Mały drewniany kościółek stoi wśród betonowej zabudowy - jakby
żywcem przeniesiony z krainy najpiękniejszych wakacji - z Tatr albo
Mazur, otoczony wypielęgnowanymi kwiatami, z przytuloną w rogu dzwonnicą.
Gdzieś tu jednak jeszcze musi być plebania...
Obeszłam wokół parafialny teren i nie znalazłam żadnego,
nawet drewnianego budynku, choć trochę przypominającego dom dla księży.
Postanowiłam popytać w metalowych barakach dla pracowników budowy
- może wiedzą, gdzie szukać księdza proboszcza. - A, pani do księdza
proboszcza! - śniady, wyglądający na dziecko południowych krain i
wcale nie robotnik, ale człowiek z koloratką pod szyją wyjrzał zza
drzwi baraku. A więc to jest "plebania"! Jakże pomyliłam się szukając
przyzwoitego budynku.
Panujący wewnątrz dobry duch sprawił, że przestałam się
dziwić. - To jest kościółek, który dziesięć lat temu, kiedy erygowana
została parafia, został przeniesiony spod Radomia. Górale złożyli
go deska po desce. Dobudowaliśmy też dużą wiatę, aby ci, którzy się
nie zmieszczą, nie mokli na deszczu - opowiada proboszcz ks. Jan
Stanisław Popiel. Parafianie mogliby zapełnić ze trzy takie kościółki,
gdyż parafia jest bardzo liczna - około ośmiu tysięcy osób. Dodać
trzeba studentów z osiedla Przyjaźń, czyli z akademików po drugiej
stronie ulicy. Przychodzą tu bardzo chętnie, szczególnie od czasu,
kiedy ks. Francesco Faraci - okazuje się, że owa tajemnicza postać
to Sycylijczyk - chodzi do nich - śmieje się Ksiądz Proboszcz.
- Pierwszy raz poszedłem tam dwa lata temu - "szumiącą"
polszczyzną zeznaje ks. Francesco. To są młodzi ludzie najczęściej
z Kresów Wschodnich, z Białostoczczyzny, Suwalskiego, z Augustowa
i okolic, którzy przyjeżdżając tu na studia są osamotnieni, potrzebują
rozmowy. Oni są bardzo dobrzy, z pobożnych rodzin, ale tutaj potrzeba
im oparcia. Kiedy wracają wieczorami do akademików, idę ich odwiedzić.
Z wieloma się zaprzyjaźniłem i wiem, że nie jest im łatwo w obcym
mieście, gdzie poznają różnych nowych ludzi i wciągani są czasami
w nie najlepsze środowiska. Podczas dni spowiedzi siedzimy w konfesjonałach
bez końca...
Parafia ma bardzo dobre stosunki z dyrekcją akademików,
księża organizują w sali widowiskowej imprezy, które przyciągają
wielu młodych ludzi. - W tej sali jest stary, ale dobry sprzęt kinowy,
więc robiliśmy pokazy filmów religijnych, które cieszyły się ogromnym
powodzeniem. W grudniu ks. Francesco zaproponował opłatek dla studentów,
zaprosił bp. Mariana Dusia - ja mówiłem: zaraz, a co będzie, jeśli
nikt nie przyjdzie, przecież ty ich właściwie nie znasz! Proszę sobie
wyobrazić przyszło około sześciuset osób. Ksiądz Biskup był zachwycony
tym spotkaniem!
Kiedy w niedzielę zbliża się godzina 20.00, nagle okazuje
się ile dziur jest w płocie oddzielającym teren akademików od ulicy.
Z różnych miejsc wynurzają się grupy młodych ludzi, spieszących na
swoją wieczorną Mszę św. - Oni ją animują, grają, śpiewają, czytają
lekcje, a kiedy skończy się Msza św., wcale nie idą do siebie. Dalej
modlą się, a ich śpiewy trwają prawie do północy - dodaje Ksiądz
Proboszcz. Przychodzą w ciągu tygodnia i kiedy kościół jest zamknięty,
siadają z gitarami pod wiatą i tam się modlą.
- Na różne sposoby staramy się zainteresować parafian
życiem Kościoła. Organizowaliśmy np. koncerty klasycznej muzyki szwajcarskiej
- opowiada dalej Ksiądz Proboszcz. Na terenie parafii mamy muzyka
zafascynowanego muzyką szwajcarską - stąd pomysł. Udało się nam ściągnąć
ambasadora Szwajcarii, przedstawicieli władz, a nawet z uniwersytetu
we Freiburgu przyjechali klerycy dodając prawdziwie szwajcarskiego
klimatu imprezie. Jednak możliwości mamy bardzo ograniczone, kościółek
maleńki, brak pomieszczeń parafialnych. Mieszkamy, jak sama pani
widzi, w barakach.
Poprzedni proboszcz, ks. Zenon Trzaskowski, mieszkał
tak siedem lat, aktualny od dwóch. Zimą marzną, a kiedy usiłują elektrycznie
dogrzać blaszaki, woda kapie ze ścian; latem trudno w środku wytrzymać,
jest duszno i gorąco. - Kiedy tu przyszedłem, miałem takie sytuacje,
że w ampułkach woda zamarzała. Ja nie narzekam, wiedziałem dokąd
idę, trochę gorzej mają wikariusze. Niektórzy parafianie dziwili
się. Przychodząc tutaj mówili: ksiądz tutaj mieszka, myśleliśmy,
że ksiądz tylko przychodzi tu do pracy, a mieszkanie gdzieś wynajmuje.
Mieszkamy tak, bo nie chciałem zgodzić się na rozwiązanie połowiczne,
że dostanę zgodę na budowę domu a kościoła nie. Jednak teraz, gdy
wreszcie otrzymaliśmy wszelkie zgody i zgromadziliśmy dokumentację
ruszy budowa - już jest przygotowywany plac budowy.
Poprzedni proboszcz ks. Zenon Trzaskowski od 1991 r.
starał się o pozwolenie na budowę kościoła. Robiono mu wielkie trudności
- zgody nie otrzymał, borykał się siedem lat. Próbowano narzucać
architekta i konkretny projekt - sprawa stała w miejscu. Wielu ludzi
modliło się w tej sprawie, wreszcie w tym roku udało się wszystko
załatwić. - Na zakończenie rekolekcji adwentowych otrzymaliśmy tzw.
warunki zabudowy, a pozwolenie na budowę w tym roku, na zakończenie
rekolekcji wielkopostnych. Poczytuję to za owoc wielkiej, gorliwej
modlitwy tej wspólnoty parafialnej.
Mimo prymitywnych warunków parafia funkcjonuje normalnie
- jest ok. 50 ministrantów, chórek i bielanki, są koła różańcowe,
grupy oazowe i neokatechumenalne, jest chórek dziecięcy, prowadzony
przez panią organistkę, a nawet działa biblioteka parafialna, urządzona
w pierwszym od kościoła baraku, która w razie potrzeby zmienia się
w oficjalną salę parafialną. - Działa normalnie, a nawet bardziej
- śmieje się ks. Francesco Faraci. Tutaj jest w niedzielę siedem
Mszy św.! I na każdej tłumy ludzi. Ja na Sycylii nigdy tylu ludzi
w kościele nie widziałem.
- To osiedle to typowa sypialnia - stwierdza Ksiądz Proboszcz.
Rano ludzie wychodzą do pracy, późnym popołudniem wracają - wtedy
na wąskich osiedlowych uliczkach prawie nie daje się przejechać.
