Rozpoczął się nowy rok szkolny. Przypatrujemy się wszyscy z zaciekawieniem i podziwem szkołom katolickim, tak pięknie pracującym. W Polsce mamy ich niewiele w porównaniu z innymi krajami, takimi jak chociażby Francja, gdzie nazwa „szkoła katolicka” oznacza wszystko, co w edukacji najlepsze: rzetelną wiedzę, formację duchową, naukę samodzielnego myślenia, wszechstronność spojrzenia, troskę o kulturę osobistą i tę szeroko pojętą itp. Kiedy jednak zastanowić się głębiej, to generalnie biorąc wszystkie nasze szkoły powinny tak pięknie pracować, jesteśmy bowiem społeczeństwem chrześcijańskim. Do tych szkół uczęszczają chrześcijańskie dzieci posyłane przez, przynajmniej według deklaracji, chrześcijańskich rodziców, w programach nauczania są lekcje religii, praktycznie na co dzień w każdej szkole jest obecny ksiądz lub katecheta, uczą chrześcijańscy nauczyciele.
W czym więc tkwi problem? Czyżbyśmy wszyscy tak niewiele od siebie wymagali? A może jest to jakaś swoista schizofrenia, pozostałość po systemie: w domu inaczej, a poza domem inaczej? Wiemy wszyscy, że długi czas bezbożnego komunizmu poczynił wiele szkód na naszym morale, a także w naszej świadomości, ale wciąż zaskakiwani jesteśmy tym, że są one aż tak wielkie. Zaskakuje rozmiar oszustwa, korupcji, tzw. łatwe życie. Ale to nie jest kultura „na dłuższy dystans”. Ona nie ma przyszłości. Przyszłość jest przed ludźmi mądrymi i światłymi - prawdziwie wspaniałymi. Oni - jak perły - będą świecić swoim naturalnym blaskiem. To, jacy jesteśmy i jak widzimy rozwój młodego człowieka, zależy wyłącznie od nas.
Snuję tę refleksję w obliczu nowych warunków, w jakich znalazł się nasz kraj po przystąpieniu do Unii Europejskiej. Towarzyszy mi ogromna obawa związana z edukacją szkolną. Bo choć Europa w swych korzeniach jest chrześcijańska, podlega - obecnie tak mocno nasilonym - różnorakim trendom wychowawczym: ateistycznym, masońskim, kosmopolitycznym czy zdominowanym przez filozofie Wschodu. Wpływ tych prądów można zauważyć i u nas. Jak możemy stawić im czoło? Jak odeprzeć te niebezpieczne, obce, a obronić rodzime, zdrowe? Tu nie wystarczą już tylko symbole materialne w postaci wspaniałych świątyń, sakralnej muzyki czy literatury. Tu musi zaistnieć człowiek ożywiony sacrum.
Popatrzmy, jak górale - polscy, ale nie tylko - starają się bronić wartości swojej regionalnej kultury. Przez kultywowanie jej i obronienie przed zniszczeniem w czasach PRL-u, sprawili, że zunifikowany kulturowo kraj coraz bardziej dostrzega wartość i piękno góralszczyzny. Ale ona w nich tkwiła. Ona musiała dać im siłę, a teraz, kiedy napór zelżał, daje im swego rodzaju poczucie pewności siebie i dumy, a także większe możliwości materialne. Dla kraju zaś stanowią region, którym możemy poszczycić się w świecie. Czyż nie powinniśmy brać przykładu z górali? Czyż nie powinniśmy być dla Europy i świata takim regionem, który zna źródło swojej siły, który ma swoją tożsamość, który jest piękny w dużej mierze jeszcze niezniszczoną przyrodą i bogaty prawymi sumieniami ludzi...? Nie jest to, bynajmniej, tylko folklor.
Polska szkoła powinna uczyć polskiej tożsamości. A tożsamość Polaka była i powinna pozostać chrześcijańska! I nie będziemy tu - jak twierdzą niektórzy - spychać się na bocznicę, bowiem i Europa jest chrześcijańska, jej rodowód zasadza się na chrześcijańskich korzeniach, które trzeba wzmacniać nowymi, współczesnymi sposobami, by pełniły swoją rolę dla narodów tego kontynentu w niełatwych czasach, jakie rysują się przed nami.
Pamiętajmy o tym wszyscy u progu tego roku szkolnego: rodzice, nauczyciele i ministerialni urzędnicy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu