Wybaczcie, Kochani, że powrócę jeszcze do naszej amerykańskiej podróży, ale wywarła ona na mnie wielkie wrażenie.
Chcę dziś zwrócić uwagę na Kościół amerykański, który przeżywa poważny problem powołań. Ma Ameryka swoje Seminarium Duchowne w Mundelein, niedaleko Chicago. Jest to duża rezydencja dla kleryków i ich profesorów, powiedziałbym - taki amerykański Watykan: przepiękna posiadłość, ogromny kompleks budynków kościelnych wraz z kościołem seminaryjnym, część z nich zabytkowa, piękne jezioro i wspaniałe krajobrazy. Mieliśmy możliwość złożenia wizyty w tym Seminarium. Naszym cicerone był ojciec duchowny - ks. prof. Władysław Takuski, zaprzyjaźniony z Niedzielą. Klerycy amerykańscy nijak nie przypominają kleryków z seminariów polskich: są kolorowo ubrani, noszą długie włosy, wąsy, brody. Jest ich ok. 240. To bardzo niewiele, zważywszy iż pochodzą z całej Ameryki - w małej Polsce jest ich kilka tysięcy. Dlatego nie trzeba się dziwić, że w wielu parafiach, m.in. w Chicago, pracują polscy kapłani. Ostatnio spotyka się ich nawet jako proboszczów - a funkcja proboszcza w parafii amerykańskiej ma bardzo duże znaczenie. Parafie amerykańskie zatrudniają też wielu ludzi świeckich, którzy pracują w różnych sektorach działalności parafialnej. Jakże inna jest ta sytuacja niż w Polsce. U nas parafie mają swoich duszpasterzy. Nie ma wcale, albo bardzo mała jest ich obsługa przez ludzi świeckich. Naszych parafii po prostu nie stać na dodatkowe etaty, choć pracy z pewnością wystarczyłoby dla kilku osób. W Ameryce ludzie są bogatsi, podczas jednej Mszy św. niedzielnej możliwe są dwie albo trzy zbiórki na różne cele.
Ale powołań kapłańskich i zakonnych jest w Ameryce zdecydowanie za mało i jakimś ratunkiem są właśnie polscy księża. Pracuje tu bardzo wielu księży ze zgromadzeń zakonnych. Są jezuici, cystersi, chrystusowcy, salezjanie, karmelici, paulini, zmartwychwstańcy - księży diecezjalnych jest zdecydowanie mniej. Niemniej całą tę sytuację doskonale obrazuje odpowiedź dzieci na pytanie postawione kiedyś przez kapłana: - Skąd się biorą księża? - Z Polski!
Jest jeszcze jedno seminarium, które powstało w obrębie archidiecezji chicagowskiej, mianowicie seminarium im. bp. Alfreda Abramowicza (zm. w 1999 r.), który odegrał dużą rolę dla duszpasterstwa polonijnego. Seminarium to ma za zadanie przygotowanie kleryków z Polski do warunków amerykańskich, zwłaszcza językowo, a potem następuje „przerzucenie” ich do seminarium amerykańskiego w Mundelein.
Byliśmy także w Orchard Lake, k. Detroit - najstarszym w USA zespole szkół polonijnych, ośrodku polskiej historii i kultury. Wychowało się tam wielu polskich księży. Tam znaleźli swojego nowego amerykańskiego biskupa, nauczyli się bardzo dobrze języka angielskiego, a potem zostali inkardynowani, czyli przyjęci do amerykańskich diecezji. Odwiedziliśmy m.in. ks. dr. Romana Nira, który pełni tam funkcję archiwariusza i zrobił już bardzo wiele na rzecz dokumentacji poloników w Ameryce.
Trzeba tu dotknąć jeszcze jednego problemu - bardzo mało jest powołań kapłańskich z rodzin polonijnych. Rozmawialiśmy z księżmi, którzy chcą współpracować z Niedzielą w Chicago, że może trzeba o tym trochę więcej pisać, organizować modlitwę o powołania w polonijnych rodzinach. Myślę, że jest to m.in. efekt tego, że Polacy tutaj przybywający poświęcają zbyt wiele czasu i pracy na tzw. dorabianie się i nie tworzą klimatu dla rozwoju powołania kapłańskiego czy zakonnego. Może już czas zastanowić się nad tym, dać i taką propozycję swojemu ukochanemu dziecku. Kapłaństwo to trudna, ale jakże uprzywilejowana droga.
Trzeba modlić się o powołania, o to żeby one się rodziły - zarówno wśród rodzin polonijnych w Ameryce, jak i w Ojczyźnie, bo polską duszę najlepiej zrozumie Polak. Jeżeli będziemy mieć wspaniałych kapłanów, to będzie także pożytek dla Polski i dla naszego Kościoła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu