Dopiero w 1992 r. strona rosyjska przekazała Polsce dane, z
których wynika, iż w Lesie Katyńskim zamordowano 4421 osób więzionych
w Kozielsku, w Charkowie - 3820 jeńców z obozu w Starobielsku, w
Twerze - 6311 osób z obozu w Ostaszkowie oraz na terenach zachodniej
Białorusi i Ukrainy zgładzono 7305 osób. Zbrodniczy rozkaz podpisany
przez Stalina, Woroszyłowa i innych potraktował ich wszystkich jako "
obszarników, kontrrewolucjonistów, agentów wywiadu". Rozpatrzono
ich sprawę w trybie specjalnym, "bez wzywania aresztowanych, bez
przedstawienia zarzutów, bez decyzji o zakończeniu śledztwa i bez
aktu oskarżenia...".
Gdy zbrodnia częściowo została ujawniona, w kwietniu
1943 r. oficjalna nota cynicznie stwierdzała: "Rząd Radziecki uważa
postępowanie Rządu Polskiego w stosunku do ZSRR w ostatnim czasie
za całkowicie niemoralne..." (Tak krytykowano wystąpienie Rządu RP
w sprawie oficjalnego śledztwa Międzynarodowego Czerwonego Krzyża)
.
Przerażające są relacje byłego szefa NKWD w Kalininie (
obecnie Twer) D.S. Tokariewa o sposobie mordowania jeńców z Ostaszkowa.
Nocami, w dźwiękoszczelnych piwnicach, w pomieszczeniu 5 x 5 m strzelano
w tył głowy skutym kajdankami, bezbronnym jeńcom. Wykonawca "wyroku"
ubrany był w wysokie skórzane buty, obszerny skórzany fartuch, rękawice
sięgające do łokci i skórzaną czapkę. W ciągu jednej nocy mordowano
nawet do 250 jeńców. Ciała ładowano na ciężarówki, tzw. "wrony",
przykrywano brezentem i wywożono do specjalnej "kwatery grzebalnej"
w Miednoje. "...Rasstrieł kak rasstrieł, wot i wsie" - kwitował Tokariew
dociekliwość prowadzącego przesłuchanie. Wiele wskazuje na to, że
podobny proceder stosowano wobec jeńców Kozielska i Starobielska.
List z 5 maja 1943 r., niedawno udostępniony naszemu Muzeum, tak
dramatycznie relacjonował wydarzenia katyńskie: "Miejsce, gdzie ci
są wciągani, okropne wrażenie robi. W lochach, gdzie leżą, żadnego
ładu, ręce powiązane z tyłu, zabijani z rewolweru (...) zauważyłem
rogatywki, polskie mundury (...) żadnego twarzy nie rozpozna się(
...)" - pisał ówczesny robotnik przymusowy A. Banasiak do rodziny.
Jednym z tysięcy zamordowanych był wikariusz z Tomaszowa,
proboszcz z Tumu i Gałkówka, prefekt ze szkół w Łęczycy i Łodzi -
ks. Józef Kacprzak. W Ostaszkowie z kapłanem zetknął się ówczesny
piętnastolatek Stefan Nastarowicz, który wspomina: "Kiedy dowiedział
się, że jestem z Łodzi i jak znalazłem się w obozie, zaproponował
mi udział w cichej Mszy św. za zmarłych (1 listopada - przyp. aut.)
. (...) Ołtarz zastępowała nakryta kocem skrzynia...". Podobna uroczystość
odbyła się 11 listopada. Pociecha i otucha, jakie wówczas uzyskał
od ks. J. Kacprzaka, są do dziś powodem wspomnień cudem ocalałego
S. Nastarowicza. Gorliwy duchowny, zamordowany w nocy z 8 na 9 maja
1940 r., spoczywa w bratnich mogiłach w Miednoje wraz z ponad sześcioma
tysiącami polskich jeńców.
"...Na stos rzuciliśmy swój życia los, na stos, na stos..."
Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi
Pomóż w rozwoju naszego portalu