Jak łatwo codzienną dawką informacji o rozbojach, kradzieżach
i kłótniach w Polsce wywołać wrażenie, że nie ma już u nas ani ludzi
uczciwych, ani bezpiecznych, bo rzekomo nikt nie panuje nad porządkiem
publicznym w naszym kraju. Wystarczy podawać takie wiadomości codziennie,
aby przyzwyczaić naród, że jest podły, nikczemny, kłótliwy, niezdolny
do niczego. Raz będzie to zabójstwo z Gdańska, kiedy indziej proces
w Warszawie, potem kradzieże we Wrocławiu, jakaś awantura w Rzeszowie,
katastrofa w Lublinie... Złe wiadomości z miast i wsi. Ludzie patrzą
na siebie jak na potencjalnych złodziei i bandytów. I jeżeli jednocześnie
brakuje wiadomości dobrych, pozytywnych przykładów, to wyłania się
z prasy, radia, telewizji obraz Polski budzącej litość i przygnębienie.
Grozą wieje. Strach z domu wychodzić.
Tu pewnie leży też powód, że ludzie nie chcą już czytać
gazet, unikają telewizji i radia. Nie interesują ich ani prognozy
przedwyborcze, ani co nowego jest w Sejmie. Oczywiście, takie "obrzydzanie"
Ojczyzny nie pociąga żadnej kary, no bo jak wymierzyć tu czyjąś winę.
Wręcz przeciwnie, autorów wiadomości czekają pewnie od kogoś jakaś
nagroda i awans. Jest coś szatańskiego w tej metodzie: kiedy w szkole
będzie się ciągle mówiło o kradzieżach (i ich niewykrywaniu), uczniowie
zaczną kraść. Kogo się ciągle obwinia o zło, może zacząć wierzyć
w swoją podłość. Traci wtedy swoją godność i nie stać go na wzloty.
Proces takiego "dołowania" środowiska odbywa się powoli,
niemal niepostrzeżenie. W takiej sytuacji już łatwo jest wmówić winę
za wszystko: za udział w jakiejś zbrodni sprzed lat kilkudziesięciu,
za wybuch gazu w starej kamienicy, za rozwalenie się chłopskiej chaty,
za pożar lasu, za powódź, za gradobicie...
Jak dobrze więc, że jest Kościół, który na ludzi uczy
patrzeć inaczej. Dziękować trzeba Bogu, że chociaż w niedzielę, w
czasie Mszy św. radiowej, płyną słowa pogodne i podnoszące na duchu.
Warto iść do kościoła, bo od sług Bożych słyszymy o bohaterach wiary
i narodu. A życie codzienne, gdy się trochę lepiej rozejrzymy, dostarcza
pięknych przykładów: to zwrócenie pieniędzy kasjerce, bo przez pomyłkę
za dużo wydała (jaka była wdzięczna!); to ładnie wysprzątany plac
przed kościołem i aż chce się wejść do wnętrza; to budowa nowych
domów, gdzie ludzie lokują swoje nadzieje... To przecież też Polska.
Inna Polska. Piękna Polska. Umiłowana Matka. Ojczyzna nasza. Żyją
w niej, wokół nas, ludzie dobrzy i zasłużeni, cisi bohaterzy, ofiarni
pracownicy... Ich jest więcej niż tych złych. Są w każdej wsi i w
każdym mieście, spokojni, niezauważeni... Warto ich dostrzec. Pamięć
o nich trzeba utrwalać, bo to piękne wzory życia oddanego jakimś
wartościom. Ale co zrobić, gdy są fale, co tylko złych wyłapują?
Są oczy, co w obrazie tylko dziurę zauważą. Może trzeba więcej mówić
o pięknie naszej Ojczyzny, o ziemi, o krajobrazie, o ludziach...
Piękna życia, jak alfabetu, trzeba ciągle uczyć kolejne pokolenia.
***
Ile dobrych osób spotykam podczas wizytacji pasterskich! Niedawno
byłem w Brzeźnie koło Lipna, w niewielkiej parafii (poniżej tysiąca
wiernych), ukrytej w lasach, ale cieszącej się z nowego kościoła
i z kaplicy filialnej w Maliszewie. Ks. kan. Ryszard Felisiak szczyci
się pięknym kościołem, ale i jest dumny z parafian. O jednym z nich,
śp. Zygmuncie Cichockim, kościelnym, mówił tak ciepło, że już w czasie
jego przemówienia postanowiłem sobie, że na cmentarzu złożę na jego
grobie wiązankę kwiatów. Prawie 40 lat opiekował się kościołem w
Brzeźnie, najpierw tym drewnianym, a potem nowym, murowanym: i w
czasie budowy, i teraz, kiedy trzeba było zadbać o czystość i schludność.
Był już po siedemdziesiątce, kiedy nawiedziła go choroba. Ksiądz
Proboszcz radził mu w niedzielę zostać w domu, ale on zwlekł się
z łoża i ze wzruszeniem powiedział: "Ja tak kocham ten kościół..."
. I przychodził do końca. Wierny sługa świątyni Pańskiej. Odszedł
do Pana 31 stycznia 2000 r. W Roku Jubileuszowym Chrystus chciał
go mieć już u siebie. A Gromniczna Pani (pogrzeb był 2 lutego), idąc
wtedy przez lasy, posłużyła się jego życiem jak świecą, co złe wilki
potrafi odstraszyć. Bo dobry człowiek odstrasza za życia i po śmierci
tych, co źle czynią.
Kiedym w gronie księży o nim opowiadał, przypomniał mi
ktoś osobę bł. Michała Giedroycia (1425-85), zakrystiana z książęcego
rodu, co z ogromnym zamiłowaniem pełnił tę świętą posługę w Zakonie
Kanoników Regularnych w Krakowie. Jest on patronem kościelnych i
organistów, architektów i artystów wznoszących i upiększających świątynie.
Ale o nim kiedy indziej.
W czasie wizytacji pasterskiej 21 maja br. zatrzymałem
się przy grobie śp. Zygmunta Cichockiego, położyłem kwiaty i dziękowałem
Bogu, że ta mała parafia miała tak wiernego stróża Bożego przybytku.
W czasie naszych modlitw świeciło słońce, szumiał las i śpiewały
ptaki... A my przeżywaliśmy piękno prawdy o świętych obcowaniu. Do
nieba nie wejdziemy sami. Wprowadzi nas ogromny orszak aniołów i
świętych, również tych, których mogiły uczciliśmy modlitwą, kwiatami,
obecnością fizyczną lub duchową...
Pisałem we Wniebowstąpienie Pańskie 2001 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu