oczy przysłuchującemu się koledze, tamten pozostaje zamknięty na wszelkie argumenty. Ziarno Słowa Bożego zasiane, pozostaje tylko modlitwa. Dyżur kończymy o drugiej w nocy, trzeba wstać o szóstej, żeby zdążyć na Mszę św. dla funkcyjnych, o siódmej, w centrum miasta (ok. 3 km od Przystanku Jezus). Jak tu zasnąć; adrenalina, tyle wrażeń i muzyka, która wprawiała namiot w drżenie! Samo przejście jest niezwykle ciekawe, zaczepia nas wiele osób, najczęściej chcą pieniędzy, jedzenia, ale i są tacy, którzy sprzedają w promocji np. płytkę wyrwaną z chodnika za jedyną złotówkę. Wyprzedza nas na drodze zamkniętej dla ruchu kołowego kontener na śmieci: pasażerowie - około 10 osób - pchani przez następne kilkanaście. Następny. To chyba wyścigi...
Po Eucharystii pozostajemy jeszcze kilka godzin przy kościele garnizonowym. Obiad, wyruszamy na następny dyżur o 14.00. Ciągle nowe namioty, "miasteczko" rozrasta się w szybkim tempie. Obok wielkiej sceny, za jedyne 70 zł można poskakać z Bango, w oddali dla zasobnych w pieniądze śmigłowiec, z którego co pół godziny można obejrzeć plac. Od razu zabieramy się do pracy, trzeba pomóc przy obiedzie (przygotować kilkaset kanapek). Koronkę razem z chętnymi "odmawiał" pod krzyżem także wyznawca Kriszny, później poprosił o rozmowę (był z Niemiec). Na szczęście jedna z ewangelizatorek znała język niemiecki. Ponad trzygodzinnego dialogu podjął się jeden z księży, a kilka osób obok wspierało modlitwą wstawienniczą. Ciągle napływają tłumy młodzieży, coraz ciekawsze zajęcia znajdują sobie sąsiedzi. Np. zadziwia widok pędzącego "malucha", za nim na kurtce przywiązanej sznurem holowniczym serfuje w tumanach kurzu dwójka "harleyowców". Znikome ilości ubikacji przygotowanych przez organizatora zmuszają niektórych do korzystania z pobliskich łanów słonecznika, częstym widokiem niestety jest "toaleta", "gdzie zastała delikwenta potrzeba!". W wolnej chwili doglądamy przemokniętych po ostatniej ulewie namiotów. Krzyż przyciąga coraz to nowych ciekawskich, przyglądających się z daleka, ale i takich, którzy chętnie włączają się w modlitwę. Rozmawiam z kimś z "pokojowego patrolu", przyznaje się, że jest ich o połowę mniej niż zakładano, a zadania młodszych to udzielanie pomocy z ratownikami, sprzątanie; zdobywających licencję - czyli dopiero rozpoczynających karierę - ochroniarzy jest około stu na ponad sto dwadzieścia tysięcy przybyszów! Po dyżurze poszliśmy pograć trochę na "bongosach" u "sąsiada" Słomy (utrzymywał się z robienia różnego rodzaju bębenków).
Piątek dyżur przy kościele. Co może nas jeszcze zdziwić? A jednak.
Drogi pełne kolorowych tłumów dzisiaj przybyłych do Żar buntowników. Przechodzimy obok sklepu, na murku siedzi grupa popijających piwo (normalny widok). Przeciskamy się przez chodnik, zostaję trochę z tyłu, w pewnym momencie, jakby z ziemi wyrasta obok dwóch drabów, jeden z nich zatopił zęby w mojej nodze. Zacząłem odrywać jego głowę od mojej nogi, gdy drugi z wygłodniałych, zachęcony widokiem "pałaszującego świeże mięsko" postanowił także spróbować! Na spodniach pozostały tylko ślady zębów.
Nieco zszokowani dotarliśmy na miejsce, dużo czasu na modlitwę, wieczorem zaczynamy dyżur. Postanowiliśmy nie wracać na pole namiotowe, tylko pozostać do porannej Mszy św. Nie przygotowani do noclegu, przekonaliśmy się, że kościół, jest dosłownym domem, zorganizowaliśmy karimaty, poduszeczki pod głowę pożyczyłem z konfesjonału. Noc była bardzo zimna, współczuliśmy przyjeżdżającym na pole namiotowe. Sam trochę zmarzłem, więc ubrałem sobie mundur z zakrystii (kościół garnizonowy) i tak wystraszyłem nieco księdza dyrektora.
O ósmej rano czekała na nas służba przy krzyżu, dotarliśmy tam nieco później ochoczo podejmując zadania. Przygotowując się do obiadu stwierdziliśmy z księdzem kwatermistrzem, że nie ma już nic "do chleba", trzeba pójść kupić jakąś margarynę. Podjąłem się tego zadania wraz z porucznikiem WAT-u z naszej grupy. Otrzymaliśmy ostatki pieniędzy na kilka margaryn i ruszyliśmy w kierunku miasta. Ceny bliżej placu były bardzo wysokie, dlatego poszliśmy jeszcze dalej, trafiając na mały sklepik. Tu cena o połowę niższa, zachęciła nas do kupna - choć w małym stopniu mogło to uzupełnić zapotrzebowanie - okazało się jednak, że jest tylko kilka sztuk margaryn; właściciel jednak postanowił nam pomóc. Wziął samochód, zabrał nas i pojechaliśmy do hurtowni. Tyle zachodu dla kilku margaryn? Właściciel sklepiku załatwił wszystko niewiele na nas zarabiając (może nawet stracił). To, co otrzymaliśmy do rąk przekroczyło wszystkie nasze najśmielsze oczekiwania, 12 kg margaryny, czyli 24 opakowania. Radośnie dziękując Bogu za pomoc, triumfalnie nieśliśmy pokaźne pudło. Na miejscu wywołaliśmy niemałe zdziwienie, szczególnie u księdza kwatermistrza, który nie spodziewał się takiej ilości. Nakarmiliśmy wszystkich, którzy przyszli prosząc chociaż o jedną kromkę (czyż to nie cud?).
Ze względu na daleką drogę postanowiliśmy wyjechać kilkanaście godzin wcześniej. Ostatni dyżur w szkole katolickiej (biuro Przystanku Jezus) z której, prosto w nocy udaliśmy się na stację.
Zmęczeni pracą na "Niwie Pańskiej", ale szczęśliwi powróciliśmy z "polskich misji".

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

„Napełnił naczynie wodą i zaczął umywać uczniom nogi” (J 13, 5)

Niedziela warszawska 15/2004

[ TEMATY ]

Wielki Tydzień

pl.wikipedia.org

Mistrz Księgi Domowej, "Chrystus myjący nogi apostołom", 1475

Mistrz Księgi Domowej,

1. Wszelkie „umywanie”, „obmywanie się” lub kogoś albo czegoś kojarzy się ściśle z faktem istnienia jakiegoś brudu. Umywanie to akcja mająca na celu właśnie uwolnienie się od tego brudu. I jak o brudzie można mówić w znaczeniu dosłownym i przenośnym, taki też sens posiada czynność obmywania; jest to oczyszczanie się z fizycznego brudu albo akcja symboliczna powodująca uwolnienie się od moralnego zbrukania. To ten ostatni rodzaj obmycia ma na myśli Psalmista, kiedy woła: „Obmyj mnie całego z nieprawości moich i oczyść ze wszystkich moich grzechów …obmyj mnie a stanę się bielszy od śniegu” (Ps 51, 4-9). Wszelkie „bycie brudnym” sprowadza na nas złe, nieprzyjemne samopoczucie, uwolnienie się zaś od owego brudu przez obmycie przynosi wyraźną ulgę.
Biblia mówi wiele razy o obydwu rodzajach zarówno brudu jak i obmycia, czyli oczyszczenia. W rozważaniach niniejszych zajmiemy się obmyciami z brudu w znaczeniu moralnym.

CZYTAJ DALEJ

8 lat temu zmarł ks. Jan Kaczkowski

2024-03-27 22:11

[ TEMATY ]

Ks. Jan Kaczkowski

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

28 marca 2016 r. w wieku 38 lat zmarł ks. Jan Kaczkowski, charyzmatyczny duszpasterz, twórca Hospicjum św. o. Pio w Pucku, autor i współautor popularnych książek. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Sam będąc chory, pokazywał, jak przeżywać chorobę i cierpienie - uczył pogody, humory i dystansu.

Ks. Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni. Był bioetykiem, organizatorem i dyrektorem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W ciągu dwóch lat wykryto u niego dwa nowotwory – najpierw nerki, którego udało się zaleczyć, a później glejaka mózgu czwartego stopnia. Po operacjach poddawany kolejnym chemioterapiom, nadal pracował na rzecz hospicjum i służy jego pacjentom. W BoskiejTV prowadził swój vlog „Smak Życia”.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Zatęsknij za Eucharystią

2024-03-28 23:37

Marzena Cyfert

Mszy Wieczerzy Pańskiej przewodniczył bp Maciej Małyga

Mszy Wieczerzy Pańskiej przewodniczył bp Maciej Małyga

Tęsknimy za różnymi rzeczami (…) Czy kiedyś jednak tęskniłem za przyjęciem Komunii świętej? To jest chleb pielgrzymów przez świat do królestwa nie z tego świata – mówił bp Maciej Małyga w katedrze wrocławskiej.

Ksiądz biskup przewodniczył Mszy Wieczerzy Pańskiej. Eucharystię koncelebrowali abp Józef Kupny, bp Jacek Kiciński oraz kapłani z diecezji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję