Z ogromną radością wyjeżdżałam na pielgrzymkę maturzystów. Cieszyłam się, że jadę na Jasną Górę, do świętego miejsca, gdzie będę mogła lepiej pokochać Jezusa. Obawiałam się tylko, czy taka duża liczba
ludzi pozwoli mi się skupić - zagłębić w wielką tajemnicę miłości Matki i Jej Syna.
Już na początku mile mnie zaskoczyła konferencja na temat spotkania Syna Bożego. Prowadzący nawiązał do pragnienia, jakie zrodziło się w sercach Greków, aby zobaczyć Mesjasza. Ksiądz zachęcał, byśmy
tak jak oni zapragnęli zobaczyć Jezusa, ujrzeć go, oczyma wiary, w Najświętszym Sakramencie. I we mnie to pragnienie się zrodziło. W rzeczywistości świata, jaki nas otacza, trudno jest zobaczyć przychodzącego
Pana - niektórzy mówią, że w ogóle Go nie ma, ale ja wiem, że On jest, a jeśli Go nie widzimy, to tylko dlatego, że zamykamy nasze serca na Jego miłość. Zamykamy się w małym świecie naszego własnego
ja i nie potrafimy patrzeć na cały ogrom i piękno stworzenia.
Na zakończenie konferencji, gdy miało miejsce wystawienie Najświętszego Sakramentu i „przejście” ukrytego w Hostii Pana Jezusa przez cały kościół, naprawdę poczułam, że On jest między
nami. Czułam działanie Ducha Świętego w nas, we mnie i wszystkich dookoła. Doświadczyłam radości wspólnoty, bycia razem, choć przecież prawie nikogo nie znałam. Ogarnęła mnie także radość, że tak wielu
młodych ludzi - tak jak ja - ma w sercu ogromne pragnienie miłości, wspólnoty i Boga. To symboliczne, a jednak prawdziwe, przejście Pana ukrytego w Najświętszym Sakramencie dało mi ogromny
pokój i radość. Rozpaliło we mnie miłość, ale nie ziemską, lecz tę z góry - służebną i ofiarną.
Ale to nie koniec. Jeszcze jedna rzecz bardzo mnie poruszyła. Były to świadectwa dwojga młodych ludzi. Wyjątkowo mocno przeżyłam świadectwo chłopaka. Mówił on o swoich słabościach, wadach i grzechach,
urzekła mnie jego odwaga i szczerość, a jednocześnie pogoda ducha i radość. Gdy składał świadectwo, rozważając swoje wady i grzechy, te, które już odeszły, i te, z którymi jeszcze walczy, bardzo się rozradowałam,
bo dostrzegłam, jak Bóg w nim działa, jak przemienia życie tego chłopca. Kolejna radość, jaką poczułam w sercu wynikała z faktu, że tak naprawdę są ludzie, którzy potrafią i chcą iść za Jezusem. Odwaga
tego mężczyzny mówiącego o sprawach intymnych i bardzo osobistych była wielka. To, o czym mówił mogłoby się wydawać bardzo trudne, wręcz nie do pokonania dla zwykłego człowieka, ale z Jezusem, który był
z nim wszystko to stawało się dużo prostsze. Tak jakby Bóg brał na siebie prawie cały ciężar tych wszystkich trudności, a od nas oczekiwał tylko trwania przy Nim.
Konferencja była wspaniałym wstępem do tego, aby przeżyć pielgrzymkę maturzystów w duchu miłości i głęboko sięgnąć do swojego serca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu