Reklama

Nigdy nie jestem samotny

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 48/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KAI: - Mieszkańcy diecezji zielonogórsko-gorzowskiej to w większości ludność napływowa. Jaka była rola Kościoła w tej specyficznej sytuacji?

Bp Adam Dyczkowski: - Są to ludzie, którzy przybyli tu po wojnie z wschodnich terenów II Rzeczpospolitej. Dotychczas nie ma rzetelnej informacji, jaka to cześć mieszkańców, ale z pewnością oni przeważają. Osiedliła się tu także spora grupa z Polski centralnej, przybyli także ci, którzy zostali wywiezieni na roboty przymusowe do Niemiec, a po wojnie okazało się, że nie mają już dokąd wracać. Cały czas traktowali swoje osiedlenie na tych terenach jako przejściowe i byli przekonani, że wrócą do siebie. Nie inwestowali, więc budynki i gospodarstwa szły w ruinę.
Kościół musiał uświadomić ludziom, że te ziemie się im w pełni należą, że trzeba je zagospodarować, normalnie żyć. Kardynał Wyszyński przyjeżdżał tu wiele razy i zachęcał wiernych, aby nie żyli na walizkach, a poważnie potraktowali swoje życie.
Drugie ważne zadanie, jakie stało przed tutejszym Kościołem, to integracja ludzi, którzy przybyli z różnych stron i nieśli ze sobą różnorodne tradycje. Świątynie były jedynym miejscem, w którym się wszyscy spotykali, więc Kościół robił wszystko, aby ich zintegrować. To był proces, który trwał długie dziesięciolecia.

- Ci ludzie oskarżani są przez panią Erikę Steinbach o wypędzenie rdzennych mieszkańców tych ziem. Jak Ksiądz Biskup ocenia jej projekt powołania w Berlinie Centrum przeciw Wypędzeniom?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Projekt pani Steinbach, a szczególnie jej argumenty, przeżyłem bardzo boleśnie, ponieważ należę do wypędzonych. Gdy dowiedziałem się o jej inicjatywie, przed oczami stanęła mi scena z mojego dzieciństwa. W czasie wojny, gdy miałem siedem lat, do naszego domu w Kętach wpadli Niemcy z okrzykiem: „Raus!”, nakazując nam natychmiast się wynosić. Ojciec był jeńcem wojennym w niewoli niemieckiej, więc Mama tłumaczyła, że rodziny jeńców chronione są specjalnym prawem, ale te argumenty do nich nie docierały. Byłem potwornie przerażony, wcisnąłem się w kąt i zatkałem uszy, aby tego wszystkiego nie słyszeć. Ten koszmarny obraz z dzieciństwa był moją pierwszą reakcją na inicjatywę pani Steinbach. Pomyślałem wówczas: Po co ona rozdrapuje bolesne rany, które, Bogu dzięki, już się zabliźniły? Czy nie widzi, że za cierpienia wypędzonych ponoszą całkowitą odpowiedzialność właśnie Niemcy, bo wszystko, co się działo, było konsekwencją rozpętania przez nich II wojny światowej?

- Czy projekt Centrum przeciw Wypędzeniom, w tle którego pojawiają się roszczenia odszkodowań materialnych, wzbudza jakieś obawy wśród mieszkańców diecezji zielonogórsko-gorzowskiej?

- Ci, którzy tak jak ja przeżyli wojnę i wypędzenie, odbierają ten projekt bardzo boleśnie, jako rozdrapywanie dawnych ran. Natomiast i starsze, i młodsze pokolenie ma świadomość, kto jest odpowiedzialny za wypędzenia, dlatego dziwią się, że właśnie Niemcy z taką inicjatywą wychodzą, robiąc z siebie ofiary, choć byli katami. Wśród młodych nie ma niepokojów, że oto trzeba będzie coś oddawać Niemcom. Oni czują się u siebie, traktują te tereny jako ojcowiznę. Warto przypomnieć, że zdecydowana większość Niemców nie została wypędzona z terenów obecnej Polski, lecz sama uciekła przed nadejściem Armii Czerwonej, bo wiedzieli, że żołnierze radzieccy obchodzili się z nimi bardzo źle. Adresatem pretensji za ucieczkę powinna być także Rosja Radziecka.

Reklama

- Ksiądz Biskup przybył do tej diecezji w 1992 r. z diecezji legnickiej. Został Ksiądz Biskup pasterzem nowo utworzonej diecezji. Jak wyglądały początki, co było wówczas najtrudniejsze?

- Diecezja zielonogórsko-gorzowska powstała z podziału diecezji gorzowskiej na trzy nowe. Szczególnie trudnym problemem, z którym trzeba się uporać, jest bieda. Specyfiką tego terenu jest to, że jest tu dużo małych wiosek rozrzuconych po lasach, często z pięknym, dużym zabytkowym kościołem, który te kilkadziesiąt czy kilkaset osób nie ma szans utrzymać. Fundusze, jakie otrzymujemy od wojewódzkiego konserwatora zabytków, są absolutnie niewystarczające, dlatego robimy składki, szukamy sponsorów, żeby te zabytki ratować. Tym bardziej, że prawie w każdej wiosce są dwa kościoły - poprotestancki i katolicki, gdyż ludzie tych wyznań mieszkali tu przed wojną i taką spuściznę otrzymaliśmy. Dziś obydwie świątynie trzeba utrzymywać z funduszy biednych ludzi. Choć jeden kościół im wystarczy, ratować trzeba dwa.
Ziemia jest bardzo uboga, niemal same piachy, piąta, szósta kategoria. Przed wojną prawie w każdej wsi jakiś „von” baron miał swój majątek, który w czasach PRL-u został zamieniony na PGR, te z kolei upadły po 1989 r. i byli pracownicy są dziś na bezrobociu. Tym ludziom trzeba nieść pomoc, a nie spodziewać się wspierania inwestycji kościelnych.

- Czy młodych ludzi w diecezji też prześladuje poczucie tymczasowości?

- Oni czują się już u siebie. Tam, gdzie są upadłe PGR-y, młodzież myśli jedynie o wyjeździe, znalezieniu pracy i miejsca na ziemi gdzie indziej. Czują się zintegrowani z terenem, ale wiedzą, że ziemia ich nie wyżywi. Bogu dzięki, pojawiają się młodzi ludzie, którzy wykupują tu grunty, chociaż utrudnia im to bardzo Agencja Rynku Rolnego. Można się zastanawiać, co się za tym kryje i kto chce na tym zarobić. Jednak ci, co związali swoje życie z wsią i zamierzają zostać, to mniejszość, reszta wyjeżdża.
Wyjeżdża zaś, nie mając wykształcenia, gdyż są w stanie otrzymać głównie wykształcenie podstawowe. Szkoła ponadpodstawowa jest problemem - wyjazd do szkół na dalszą naukę jest dla wielu niemożliwy - ich nie stać na kupno biletów na autobus do najbliższej szkoły, nie mówiąc o zamieszkaniu na stancji czy w internacie.
A są wspaniałe talenty. Gdy jestem na wizytacji, odwiedzam wszystkie szkoły i wszędzie żądam spotkania z młodzieżą, żeby ich pociągnąć za język. Jest wiele wspaniałej młodzieży, która ma średnią ocen ponad pięć. I serce mi się kraje, gdy sobie uświadamiam, że ci utalentowani ludzie nie będą mogli kształcić się dalej. Dzięki Bogu, jest Fundacja Dzieło Trzeciego Tysiąclecia, która funduje stypendia, ale to kropla w morzu potrzeb. To jeden z najpoważniejszych problemów, jakie przed nami stoją - pomóc młodym ludziom zdobyć wykształcenie średnie, aby mogli iść na studia.
Niedawno wizytowałem pewną wieś i nauczyciele opowiedzieli mi o chłopcu o wybitnych uzdolnieniach matematycznych, który skończył szkołę podstawową i średnią ze świetnymi wynikami. Niestety, nie ma on środków materialnych, aby studiować na wyższej uczelni i mimo wysiłków musiał zrezygnować z dalszej nauki i zatrudnił się jako pracownik fizyczny w lesie. Bardzo mnie poruszyła ta historia. Trzeba robić wszystko, aby nie dopuścić do marnowania takich talentów.

- A jakie są perspektywy dla młodzieży w miastach?

- Gdy przejeżdża się przez miasta naszej diecezji, to żal patrzeć na ruinę fabryk i zakładów pracy. W niektórych rejonach bezrobocie sięga 40 procent. Jednak młodzież miejska ma przynajmniej zagwarantowaną możliwość ukończenia szkoły średniej. Ze studiami już jest gorzej. Mój przyjaciel, były rektor Politechniki Zielonogórskiej, założył Wyższą Szkołę Zawodową w Sulechowie, w niewielkim mieście. Śmiali się z niego, że nie ma szans, a tu okazało się, że rzecz wypaliła i jest olbrzymie zainteresowanie, gdyż młodzieży z pobliskich małych miejscowości łatwiej dojechać do tej szkoły niż do dużego miasta. Ta uczelnia istnieje już piąty rok i w tej chwili studiuje na niej ok. 4 tys. osób.

- Czy wejście do Unii Europejskiej jest szansą na rozwój ekonomiczny terenów diecezji?

- Perspektywa otrzymania dopłat dla rolników daje pewne nadzieje na polepszenie sytuacji. Obecnie muszą oni wytrzymać konkurencję dotowanej żywności z Zachodu, która już napływa do Polski, np. przez supermarkety. Obawiam się, czy nasi rolnicy będą potrafili skorzystać z unijnych dotacji. Formalności związane z otrzymywaniem subwencji z funduszy UE są skomplikowane i prostemu rolnikowi trudno będzie je wypełnić. Ta sytuacja jest także wyzwaniem dla nas. W mojej diecezji są dwa Uniwersytety Ludowe prowadzone przez Kościół. Wysokiej klasy fachowcy bezinteresownie służą pomocą rolnikom i zachęcają, by z tej pomocy UE skorzystali, gdyż im się należy. Szkoda, że niewielu korzysta z tej pomocy.

- Jak Ksiądz Biskup widzi rolę Kościoła i chrześcijaństwa w przyszłej, zjednoczonej Europie, a szczególnie polskich katolików?

- Europa bardzo potrzebuje chrześcijańskiej Polski. Posłowie z frakcji chrześcijańsko-demokratycznej Parlamentu Europejskiego bardzo często wyrażają nadzieję, że jak nasz kraj wejdzie do struktur UE, to na pewno wzmocni ich frakcję, bo przecież u nas żyje ponad 90% katolików. Ale u nas obecnie rządzi lewica i niestety istnieje duże prawdopodobieństwo, że wprowadzi do Parlamentu Europejskiego swoich przedstawicieli. Może dojść do sytuacji, że w Europie reprezentować będą nas ateiści, a europejska chadecja srodze się na Polsce zawiedzie. Bardzo obawiam się takiego scenariusza.

- W tym roku Ksiądz Biskup obchodzi 25-lecie sakry. Jak z perspektywy tych lat ocenia Ksiądz Biskup swoją posługę?

- Gdy zostałem biskupem, zafundowałem sobie wodną eskapadę: na dmuchanym materacu przepłynąłem cały przełom Dunajca. Od Sromowców Niżnych porwał mnie tak wartki nurt, że tylko patrzyłem, gdzie wystają skały i starałem się tak pokierować materac, aby się nie rozbić. Podobnie jest z moim biskupstwem. Z chwilą, gdy się zaczęło, od razu moje życie nabrało wielkiego tempa. Wszędzie mnie zapraszają: górnicy, pszczelarze, energetycy, uczelnie na inaugurację, w święta na niezliczone opłatki, a oprócz tego normalne obowiązki kościelne, spotkania z różnymi ludźmi i stanami. Jako biskup muszę być właściwie bez przerwy do dyspozycji. Porwany tym nurtem posługi biskupiej staram się od czasu do czasu zdobyć jakąś chwilę wolną na refleksję, jak ulepszyć swoją pracę. W tym szalonym tempie życia i nawale pracy poczucie, że jest się potrzebnym, jest radosne. Bogu dzięki, że wytrzymuję to tempo. Dziwię się księżom, którzy się skarżą na samotność. Ja nigdy nie jestem samotny. Dlatego wakacje przeważnie spędzam sam: czy to na górskich wędrówkach, czy pływając po jeziorach. Wtedy mogę się skupić wewnętrznie, odpocząć.

- Jakie są pierwsze skojarzenia Księdza Biskupa, gdy myśli Ksiądz o diecezji zielonogórsko-gorzowskiej?

- Jest piękna, połowa jej powierzchni to lasy i jeziora. Ludzie, którzy tu mieszkają, są bardzo życzliwi i ofiarni, podchodzą do Kościoła z sercem i są do niego przywiązani. Niedawno poświęcałem kościół w wiosce Kaczyce, gdzie mieszka dwanaście rodzin. Zostali w niej niemal sami emeryci, którzy własnymi siłami wybudowali bardzo zgrabny kościółek, niewielki, na ich potrzeby. Staruszkowie, którym stan zdrowia nie pozwala na wielki wysiłek fizyczny, bardzo ubodzy, wybudowali kościół.

- Szczególną sferą posługi biskupiej jest bycie ojcem wobec kapłanów...

- Staram się być dla nich ojcem. Ostatnio zorganizowali z okazji mojego 25-lecia Mszę św., w czasie której dziękowali mi za moją pracę. A ja im podziękowałem, że mając takiego ojca, nie pragną być sierotami. Na co wszyscy ryknęli śmiechem. Jestem zbudowany postawą i pracowitością wielu moich kapłanów. W mojej diecezji wiele parafii ma 3-6 kościołów filialnych i księża we wszystkich starają się odprawiać Mszę św. Są nawet wsie, gdzie jest kilkunastu mieszkańców, którzy nie mogą dojechać do kościoła, więc docierają do nich księża, aby w zwykłych świetlicach ludowych odprawić dla nich Mszę św. Zimą, gdy śnieg zasypie drogi, księża pożyczają od rolników traktory i docierają do wiernych. Bardzo cieszę się z moich księży i mam nadzieję, że nadal będą ofiarnie służyć wiernym, tym bardziej, że sytuację materialną mają nieporównanie gorszą od księży w diecezjach Polski centralnej czy południowej. U nas bywa, że na przykład przy okazji chrztu ktoś złoży ofiarę 20 czy 50 zł, a wiem, że w innych regionach są ofiary po kilkaset złotych.

- Jakie wyzwania są obecnie najważniejsze dla Kościoła w Polsce?

- Oprócz obowiązków duszpasterskich pomoc najuboższym i bezrobotnym. W mojej diecezji często są sytuacje, że obydwoje rodzice są bezrobotni, a cała rodzina, łącznie z dziećmi, żyje z renty babci. Dlatego, jeśli tylko mam możliwość, namawiam sponsorów i dobroczyńców, aby pomagali ubogim. Na wszystkich spotkaniach uczulam księży na ludzi potrzebujących. Zarządziłem, aby w każdej parafii było koło Caritas, by sami świeccy organizowali pomoc swoim sąsiadom, bo oni najlepiej wiedzą, jakie są ich potrzeby. W czasie wizytacji spotykam się z grupami charytatywnymi i zachęcam ich do pracy. Oni zresztą działają bardzo ofiarnie: organizują różne zbiórki i imprezy, pod koniec dnia dostają od piekarzy niewykupione pieczywo, a ze sklepów żywność, której ważność już się kończy. Drugim najważniejszym wyzwaniem jest kształcenie młodzieży wiejskiej, aby młode talenty się nie marnowały.
Jeszcze przez długie lata będziemy realizować program miłosierdzia, o którym mówił Ojciec Święty, gdy był w ubiegłym roku w Ojczyźnie.

- Dziękujemy za rozmowę.

Bp Adam Dyczkowski
Urodził się w 1932 r. w Kętach. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1957 r. we Wrocławiu. Studiował na KUL, gdzie w 1963 r. obronił doktorat z filozofii przyrody. Długoletni wykładowca na Papieskim Fakultecie Teologicznym, popularny duszpasterz młodzieżowy. Od 1978 r. wrocławski biskup pomocniczy, od 25 marca 1992 r. legnicki biskup pomocniczy, od 1993 r. biskup zielonogórsko-gorzowski. Dewiza biskupia „Sursum corda” - W górę serca. Jest zapalonym uczestnikiem wypraw wysokogórskich, pseudonim „Harnaś”.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Franciszek: cnoty teologalne pozwalają nam działać jako dzieci Boże

2024-04-24 10:07

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

O znaczeniu cnót teologalnych: wiary, nadziei i miłości w życiu moralnym chrześcijanina mówił dziś Ojciec Święty podczas audiencji ogólnej. Zaznaczył, że pozwalają nam one działać jako dzieci Boże.

Na wstępie papież przypomniał, że każdy człowiek jest zdolny do poszukiwania dobra, jednakże chrześcijanin otrzymuje szczególną pomoc Ducha Świętego, jaką są wspomniane cnoty teologalne. Cytując Katechizm Kościoła Katolickiego Franciszek podkreślił, że „są one wszczepione przez Boga w dusze wiernych, by uzdolnić ich do działania jako dzieci Boże i do zasługiwania na życie wieczne” (n. 1813).Dodał, iż wielkim darem cnót teologalnych jest egzystencja przeżywana w Duchu Świętym. Są one wielkim antidotum na samowystarczalność i zarozumiałość, czy pokusę wywyższania samych siebie, obracania się wokół swego „ja”.

CZYTAJ DALEJ

Legenda św. Jerzego

Niedziela Ogólnopolska 16/2004

[ TEMATY ]

święty

św. Jerzy

I, Pplecke/pl.wikipedia.org

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Św. Jerzy - choć historyczność jego istnienia była niedawnymi czasy kwestionowana - jest ważną postacią w historii wiary, w historii w ogóle, a przede wszystkim w legendzie.

Św. Jerzy, oficer rzymski, umęczony był za cesarza Dioklecjana w 303 r. Zwany św. Jerzym z Liddy, pochodził z Kapadocji. Umęczony został na kole w palestyńskiej Diospolis. Wiele informacji o nim podaje Martyrologium Romanum. Jest jednym z czternastu świętych wspomożycieli. W Polsce imię to znane było w średniowieczu. Św. Jerzy został patronem diecezji wileńskiej i pińskiej. Był także patronem Litwy, a przede wszystkim Anglii, gdzie jego kult szczególnie odcisnął się na historii. Św. Jerzy należy do bardzo popularnych świętych w prawosławiu, jest wyobrażany na bardzo wielu ikonach.

CZYTAJ DALEJ

Bp Artur Ważny o nowych wyzwaniach, problemach i priorytetach

O nowych wyzwaniach, priorytetach i z czym musi się zmierzyć. "Stąd nie zabieram nic, żadnych mebli, tylko same książki (...). Zabieram tylko całe to dziedzictwo, które noszę - takie duchowe, kulturowe, religijne." - mówi bp Ważny w rozmowie z Radiem RDN.

Cały rozmowa z bp. Arturem Ważnym:

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję