Reklama

Niezwykły Pontyfikat

Niedziela przemyska 41/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Czas pobytu w Rzymie pozwala przyjrzeć się z bliska Człowiekowi, o którym bez wahania można powiedzieć, że idzie przez ziemię dobrze czyniąc. Mam na myśli Papieża Jana Pawła II. W swoim wędrowaniu apostolskim stanął on w tym roku w Hiszpanii (3-5 maja), Chorwacji (5-8 czerwca), Bośni i Hercegowinie (22 czerwca) oraz Słowacji (12-14 września). Cały szereg pielgrzymek, które odbył Ojciec Święty, aby z polecenia Jezusa „umacniać braci w wierze”.
Nie może to wszystko nie zdumiewać. Człowiek, który praktycznie już nie chodzi, podejmuje wciąż tyle apostolskich poczynań. Przypomina się w tym momencie wielka kampania niechętnych Papieżowi mediów, które mniej więcej rok temu spekulowały zawzięcie nad stanem jego zdrowia i nad tym, co też zrobi on dalej. Faktycznie nie było najlepiej. Rok temu w Wielki Czwartek Papież był tak słaby, że zrobił z pomocą innych tylko cztery kroki podczas Mszy św. Gazety pisały, iż to chyba koniec, bo gdy Papież przestanie chodzić, to musi złożyć rezygnację. Nikomu z nich nie przyszło jednak do głowy, że Kościołem rządzi się nie nogami, ale głową. A w tym zakresie Papież zaskakuje świeżością i bystrością umysłu. Co chwilę wymyśla coś, co wszystkich zaskakuje i zadziwia. Choćby ostatnio wydany tomik poezji. Nogi ustały, ale Papież nie ustał. Więcej: właśnie teraz objawia się w nim działająca moc Boga.
Później był czas, że Jan Paweł II miał problemy z mówieniem. Gazety znów prorokowały, że teraz to już na pewno nie da się rządzić Kościołem. Papież i tu wybrnął, bo swoje przemówienia przekazywał niekiedy do odczytania jakiemuś kardynałowi. Nie upłynęło wiele czasu i w prasie pojawiła się wiadomość: Papież uczy się bułgarskiego. Po co? Otóż miał w planie pielgrzymkę do Bułgarii i chciał przynajmniej trochę Bułgarom powiedzieć w ich ojczystym języku. Jakiś ksiądz przychodził, by go uczyć tego języka.
Przyszedł potem lipiec i niezapomniane spotkanie z młodzieżą w Kanadzie. Papież udowodnił światu, że są ludzie, z którymi czuje się świetnie i to się przekłada na jego kondycję fizyczną. Miesiąc później była Polska. Znów świat zobaczył coś, o czym nawet nie śnił. Ci zaś, którzy wcześniej mieli za dużo do gadania, mogli odczuć pewien niesmak, że Papież jest smutny i chory, gdy jest wśród nich, ale gdy tylko pojawi się w gronie ludzi, których naprawdę kocha, natychmiast dostaje skrzydeł.
Co jakiś czas słychać spekulacje na temat zdrowia Papieża i jego posługi. Wielu jednak zdaje sobie sprawę, że jeśli Ojciec Święty coś jeszcze może zrobić, to tylko nas zaskoczyć. Ale wcale nie musi tego robić tak, jak chcą gazety. Kiedyś podobno któryś z kardynałów zapytał Papieża: - Jak się Ojciec Święty czuje? Na co ten miał odpowiedzieć: - Nie wiem. Nie czytałem rano gazet.
Zatrzymajmy się jednak nad tym, co Papież mówi i robi. To jest ważniejsze od tego jak się czuje.
Miesiąc temu miało miejsce nabożeństwo różańcowe dla młodzieży uniwersyteckiej w Auli Pawła VI w Watykanie. Odbywało się ono w łączności, dzięki telewizji satelitarnej, z pięcioma miejscami w Europie: Krakowem, Fatimą, Słowacją, Niemcami. Po prostu na telebimach można było oglądać to, co się dzieje w tych miejscach, a zarazem wspólnie modlić z młodzieżą tam zgromadzoną. Dla przykładu Kraków rozpoczynał Zdrowaś Mario, a kończyli zgromadzeni w Rzymie. Na końcu już po oficjalnej części Ojciec Święty zażartował: „Telewizja jest cudowna. Dzięki niej mogę widzieć to, co się dzieje w tej chwili na przykład w kościele św. Anny w Krakowie”. Dziękując natomiast niemieckiemu kardynałowi za zaproszenie młodych do Niemiec na Światowy Dzień Młodzieży w 2005 r. Jan Paweł II odpowiedział: „Mnie też zaprosił! Mimo że młody już nie jestem!”.
Z niezapomnianych spotkań z Ojcem Świętym ostatniego czasu trzeba też wymienić beatyfikację, jaka miała miejsce na Placu św. Piotra w niedzielę 23 marca. Wśród 5 osób do chwały ołtarzy został wyniesiony lekarz węgierski Laszló Batthyany-Strattmann. Postać bardzo ciekawa, stąd warto o niej wspomnieć. Gdy miał zaledwie 12 lat stracił matkę, która zmarła w wieku 39 lat. Ta strata zostawiła trwałe ślady w duszy dziecka, które często powtarzało: „Zostanę lekarzem i będę leczył za darmo ubogich chorych”. Jako student ożenił się z bardzo religijną kobietą, która mu dała 13 dzieci. Założył szpital, w którym leczył między innymi ofiary I wojny światowej. Otrzymawszy w spadku od wuja zamek, znaczną jego część przeznaczył na gabinety lekarskie. Leczył biednych, których w mieście było bardzo wielu. Jako zapłatę za leczenie i troskę w szpitalu prosił, aby ofiarować w jego intencji jedno Ojcze nasz. Przed operacją modlił się wraz z chorym do Boga o błogosławieństwo. Był przekonany, że jako lekarz operuje, ale uzdrowienie jest już darem Bożym. Czuł się tylko narzędziem w Jego rękach.
Relacje małżeńskie też układały się bardzo dobrze. Wspólnie z małżonką starał się wychować dzieci na ludzi uczciwych, szlachetnych. Każdego dnia cała rodzina uczestniczyła we Mszy św. Po niej z kolei dzieci otrzymywały krótkie wskazówki chrześcijańskie, a także, jako zadanie, coś dobrego do spełnienia. Po codziennym Różańcu wieczornym dyskutowano wspólnie o mijającym dniu i o zadaniach, jakie dzieci miały wykonać. Jego religijne życie objawiło się w całej pełni podczas ciężkiej choroby, która ukoronowała jego ziemską wędrówkę. Do swojej córki tak pisał z wiedeńskiego sanatorium: „Nie wiem jak długo jeszcze dobry Bóg każe mi cierpieć. Dał mi On w życiu wiele radości, dlatego teraz, mając 60 lat, muszę przyjąć z wdzięcznością również trudności”. Do siostry natomiast powiedział: „Jestem szczęśliwy. Cierpię strasznie, ale kocham moje cierpienia, a pociesza mnie fakt, że znoszę je dla Chrystusa”. 22 stycznia 1931 r. pożegnał ziemię w opinii świętości po 14 miesiącach ciężkiej choroby.
Za jego przyczyną miało miejsce w 1989 r. niewytłumaczalne naukowo uzdrowienie chorego cierpiącego na złośliwego raka. Uzdrowienie powyższe poddano dokładnym ekspertyzom lekarskim i teologicznym, a po 12 latach badań, uznano jego autentyczność. W ten sposób droga do beatyfikacji stanęła otworem.
Pisząc o działalności Jana Pawła II nie sposób nie zatrzymać się na sprawie światowego pokoju, na którym koncentruje się ostatnio w sposób szczególny papieska uwaga. Ojciec Świętego dostrzega krytyczne położenie narodu irackiego dotkniętego w ostatnich latach embargiem gospodarczym. Widzi też szerzące się w świecie widmo terroryzmu. To wszystko jednak nie usprawiedliwia działań zbrojnych, które niosą zniszczenia i śmierć wielu niewinnym ludziom, a poza tym pogłębiają nienawiść między narodami. Szczególny jednak głos podnosi Jan Paweł II apelując, aby nie uczynić z konfliktu wojny o charakterze religijnym. Dlaczego? Dlatego, że do tej pory jest to bitwa o ropę pod pozorem walki z terroryzmem. Bitwa, która angażuje tak naprawdę nieliczne państwa. Konflikt ten chcą jednak niektórzy przemienić w wojnę religijną, „świętą wojnę”, wojnę w obronie Boga. A to musiałoby zaangażować miliony ludzi na całym świecie. Wyznawcy islamu to w tej chwili około miliarda ludzi, niewiele więcej liczą chrześcijanie. Zetknięcie się takich potęg na stopie wojennej oznacza zagładę ludzkości. W tym kontekście słowa Papieża - aby nikt nie zabijał w imię Boga, wydają się mieć niesamowite znaczenie dla istnienia świata i ludzkości. „Nie wolno nam dopuścić - apelował - aby zagrożenie wojną, czy nawet sama wojna, wprowadziły nieprzyjaźń między chrześcijan, muzułmanów, czy wyznawców innych religii”. O zabiegach pokojowych Jana Pawła II niech świadczy i to, że w samym tylko lutym przyjął na audiencjach prywatnych: sekretarza generalnego ONZ, wicepremiera Iraku, niemieckiego ministra spraw zagranicznych, premiera Wielkiej Brytanii, premiera Hiszpanii, przewodniczącego irańskiego parlamentu, a na początku marca premiera Włoch. W Watykanie zostali przyjęci ambasadorowie wszystkich państw akredytowanych przy Stolicy Apostolskiej. Zarówno do Bagdadu, jak i do Waszyngtonu pojechali specjalni wysłannicy Papieża.
Od pewnego czasu nie ma publicznego wystąpienia Papieża, w którym temat pokoju nie zostałby poruszony. Tak było również w niezapomnianym spotkaniu z młodzieżą na Placu św. Piotra w czwartek przed Niedzielą Palmową. Wprawdzie aura zatrzymała wiele osób w domu w obawie przed deszczem, ci jednak, którzy przybyli byli świadkami wydarzenia o niebywałej randze. Wzruszające świadectwa młodych ludzi, śpiew najpopularniejszych chórów, radość i entuzjazm na twarzach młodych ludzi. Zgromadzony młody żywioł osiągnął niebywałe rozmiary, wtedy gdy pojawił się Papież. W bardzo wolnym tempie objechał on sektory z uśmiechem na twarzy, błogosławiąc i pozdrawiając zebranych. Panował entuzjazm, którego nawet padający deszcz nie zdołał zagłuszyć. Chwilami wydawało się nawet, że było wprost przeciwnie. Właśnie deszcz stawał się dla wielu motywem odkrycia swojej życiowej energii. Nawet sam Papież pozdrowił w przemówieniu deszcz, a później dwukrotnie go zapraszał. Młodzież, oczywiście, odpowiadała aplauzem, na co Jan Paweł II zareagował: „Co za siła! Co za siła!”. Papieżowi nie brakowało humoru. To spotkanie w niezwykłym stopniu wyróżniało się od wszystkich innych w ostatnich miesiącach.
Młodzież ofiarowała Ojcu Świętemu symboliczne prezenty. Była laska pasterska dla Głowy i Pasterza Kościoła. Był też gołąb - symbol pokoju. Gołąb został wypuszczony z klatki, ale jakoś nie zamierzał odlatywać. Usiadł kilka metrów przed Papieżem, poważnie wystraszony i ani myślał wznieść skrzydeł do lotu. Papież przez chwilę patrzył na niego (kamery ładnie to uchwyciły), a na jego twarzy zarysował się jakby niepokój, a może błagalna prośba do Boga, aby ten symbol pokoju wzniósł się w powietrze. Świat bowiem tego pokoju bardzo dziś potrzebuje. Scena trwała dobrą minutę. Zaczęto przechodzić powoli do następnego punktu programu, gdy nagle gołąb na oczach kamer wystartował niczym odrzutowiec, wzniósł się w powietrze i poszybował nad miasto. Jego lot był tak szybki, tak zdecydowanie wymierzony w jednym kierunku, że można było dostrzec jakąś misję - może wprost od Stwórcy otrzymaną - zwiastowania pokoju światu.
Uroczyste spotkanie trwało nadal. Papież powierzył wszystkich zgromadzonych Matce Bożej. Niemal każdy z obecnych otrzymał od niego różaniec. Na końcu jeszcze jedną niespodziankę przygotował zebranym - tym, których deszcz nie wystraszył. Po zakończeniu po raz drugi objechał sektory, co nie zdarzyło się, od trzech lat. To był wieczór naprawdę niezapomniany. To był jeszcze jeden znak niezwykłości obecnego Pontyfikatu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Co z postem w Wielką Sobotę?

Niedziela łowicka 15/2004

[ TEMATY ]

post

Wielka Sobota

monticellllo/pl.fotolia.com

Coraz częściej spotykam się z pytaniem, co z postem w Wielką Sobotę? Obowiązuje czy też nie? O poście znajdujemy liczne wypowiedzi na kartach Pisma Świętego. Chcąc zrozumieć jego znaczenie wypada powołać się na dwie, które padają z ust Pana Jezusa i przytoczone są w Ewangeliach.

Pierwszą przytacza św. Marek (Mk 9,14-29). Po cudownym przemienieniu na Górze Tabor, Jezus zstępuje z niej wraz z Piotrem, Jakubem i Janem, i spotyka pozostałych Apostołów oraz - pośród tłumów - ojca z synem opętanym przez szatana. Apostołowie są zmartwieni, bo chcieli uwolnić chłopca od szatana, ale ten ich nie usłuchał. Gdy już zostają sami, pytają Chrystusa, dlaczego nie mogli uwolnić chłopca od szatana? Usłyszeli wówczas znamienną odpowiedź: „Ten rodzaj zwycięża się tylko przez modlitwę i post”.
Drugi tekst zawarty jest w Ewangelii św. Łukasza (5,33-35). Opisuje rozmowę Pana Jezusa z faryzeuszami oraz z uczonymi w Piśmie na uczcie u Lewiego. Owi nauczyciele dziwią się, czemu uczniowie Jezusa nie poszczą. Odpowiada im wówczas Pan Jezus „Czy możecie gości weselnych nakłonić do postu, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, wtedy, w owe dni, będą pościć”

CZYTAJ DALEJ

Triduum Paschalne - trzy najważniejsze dni w roku

Niedziela legnicka 16/2006

Karol Porwich/Niedziela

Monika Łukaszów: - Wielkanoc to największe święto w Kościele, wszyscy o tym wiemy, a jednak wielu większą wagę przywiązuje do świąt Narodzenia Pańskiego. Z czego to wynika?

CZYTAJ DALEJ

Biskup Zaporoża: Wielki Piątek trwa u nas każdego dnia

2024-03-29 16:27

[ TEMATY ]

biskup

Ukraina

Wielki Piątek

Vatican News

Bp Jan Sobiło na linii frontu

Bp Jan Sobiło na linii frontu

„Pod krzyżem Jezusa modlę się za wszystkich okaleczonych żołnierzy i tych, którzy oddali swe życie za wolność Ukrainy” – mówi Radiu Watykańskiemu bp Jan Sobiło. Wyznaje, iż Zaporoże, gdzie posługuje, jest w ostatnich dniach masowo ostrzeliwane. „Wiemy, że ten Wielki Tydzień może być ostatnim w naszym życiu i od tego będzie zależeć cała wieczność, stąd staramy się zacieśniać relację z Jezusem, by być gotowym nawet na ewentualną śmierć” – mówi hierarcha, prosząc o usilną modlitwę za Ukrainę.


Podziel się cytatem

Bp Jan Sobiło: Tak, to już trzeci Wielki Piątek w czasie pełnoskalowej wojny. Z jednej strony przyzwyczailiśmy się do tego krzyża wojennego, a z drugiej jest on coraz bardziej bolesny. Tak jak rana, którą długo już nosisz, ale jednocześnie nie widzisz, że może się zagoić w najbliższym czasie. I sama świadomość tego, że ta wojna trwa i nie wiadomo jeszcze, jak długo potrwa, jest bardzo bolesna. Jednocześnie widzę, że ludzie przyzwyczaili się już do wystrzałów i do tego, że ktoś zginął, że przywożą rannych żołnierzy. Muszą po prostu żyć i wiedzą, iż nawet w czasie wojny trzeba funkcjonować, trzeba pójść po chleb, trzeba się pomodlić. Na początku wojny niektórzy mieli problem z modlitwą, a teraz widzę, że nauczyli się organizować sobie czas i miejsce dla modlitwy, bo odczuwają, iż bez niej tego długiego czasu wojennego nie da się przeżyć.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję