Reklama

Dylematy blondynki

Czas powrotu do źródeł

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tym razem będzie poważnie, bo temat na to ze wszech miar zasługuje. Na tegoroczne dni skupienia dla katechetów odbywające się w Rokitnie w dniach 19-20 marca jechałam z rezerwą, bo dowiedziałam się, że kaznodzieją będzie świecki ewangelizator. Wydawało mi się dotąd, że ksiądz ma więcej do powiedzenia na temat Boga niż zwykły śmiertelnik, tym bardziej, że ten śmiertelnik to... Hindus! „Pewnie jakiś nawiedzony neofita”, pomyślałam nieco zdegustowana, bo Indii stanowczo nie kojarzyłam z katolicyzmem, nawet jeśli żyła tam Matka Teresa.
Tylko że Thomas Paul przyjechał ze swoją ekipą z Wiednia, mieszka we Francji, a neofitą nie jest. Należy bowiem do dwuprocentowej mniejszości hinduskiej, która wyznaje katolicyzm i to już od dawna. Postanowiłam solennie, że wyrzucę wszystkie stereotypy do lamusa i zafunduję sobie dwudniowe wietrzenie duszy i poglądów. Dziś jestem wdzięczna ks. Ryszardowi Kolano za to, że gdzieś wyłuskał tego, wydawałoby się, niepozornego człowieczka, który dzielił się z nami swoją wiarą i głębią teologicznej treści, choć - jak sam wielokrotnie podkreślał - teologiem nie był.
Przez dwa dni rokitniańska kaplica stawała się powoli Kaną Galilejską, gdzie pod czułym spojrzeniem Pani Cierpliwie Słuchającej dokonywał się cud przemiany. Najpierw jednak był Wieczernik i Uczta Eucharystyczna, a także Apel u stóp cudownego wizerunku Matki, a potem przed Najświętszym Sakramentem wspólnie błagaliśmy Ducha Świętego o uzdrowienie naszych zranień duchowych i fizycznych. Całonocna adoracja była doskonałą terapią na wszystkie bóle i niedomagania. Nazajutrz słuchaliśmy konferencji Thomasa Paula, który odsłaniał katechetom nowy wymiar nauczania - słuchanie.
W hinduskim tłumaczeniu Ewangelii św. Jana Prolog o Logosie brzmi: „Na początku był Głos...”. Ów Głos powołał świat do istnienia, przenikał wszystko, brzmiał donośnie w wołaniu proroków, zanim został zapisany w Księdze. Szczególna rzecz - Chrystus też był Głosem; nie zostawił przecież żadnego traktatu teologicznego, żadnego zwoju, który byłby rejestrem Jego słów. Przemawiał do tłumów, które szukały Go, by słuchać. Jego uczniowie głosili naukę swego Mistrza słuchaczom, a św. Paweł mówił: „Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10, 17). Dzisiejszy chrześcijanin też musi usłyszeć słowo Boga. Nie wystarczy codziennie zaglądać do Pisma Świętego, trzeba je głośno smakować, pozwolić, aby Głos przeniknął całego człowieka. Dopiero nieustanne wchłanianie, karmienie się nim, umożliwi życie wg Bożego Słowa oraz głoszenie tegoż Słowa.
To przecież żadne rewolucyjne odkrycie, a jednak zelektryzowało nas niesamowicie. Żyjemy w dobie obrazu i to on przenika nasze zmysły. Reagujemy na kolor, ruch i dźwięk (ale nie na głos!), może dlatego okaleczyliśmy naszą wrażliwość. Ogłuchliśmy od krzyczących, monstrualnych reklam i może najwyższy czas wrócić do świętej ciszy, aby usłyszeć Boga. Wszak byliśmy w gościnie u Pani Zasłuchanej. Czy to przypadek?
Potem Rokitniańskie Wzgórze stało się górą Tabor dla blisko 150 katechetów, bo dobrze nam było u Matki i podobnie jak uczniowie Chrystusa niewiele rozumieliśmy z tego, co do tej pory nam mówił. Trzeba było wykładu prostego inżyniera (Thomas Paul nim jest), aby pojąć naukę o zmartwychwstaniu. Dla większości chrześcijan zmartwychwstanie łączy się z czasem ostatecznym. Tak zresztą myślała również Marta, siostra Łazarza, kiedy Nauczyciel zapytał ją o to. I nawet gdy zapewniał, że to On jest zmartwychwstaniem i życiem (J 11, 25), nie zrozumiała. Dopiero odsunięcie ciężkiego głazu unaoczniło, czym były słowa Chrystusa. Nam także bardzo często przeszkadza kamień niewiary, grzechu, wątpliwości i nie potrafimy korzystać z łaski zmartwychwstania wszczepionej w nasze dusze przez chrzest święty. A przecież zjednoczenie się z Chrystusem gwarantuje nam nieustanne odradzanie się! To dlatego syn powracający do ojca „był umarły, a znów ożył” (Łk 15, 32), a jako żyjący otrzymał nie tylko przebaczenie (najlepszą suknię), ponowne synostwo i dziedzictwo (pierścień), ale i ochronę przed ewentualnym upadkiem (sandały).
Thomas Paul nie moralizował, nie pouczał, nie stawiał siebie na piedestale mądrości i świętości. Przeciwnie - dawał świadectwo swojego ciągłego nawracania. Nawracania, które jest nieustannym zawierzeniem Bogu Trójjedynemu, zaufaniem dziecka oddającego się w bezpieczne ramiona Ojca, powrotem do świętego źródła wiary.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Oprócz apostołów, Bóg powołuje także innych uczniów – nas wszystkich

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Mk 16, 15-20.

Czwartek, 25 kwietnia. Święto św. Marka, ewangelisty

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Niemcy: podział w episkopacie w związku z projektami „drogi synodalnej”

2024-04-25 10:26

[ TEMATY ]

episkopat

Niemcy

Anna Wiśnicka

Czterech członków Rady Stałej Niemieckiej Konferencji Biskupów postanowiło nie uczestniczyć w głosowaniu na temat ustanowienia Komitetu Synodalnego, który ma z kolei doprowadzić do powstania rady synodalnej- stałego gremium składającego się z biskupów i świeckich, które ma zarządzać Kościołem w Niemczech. Przed utworzeniem rady synodalnej, jako niezgodnej z sakramentalną konstytucją Kościoła przestrzegała stanowczo Stolica Apostolska.

Czterej biskupi, Gregor Maria Hanke OSB z Eichstätt, Stefan Oster SDB z Pasawy, kardynał Rainer Maria Woelki z Kolonii i Rudolf Voderholzer z Ratyzbony ogłosili we wspólnym oświadczeniu 24 kwietnia, że chcą kontynuować drogę w kierunku Kościoła bardziej synodalnego w harmonii z Kościołem powszechnym. Chcą poczekać na zakończenie Zgromadzenia Plenarnego Synodu Biskupów, którego druga sesja odbędzie się w październiku w Rzymie. W watykańskich sprzeciwach wobec drogi synodalnej w Niemczech wielokrotnie wskazywano, że „rada synodalna”, przewidziana i sformułowana w uchwale niemieckiej drogi synodalnej nie jest zgodna z sakramentalną konstytucją Kościoła.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję