Zaprosił mnie niedawno znajomy ksiądz na spotkanie z pewną grupą religijną, z którą on nijak sobie nie dawał rady. Chciał, żeby im wytłumaczyć co świeckim wolno, a czego nie wolno robić podczas liturgii.
Problem polegał na tym, że świeccy w ramach zaangażowania w liturgię zapominali o swojej tożsamości i próbowali wyręczać celebransa.
Mój wykład, mimo, że poparty cytatami z prawa kanonicznego, dokumentów soborowych i instrukcji papieskich, skończył się fiaskiem, bo gdy już wszyscy zdawali się być przekonani, nagle ktoś z rogu sali
zapytał, czy ja na pewno jestem prezbiterem. I nie chodziło bynajmniej o to, czy mam ważne święcenia. W końcu uznali, że nie jestem dla nich autorytetem i zostawili z całą mądrością Kościoła, jak św.
Pawła na Areopagu.
Na szczęście są tacy, którzy jeszcze chcą mnie czytać, piszę więc o tym, czego tamci słuchać nie chcieli. Odnoszę bowiem wrażenie, że w ramach posoborowej wolności, do Liturgii zakrada się tu i ówdzie
całkowita swawola. Najgorsze jest chyba to, że błędne podejście do niektórych części Mszy św. można spotkać nie tylko w praktykach niektórych grup modlitewnych, ale nawet w rozmaitych biuletynach liturgicznych,
których grzechem głównym jest nadmierne silenie się na oryginalność. Bodajże najwięcej wariacji można znaleźć w propozycjach modlitwy wiernych, gdzie trudno czasem zgadnąć, o co chodziło autorowi, a wymyślanie
codziennie nowych odpowiedzi na poszczególne wezwania świadczy, że fantazja piszących dawno zdystansowała rozsądek.
Nie lepiej bywa z wezwaniami do modlitwy. Modlitwa wiernych składa się bowiem z wprowadzenia wypowiadanego przez celebransa, z wezwań do modlitwy i następującej po każdym z nich aklamacji ludu, oraz
z modlitwy kończącej odmawianej przez celebransa. W praktyce, zamiast skierowanych do ludu wezwań do modlitwy w jakiejś intencji słychać często oracje zanoszone do Pana Boga w imieniu wszystkich uczestników
liturgii. Prawa do wygłaszania podczas Mszy św. oracji w rodzaju: „Panie, który znasz nasze serca, spraw aby...”, nie mają lektorzy, ani nikt inny poza celebransem reprezentującym Chrystusa
- Kapłana.
Oddzielny temat stanowią komentarze wygłaszane przed czytaniami biblijnymi. Niestety, często ze względu na treść i długość są to homilie, a nawet kazania. Zadaniem komentatora jest pomagać wiernym
w zrozumieniu Słowa Bożego, naświetlając jego kontekst historyczny i wyjaśniając znaczenie słów. Nie jest natomiast rolą komentatora interpretacja Słowa Bożego, ani podawanie wniosków teologicznych czy
moralnych.
Może ktoś się przejmie moimi uwagami, bo czas wakacji obfituje w obozy młodzieżowe i pielgrzymki dające okazję do bogatej liturgicznej twórczości. A jeśli nie, przynajmniej będę miał na Sądzie Ostatecznym
dowód, że czystości liturgii broniłem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu