Tak się złożyło, że tegoroczną Wielkanoc byłem zmuszony spędzić
poza domem. Podlaska Kasa Chorych skierowała mnie od 11 kwietnia
na okres 24 dni na leczenie sanatoryjne. Nie byłem w stanie odmówić,
bo na następne skierowanie może musiałbym czekać około dwóch lat.
Wyłączony z codziennych trosk doczesnego życia, wyjechałem do Inowrocławia,
dużego i pięknego kurortu, gdzie w sanatorium "Modrzew", położonym
w 60-hektarowym parku, wraz z grupą podobnych mi chorych z większymi
lub mniejszymi boleściami, oddałem się w ręce doświadczonych pracowników
lecznictwa.
Ponad trzytygodniowy okres spędzony z dala od codziennego
życia i od rodziny, jakby trochę na uboczu, jest niewątpliwie czasem
szczególnym, kiedy to możemy poddać się wielu refleksjom, przemyśleć
wiele doniosłych spraw, które nękają nas w dni powszednie. Właśnie
tutaj, wśród ludzi złamanych cierpieniem, przeżywających swe dolegliwości,
z którymi przyjechali, aby je chociaż trochę uśmierzyć, ale zawsze
radosnych, patrzących na świat trzeźwo, z wielką wolą życia i ufnością
w Boga, spotkałem wielu wspaniałych Ślązaków, Podlasiaków, gdańszczan,
olsztynian. Spotykając się na licznych zabiegach, spacerach po rozległych
alejach, wśród wiosennej zieleni, z dnia na dzień zbliżaliśmy się
do siebie. Uprzejmość, serdeczność, wyrozumiałość wobec nas całego
personelu, chęć niesienia pomocy innym cechowało wszystkich na czterech
piętrach naszego "szpitala".
Niewątpliwie wszystkie choroby zbliżają do Boga, dzięki
któremu żyjemy. Na codzienne modlitwy w sanatoryjnej kaplicy, i Msze
św. odprawiane w święta i niedziele o godz. 10.30 przez Księdza Proboszcza
z parafii św. Jerzego gromadziła się spora liczba kuracjuszy. Jakże
miłe było poświęcenie w Wielką Sobotę przez Księdza Proboszcza przyniesionych
przez nas darów, spożywanych później podczas śniadania wielkanocnego.
Chociaż z dala od swych najbliższych, święta spędziliśmy w wielkiej,
przyjaznej rodzinie, a dzieląc się jajkiem i składając sobie życzenia
świąteczne, myślą łączyliśmy się z naszymi bliskimi, których byliśmy
zmuszeni opuścić na okres tych radosnych świąt Zmartwychwstania Pańskiego.
Nasz wyjazd na jednodniową pielgrzymkę do Lichenia pozostawił
w naszych sercach niezatarte ślady. Przewodniczka Irena Łukomska,
opowiadając nam o dziejach powstania jednego z najsłynniejszych sanktuariów
maryjnych w Polsce - sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej, przypomniała,
że jego początki sięgają XIX w. i związane są z objawieniami Matki
Bożej pasterzowi Mikołajowi Sikatce. Wydarzenie to miało miejsce
w 1850 r. w lesie grąblińskim (tuż k. Lichenia), przy obrazie Matki
Bożej umieszczonym na sośnie przez Tomasza Kłossowskiego, uczestnika
bitwy pod Lipskiem w 1813 r., w czasie której został ranny. To właśnie
jemu ukazała się Maryja w złocistym płaszczu, tuląc do piersi białego
orła - godło narodu polskiego. Rannemu żołnierzowi obiecała zdrowie,
polecając mu, by znalazł obraz wiernie Ją przedstawiający i zadbał
o jego kult. Żołnierz po powrocie do kraju znalazł obraz w 1836 r.
i zawiesił go w lesie grąblińskim.
W następnych latach w czasie objawień pasterzowi Mikołajowi,
Matka Boża wzywała do nawrócenia i pokuty oraz do modlitwy różańcowej.
Poleciła też, aby Jej obraz przeniesiono w godniejsze miejsce i otoczono
czcią. Dopiero w 1852 r. Kuria Biskupia w Kaliszu zarządziła przeniesienie
obrazu do Lichenia. I od tego czasu narastał kult Matki Bożej Licheńskiej,
nazwanej z czasem Bolesną Królową Polski. Z okazji obchodów Tysiąclecia
Chrześcijaństwa w Polsce obraz Matki Bożej Bolesnej został ukoronowany
koronami papieskimi w 1967 r. przez sługę Bożego Stefana Kardynała
Wyszyńskiego, Prymasa Polski.
To słynne sanktuarium maryjne w naszym kraju, odwiedzane
corocznie przez tysiące pielgrzymów, zrobiło na nas szczególne wrażenie.
Niezliczone pomniki, otoczony szczególną czcią w Licheniu Chrystus
Ukrzyżowany podziurawiony hitlerowskimi kulami, Golgota z Drogą Krzyżową
i nowa świątynia - powstająca bazylika, którą 7 czerwca 1999 r. Jan
Paweł II uroczyście poświęcił, ofiarując jako wotum dla Matki Bożej
złoty różaniec z paciorkami z pereł.
W swej wędrówce po cudownym sanktuarium, wśród licznych
kapliczek, przyłączaliśmy się do tych, którzy tak jak my na kolanach
obchodzili ołtarz z cudownym obrazem, prosząc Matkę Bolesną, aby
ulżyła naszym cierpieniom. Uczestnicząc we Mszy św. w kościele św.
Doroty, przystępując do Komunii św., jakże wdzięczni byliśmy Królowej
Polski, która pozwoliła nam przeżyć radosne spotkanie we wspólnej
modlitwie o zdrowie nasze i naszych najbliższych.
Wracając z tej wspaniałej pielgrzymki, nie czuliśmy ani
zmęczenia, ani trapiących nas różnych schorzeń, dziękując ukochanej
Matce Bożej, że pozwoliła nam klęczeć przed swym cudownym obrazem.
Jakże będziemy Jej wdzięczni, jeśli pozwoli nam jeszcze odwiedzić
się i korzystać z krynicy łask.
Obiecaliśmy sobie, że będziemy zawsze prosić Matkę Bolesną,
aby ratowała tylu biednych grzeszników, których tak bardzo kochała
i kocha, za których tak bardzo cierpi, a którzy nie zawsze są czuli
na Jej wołanie, na Jej płacz i smutek.
Pomóż w rozwoju naszego portalu