Za to w piątek osiedle pustoszeje, kto może wyjeżdża gdzieś, gdzie
więcej czystego powietrza i zieleni, dlatego w cieplejsze miesiące
na wieczornych Mszach św. jest najwięcej osób. Jednak w niedziele
kościół zawsze jest pełen, dlatego przyjeżdżają inni księża, aby
nam pomagać. Ludzi w sutannach na tym terenie jest bardzo dużo. Oprócz
nas trzech, proboszcza, ks. Francesco Faraci i ks. Roberta Mikosa,
regularnie bywają tu księża z diecezji toruńskiej, którzy studiują
na UKSW, pomaga nam ks. Wojciech Niedźwiedzki, seminarium przysyła
nam diakona do niedzielnej pomocy duszpasterskiej.
Oprócz kościoła, ma powstać tu jakiś budynek użyteczności
publicznej. - W pierwszym projekcie ks. Traskowski zakładał budowę
przedszkola, bardzo go tu brakuje, ludzie wożą dzieci gdzieś daleko.
Odchodząc jednak zostawił mi pomysł budowy domu opieki społecznej
- również bardzo potrzebny, bo jest wiele osób potrzebujących opieki,
całymi dniami leżących samotnie w domu, a rodzina często nie jest
w stanie zapewnić im właściwej pomocy.
Liczba Mszy św. odprawianych w tym kościele jest nie
do pomyślenia we Włoszech. Tam w parafii jest jeden ksiądz, który
może odprawić trzy Msze św., czasami jednak nie ma potrzeby, wystarczą
dwie albo jedna, tak mało ludzi przychodzi do kościołów - opowiada
ks. Francesco. - Także chodzenie po kolędzie było dla mnie zaskoczeniem
- księża odwiedzający parafian w domach w ciągu kilku miesięcy, tego
na Zachodzie nie ma. Tam ksiądz ma swoje godziny urzędowania i wtedy
można do niego przyjść. Tutaj księża są bliżej ludzi, znają ich problemy,
interesują się życiem rodzin w swojej wspólnocie parafialnej. Jest
dużo więcej pracy, ale to jest, po prostu, prawdziwe chrześcijaństwo.
Zobaczyłem tutaj ogromną pobożność, wielu ludzi naprawdę żyjących
wiarą, wielu przystępujących do sakramentów. To jest ogromnie cenny
wkład, jaki Polska może wnieść "wchodząc" do Europy. Wiem, że Polacy,
którzy znajdą się za granicami, pierwsze, czego szukają, to kościół.
To o czym mówi Papież, że zjednoczona Europa musi być budowana na
chrześcijańskich wartościach, może być realizowane właśnie dzięki
wierze Polaków.
- Wprowadziliśmy zwyczaj witania się z parafianami wychodzącymi
z niedzielnych Mszy św. - dodaje Ksiądz Proboszcz. Po celebrze -
mamy siedem Mszy św., co półtorej godziny - wychodzimy przed kościół
i staramy się spotkać z jak największą liczbą parafian, dzięki temu
coraz lepiej się znamy. Teraz wiem do kogo się zwrócić z prośbą o
pomoc, kto może poradzić mi w sprawach urzędowych, budowlanych, a
parafianie naprawdę chętnie się angażują widząc pewną otwartość.
Zimą zapraszałem na kawę czy herbatę do naszej skromnej sali parafialnej,
na szczęście w ostatnią zimę nie było aż tak mroźno, aby nie dało
się wysiedzieć w naszych blaszakach. Jesienią pewnie zaistnieje w
naszej parafii rada parafialna, co będzie ogromną dla mnie pomocą
- kończy Ksiądz Proboszcz.
Wiele pomysłów ma proboszcz parafii św. Łukasza w Warszawie-Górcach
ks. Jan Stanisław Popiel. Wiele zadań jest przed parafianami, wśród
nich podstawowe - budowa kościoła i budynków parafialnych. Widząc
jednak, jak ogromną troską otaczani są przez duszpasterzy członkowie
wspólnoty parafialnej i jak coraz liczniej wokół nich się gromadzą,
można spokojnie stwierdzić - ten Kościół już istnieje, ten Kościół
żyje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu