Gdy pyta się kogoś o Pasję Gibsona, można usłyszeć w odpowiedzi: „To już było dawno”. Rzeczywiście, film można było zobaczyć już w marcu, ale dopiero teraz dostępna będzie wersja na kasetach wideo. Można powiedzieć: „Nie ma sensu teraz tego oglądać. Co to? Wielki Post?”. Ale czy może być coś bardziej mylnego niż myślenie o przedawnieniu Męki Pańskiej? Tradycyjnie przyjmuje się, że rozważanie cierpień Jezusa, przeżywanie Drogi Krzyżowej czy śpiew Gorzkich żali zarezerwowane są wyłącznie na Wielki Post. Jeszcze pieśń wielkanocna zaśpiewana w zwykłą niedzielę uszłaby może uwadze wiernych, to jednak kolęda zaśpiewana w środku lata mogłaby wywołać śmiech lub pewną konsternację.
Tymczasem Jezus prosił siostrę Faustynę, by codziennie w Godzinie Miłosierdzia, jeśli to możliwe, odprawiała Drogę Krzyżową. Wielu świętych potwierdza, że nie ma innej drogi do nieba niż przez Kalwarię. Rozważanie Męki Chrystusa może pomóc w przyjęciu własnego krzyża. Przecież życie nie jest usłane różami, a nawet róże mają kolce. Do filmu Gibsona trzeba wracać wielokrotnie, by już bez nadmiernych emocji przyjrzeć się temu poświęceniu podjętemu dla nas. Nie wystarczy obejrzeć go raz, tak jak nie wystarczy raz przeżyć Wielki Post. Kościół świadomie przywołuje wciąż na myśl cenę Krwi, którą zostaliśmy odkupieni. Codzienna Msza św. jest ponowieniem tej Ofiary.
Patrząc na Pasję Mela Gibsona, człowiek zmuszony jest do refleksji, co jest przyczyną tego cierpienia, jak przyjąć je w swoim życiu, odpłacić Bogu za Jego miłość, która zaprowadziła Go aż na krzyż, bo do końca nas umiłował. Może warto więc wracać do filmu, który przypomina nam o tej miłości. Warto nie raz, nie dwa pochylić się nad tą niepojętą tajemnicą, jaką jest cierpienie podjęte z miłości. Dobrze też oglądać ten film i rozważać Mękę Jezusa zawsze w perspektywie Jego zmartwychwstania i zwycięstwa nad grzechem i śmiercią.
Pomóż w rozwoju naszego portalu