VII Niedziela Wielkanocna - Wniebowstąpienie Pańskie, rok „C” - Dz 1, 1-11; Ef 1, 17-23; Łk 24, 46-53.
„Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1, 11).
„Czterdziestego dnia po swoim zmartwychwstaniu zaprowadził Pan Jezus jedenastu Apostołów do Betanii, a połączywszy się tu z Matką Najmilszą, z niewiastami świętymi i z resztą uczniów swoich, podążył
z całym tym orszakiem na Górę Oliwną. Dlaczego na tę górę? Dlatego, że u jej stóp rozpoczęła się Męka Pańska owym strasznym konaniem podczas modlitwy; chciał więc Pan okazać, że życie chrześcijanina winno
być przeplatane modlitwą i cierpieniem, i że najpierw trzeba wstąpić na Kalwarię z krzyżem na ramionach, zanim się dostanie na górę Wniebowstąpienia, skąd już wiedzie droga do Królestwa niebieskiego.
(...)
O czym to Pan Jezus w ostatniej chwili rozmawiał z uczniami? Opowiada św. Łukasz, że oni pod wpływem dawnych mrzonek pytali: «Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?». Na
co Pan odrzekł: «Nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty wstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej
Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi» (Dz 1, 8-9). To świadectwo, dane ustami, przypieczętujecie krwią waszą. O Panie, dajże nam wszystkim tę odwagę, byśmy byli gotowi umrzeć za Ciebie! (...)
Uczniowie przeczuwając, że chwila rozstania się zbliża, byli smutni i wzruszeni; co zaś działo się w sercu Bogarodzicy, trudno wypowiedzieć. Zapewne wszyscy upadli na kolana, kiedy Pan Jezus podniósł
swe ręce w górę, by im dać ostatnie błogosławieństwo; może nawet z niejednej duszy wyrywał się jęk błagalny: «Panie, nie opuszczaj nas i nie zostaw nas sierotami!».
«Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce pobłogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba» «i obłok zabrał Go im sprzed oczu»
(Łk 24, 51; Dz 1, 9). Ten obłok był pełen jasności, bo wszystkie chóry Aniołów wyszły naprzeciw swego Pana i Króla, wołając jedne do drugich: «Podnieście książęta bramy wasze i podnoście się
bramy wieczne, i wejdzie Król chwały. Któryż to jest Król chwały?» - pytały chóry wyższe. «Pan zastępów, On jest Król chwały» - odpowiadały chóry niższe; a wtórowały im dusze
Świętych, wybawionych z otchłani.
Tymczasem Matka Najświętsza, niewysłowioną przejęta tęsknotą, ale spokojna, modliła się, by Boski Jej Syn po wszystkie wieki odbierał chwałę z Ojcem i Duchem Świętym; uczniowie zaś pokłoniwszy się
Panu, patrzyli ciągle w niebo, może spodziewając się, że się im Pan jeszcze ukaże.
W tej chwili zjawili się dwaj Aniołowie w białych szatach i rzekli: «Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak
widzieliście Go wstępującego do nieba» (Dz 1, 11). Tak jest, przyjdzie z podobnym i większym jeszcze blaskiem majestatu królewskiego, by sądzić ludność całą; przedtem zaś przychodzić będzie na ołtarze,
ale jeszcze w szacie wyniszczenia, ukrywając swoją chwałę. Dlatego zamiast patrzeć nieczynnie w niebo, idźcie do Jeruzalem i między ludy pogańskie opowiadać o miłości Jezusa, szafować Jego łaskę i podbijać
Mu serca ludzkie. (...)
Dopiero wówczas uczniowie z weselem wielkim opuścili Górę Oliwną, by z Maryją Matką Jezusową, jako swoją Mistrzynią i Pocieszycielką, trwać na modlitwie, czyli przygotować się na przyjście Ducha Świętego».
(Św. Józef Sebastian Pelczar, Rozmyślania o życiu Pana naszego Jezusa Chrystusa dla zakonnic, Kraków 1918, s. 618-620).
Pomóż w rozwoju naszego portalu