Tomasz à Kempis leży w cieniu lampki. Otwieram książkę. Słowa biegną przez zszarzałe strony wprost w moją głowę. Tam uderzają o twardy kant niezrozumienia lub przelatują gdzieś obok. To pas szybkiego ruchu, a myśli szybują w bliżej nieokreślonym kierunku, choć wiara i nadzieja szepczą, że gdzieś w kierunku Boga. No, ale kilka z nich trzeba złapać do niedzielnej rubryki „Z życia duszpasterstwa”. Życia... teraz może raczej stanu zawieszenia, bo wakacje, bo prawie wszyscy wyjechali, bo na odległość trudno być wspólnotą, no i stary Tomasz à Kempis niewiele w tym względzie pomoże. O czym więc będzie? O miłości? O życiu? O melodii ludzkiego cierpienia, którą obudzić można bez harfy i lutni? No więc o czym? Pytanie - odpowiedź. Akcja - reakcja. To może relacja. Dotykamy się nie zawsze dobrym spojrzeniem czy myślą, ranimy się oschłością, nienawiścią, ale wracamy, bo jest coś więcej, co karze wybaczyć. Nawet bez słów, one w miłości znaczą najmniej. A przecież najwięcej właśnie o nich się pisze! Próbowałam skończyć dzisiaj swoją pierwszą ikonę (skoro jestem „ikoną duszpasterstwa”, no to w końcu musiał przyjść ten czas). Mój błąd logiczno-kompozycyjny. Pan Jezus nie siedzi na ręce Maryi, ale wisi w powietrzu, zaczepiony o Jej szyję. A ja Mu zazdroszczę. Chciałabym, by Jej ręka była zawsze gdzieś w pobliżu, by asekurowała moje potłuczone ciało i duszę... i w razie czego złapała. Płyną, płyną myśli, a Ty, Boże, wyznaczaj im kurs, w stronę Dobra, Piękna i Prawdy, bo tam widać Ciebie najlepiej, tam odbija się Twoje spojrzenie w ikonie świata. Tam jest Twój dotyk, który nie tylko podtrzymuje, ale i trzyma w uścisku wolności. Cisza wybiła kolejną godzinę. Myśli odpływają. Nie łapię kolejnej. Dobranoc.
Pomóż w rozwoju naszego portalu