Już od dziecka chciał zostać aktorem, choć wiedział od swojej babci, że jest to ciężki kawałek chleba. Zadebiutował na IV roku studiów u Tadeusza Łomnickiego. Zagrał ponad 30 ról filmowych. W Bielsku Podlaskim z Filharmonią Warszawską jest już po raz drugi.
TADEUSZ SZERESZEWSKI: - Proszę przedstawić przebieg swojej kariery, jak rozpoczął się Pański debiut?
DARIUSZ JAKUBOWSKI: - Szkołę Teatralną skończyłem 16 lat temu. Studia rozpocząłem jeszcze przed wybuchem stanu wojennego. Na roku było nas 27, a tylko 6 pracuje w zawodzie. Były to czasy, że mocno utożsamialiśmy się z manifestacjami, hasłami "Solidarności", dlatego też wtedy nie przyjmowaliśmy szeregu propozycji. W 1984 r. będąc na IV roku zostałem zaangażowany przez Jerzego Grzegorzewskiego do Teatru "Studio" i tam debiutowałem w Afabulatione, w reżyserii prof. Tadeusza Łomnickiego, z którym miałem zajęcia na I roku. Pod jego kierunkiem zdobyłem dyplom, pracowałem w teatrze. Zetknięcie się z tej miary aktorem procentuje w życiu. Teraz pracuję w Teatrze " Studio". Jest to specyficzny teatr, ma swoją określoną publiczność. W tym teatrze zagrałem z Wojtkiem Malajkatem w Hamlecie. Mój właściwy debiut łączy się zarazem z debiutem reżyserskim Bogusława Lindy. Było to Przedstawienie pożegnalne Millera. Jako jedyni graliśmy je na festiwalu w Atenach. W Polsce jej nie wystawialiśmy, gdyż nawiązywała ona wtedy do niemiłych dla władzy spraw dotyczących przeżyć stanu wojennego. W dodatku miała jeszcze specjalny wymiar - muzykę. Zagrałem w niej rolę klauna bez ręki.
- Występuje Pan również w serialach. Jakie role Pan najlepiej wspomina? Czy z którąś się utożsamia?
- Do gry podchodzę zawodowo, użyczam swego głosu, ciała, wyglądu i emocji. Użyczam swego talentu do przedstawienia postaci. W aktorstwie potrzebna jest wyobraźnia. Debiut filmowy miałem także na IV roku studiów u Andrzeja Konica, do pilotażowego filmu Pogranicze w ogniu. Nawiązywał on do działań polskiego kontrwywiadu okresu międzywojennego. Jedną z głównych ról zagrał Cezary Pazura. Wystąpiłem już w ponad 30 filmach, współpracowałem z Kieślowskim, z Falkiem i z Różewiczem. Ekstradycja, Zespół Adwokacki, Klan, Na dobre i na złe, to tylko niektóre moje role. W Ekstradycji zagrałem rolę bandyty - trudno przecież z tą postacią się utożsamiać.
- Czym jest w życiu aktora sukces?
- Należy uściślić czym jest w ogóle sukces. Potocznie,
na co dzień kojarzy się on z rozpoznawalnością i autografami. Często
młodzi ludzie decydują się na uprawianie zawodu aktora z chęci pokazania
siebie. Ideały i marzenia weryfikuje życie, bo nie zawsze scena odpowie
życzliwie. Mówiłem już o moim pokoleniu, gdzie wielu utalentowanych
aktorów wyjechało na Zachód. Realizują teraz swoje plany i aspiracje
życiowe w innych zawodach: budują domy, prowadzą firmy. Inni zostali
dziennikarzami, pracują w telewizji, np. w Teleexpresie, podają prognozę
pogody (aM propos Maciek Orłoś był rok wyżej na studiach). Ich medialność
polega na tym, że są rozpoznawalni. Sukces, sława są miłym dodatkiem,
choć nie zawsze sympatycznym. Gdy zagra się rolę gangstera, "łobuziaki"
sądzą, że reprezentuję ich świat. Osiągnąć w życiu sukces jest trudno,
choć "nierozpoznawalość" aktora jest dla niego jakąś tragedią. Aczkolwiek
w starej przedwojennej szkole Jaracza czy Zelwerowicza uczono, że
aktor ze sceny i teatru powinien wychodzić bocznymi drzwiami. Za
sceną rozpoczyna się dopiero jego prywatność. Pokonywanie siebie,
wtapianie się w codzienność, w kunszt aktorstwa to kroki, które prowadzą
do sukcesu. Często aktorzy to skromni ludzie. To na zewnątrz przybierają
pewne formy, bo się od nich tego wymaga - image - jak się to dzisiaj
określa. Zaangażowany byłem w alternatywne przedsięwzięcia i interesowały
mnie ruchy parateatralne - poszukiwania alternatywnych działań. Te
doświadczenia artystyczne wzbogaciły mnie, choć zawodowo to się wyklucza.
Na początku lat 90. w teatrze u Grzegorzewskiego znaleźliśmy
pieniądze i na Starym Mieście, eksperymentując w technikach teatralnych,
chociażby Czechowa, stworzyliśmy spektakl wg Eurypidesa. Był to o
tyle sukces, że sami nad tym pracowaliśmy, sami załatwialiśmy, aż
zostaliśmy zaproszeni do Londynu na Festiwal Czechowa, na który przyjeżdżają
aktorzy niemal z całego świata. To był sukces niezależny, poza teatrem.
Okazało się, że można odnieść sukces w poszukiwaniach.
W życiu każdego człowieka sukcesem jest rodzina, ustabilizowany
rytm pracy, dom do którego się wraca, w którym się czerpie siłę do
nowych inspiracji. A aktorzy nie pracują od poniedziałku do piątku,
tylko wtedy, kiedy ludzie mają wolną sobotę, niedzielę. Rytm pracy
jest bardzo różny: telewizja, teatr, praca w Filharmonii, a sytuacja
na rynku pracy jest bardzo trudna. Mieszkam w Warszawie i narzekam,
a co mają powiedzieć koledzy, którzy są poza głównym ośrodkiem kulturalnym?
- Wcześniej aktor rzadko przyznawał się do religijności. A czy dzisiaj jest inaczej?
- W swoim życiu zatoczyłem wewnętrzne koło. Zawsze poszukiwałem pewnej duchowości. Dziwiłem się, kiedy ktoś ją pomniejszał, czy wręcz bagatelizował w swoim życiu. Wróciłem do chrześcijaństwa, choć przyznaję, że wcześniej spełniałem w zasadzie tylko elementarne praktyki. To jednak okazało się za mało. Zawsze uważałem, że w świecie, w którym żyję nie można oddzielać sacrum od profanum. Sacrum jest bardzo bliskie człowiekowi. Ono go nieustannie przenika. Dlatego nie można wiary odrywać od życia. Myślę, że w życiu trzeba dawać świadectwo, poszukiwać. Pielgrzymowałem do Ziemi Świętej. Pomaga to przeżyć głębiej wiarę. Przyjacielem moim i mojej rodziny jest dominikanin - o. Stanisław, który ostatnio prowadził rekolekcje wielkopostne w telewizji "Puls". Jest naszym stałym gościem, prowadzimy z nim długie rozmowy. Świadectwo moich wewnętrznych przeżyć staram się ukazywać podczas występów z Filharmonią Warszawską. Potrzebuję ciszy na sali, ponieważ recytowane teksty bardzo przeżywam. Równoważę w życiu ogromny pęd do materializmu, który udziela się bez wyjątku niemal wszystkim, kształtowaniem ducha. Ta pogoń jest nieuzasadniona! Także pogoń za sukcesem. Spróbuję to wyjaśnić na przykładzie dzieci. Proszę zobaczyć w co one się bawią. To ma bardzo czytelne odniesienie do dorosłych. Już Zofia Nałkowska zauważyła, że w jej czasach dzieci bawiły się w palenie Żydów. W czasie powstawania "Solidarności" bawiły się w zatargi z milicją, manifestacje i strajki. A dzisiaj bawią się pieniędzmi, w giełdę, posługują się telefonami komórkowymi, zawsze chcą coś sprzedać. Pytania jakie dzieci i młodzież kierują do siebie nie dotyczą ich sfery życia, nie pytają już o świat zabawek, lecz ile masz pokoi i jaki samochód - smutne to. Jest tak dlatego, bo dzieci to w domu słyszą i widzą. Jeżeli tak jest w życiu, to tym bardziej trzeba mu nadać sens kierując się ku sacrum. Gonić za pieniądzem to za mało. Takie życie nie ma sensu, bo ileż można gonić, ileż wreszcie można tych pieniędzy mieć? Dlatego też podczas spotkań z młodzieżą pytam ich poprzez poezję o stan ich ducha. Uświadamiam sobie, że - cytując S. Barańczaka: "Łatwo jej uwierzyć w Kowalskiego i w psa jego, niż w Pana Boga. Bez wątpienia szynka smakuje dziś bardziej od liryki czystej. Jak zawsze o wiele trudniej jest załatać dziurę w bycie niż dziurę w bucie. A jednak ktoś musi daremnie dratwą i szpilarem po staremu nad tą dziurą ślęczeć, aby dusza nie zarosła tuszą i na powrót człowiek nie chciał zezwierzęcieć".
- Co radziłby Pan absolwentom szkół średnich, którzy pragną składać egzamin do szkół aktorskich i chcą związać swoją przyszłość z tym zawodem?
- Przede wszystkim przestrzegam ich, aby patrząc na zawód aktora nie kierowali się tylko tym co widzą w telewizji. Oni dostrzegają tam zaledwie kilka, kilkanaście osób, a w rzeczywistości jest bardzo dużo aktorów ciężko pracujących. Aktorstwo to jest ciężki kawałek chleba. Moja babcia, która była nauczycielką z pokolenia " siłaczek" w okresie międzywojennym, siadała na furmankę i jechała uczyć polskie dzieci. W rozmowach ze mną pytała: "Kim Ty chcesz zostać?" Miałem wtedy 9 lat. Odpowiadałem jej, że aktorem. Wiedziałem, że w tym zawodzie będę się realizował. Powiedziała mi wówczas: "Darku, a czy Ty wiesz, że jest to ciężki kawałek chleba?". Dziś, po latach mogę to potwierdzić. To, co dostrzegamy dzisiaj - "ludzi na świeczniku", powszechnie uznawanych za ludzi sukcesu, występujących w filmach, to wszystko wymaga bardzo dużych wyrzeczeń. Mam żal do szkół, gdyż nie rozwijają osobowości, lecz kładą nacisk na wiedzę. Taki człowiek będzie wypełniał tylko role. A jak tych ról w życiu nie ma to pozostaje pustka. Miejsce egzystencjalnej pustki wypełnia alkohol, narkotyki i inne uzależnienia. Na ogół ludzie są albo silni, albo wrażliwi. Umiejętność pogodzenia jednego z drugim jest niemal rzadkością. Dlatego przed podjęciem decyzji młodzież powinna rozważyć, czy chce uprawiać ten ciężki zawód, czy kieruje się jedynie chęcią pokazania. Jeżeli zwycięża to drugie, to naprawdę istnieją inne profesje, poprzez które można zaistnieć. Aktorstwo to piękny zawód. Towarzyszy temu atmosfera sceny, a to tak bardzo wciąga. Aktorów jeszcze do niedawna grzebano w niepoświęconej ziemi. W ich profesji dopatrywano się czegoś diabelskiego. Być może dlatego, że pewne postacie, które kreujemy zaczynają dominować nad naszym życiem i ludzie łatwo wierzą w ich realność. Jest tak, że aktor wcielający się w nie potrafi się nieraz zagubić. Wtedy dominuje wykreowany image, a w środku, w swojej duszy pozostaje się bardzo skrzywdzonym. Bardzo trudno to wszystko dźwigać. A cóż dopiero gdy się jest popularnym i sławnym? Jeżeli tych uwag młodzież nie weźmie pod rozwagę, to nie warto sobie zawracać głowy, gdyż można się zawieść. W aktorstwo wchodzi się całym życiem i można w tym zawodzie łatwo się pogubić.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu