W Ewangelii przeznaczonej na święto Podwyższenia Krzyża (14 września) słyszymy fragment nocnej rozmowy Chrystusa Pana z Nikodemem. Jej tematem jest między innymi męka i śmierć Mesjasza, przez którą ratuje On od śmierci wiecznej każdego, „kto w Niego wierzy”. Ta śmierć była przewidziana w planie zbawienia i przepowiedziana przez proroków. Objawia się w niej tajemnica miłości Boga, który „nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony”.
Jeśli mimo tej odpowiedzi pytamy, dlaczego Bóg zdecydował, że Jego Syn musiał cierpieć i oddać życie „dla nas ludzi i dla naszego zbawienia”, to w Piśmie Świętym znajdujemy jeszcze takie słowa: trzeba było, aby był doświadczony „we wszystkim na nasze podobieństwo z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4, 15).
Trzeba było zatem, aby Jezus odczuwał lęk przed śmiercią, żeby rzeczywiście cierpiał na ciele, a podczas drogi krzyżowej potrzebował pomocy Szymona z Cyreny, żeby umarł na krzyżu i został złożony w grobie, żeby na nasze podobieństwo doświadczył wszystkich dramatów ziemskiego życia. Pewnego dnia staną się one także osobistym udziałem każdego z nas.
Umierając, Jezus zwyciężył grzech i śmierć. Swoją śmiercią nadał sens naszej śmierci. Ukazał, że jest ona przejściem do domu Ojca, który nas kocha i oczekuje.
Bez śmierci na krzyżu nie byłoby poranka zmartwychwstania. Nie poznalibyśmy, że Bóg nas do tego stopnia ukochał, „że Syna swego Jednorodzonego dał” za nas. Obmyci w Krwi Chrystusa, który jako Baranek Paschalny ocalił nas od utraty życia wiecznego, możemy z ufnością zdążać do Boga, którego nazywamy naszym Ojcem. Śmierć, która w ludzkich oczach jest bramą prowadzącą do nicości, dzięki Zbawicielowi stała się bramą życia, które nie ma końca. Przez drzewo krzyża nadzieja przyszła na świat. Dołóżmy starań, by ona zawsze żyła w naszych sercach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu