W tym roku Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej zorganizowała kolonie dla około czterech tysięcy dzieci. Dwa turnusy odbyły się w Urlach nad Liwcem. Ponad setka dzieciaków od 15 do 28 sierpnia przebywała na drugim turnusie w ośrodku kolonijnym, który jest w rękach Caritas od około ośmiu lat. Wcześniej należał do PKP. Na terenie jest kaplica, kuchnia, stołówka, świetlica i pomieszczenie administracyjne. Ośrodek może przyjąć nawet do dwustu osób.
Dzieci zostały skierowane na kolonie przez Miejskie Ośrodki Pomocy Społecznej. Utworzyły w sumie dwanaście grup. Każda z nich była rozdzielona wiekowo i liczyła od siedmiu do dwunastu osób. Najmłodsze dzieci miały po siedem lat, najstarsze piętnaście. Grupy miały swoich wychowawców, z których większość zaliczała w ten sposób praktyki na studiach pedagogicznych. Poza tym była też obecna fachowa pomoc: kucharka, pielęgniarka i ratownik.
Dla kolonistów dzień zaczynał się o 7.45. Była gimnastyka, mycie, sprzątanie i o 8.45 apel, na którym był podawany program zajęć w danym dniu. Potem śniadanie i wyjście. Miejsce wycieczki czy rodzaj zajęć były uzależnione przede wszystkim od pogody. W pierwszym tygodniu dzieci poznawały głównie miejscowość, a także korzystały z dobrodziejstw słonecznego lata. Większość czasu spędzały na pobliskiej plaży nad
Liwcem. Liwiec jest rzeką dosyć płytką, dlatego zorganizowano wyjazd na basen do Wyszkowa, by i starsze dzieci mogły popływać w głębszej wodzie. Także miejscowy pszczelarz zaprosił grupy do obejrzenia pasieki. Dla dzieciaków z miasta było dużą frajdą ubrać się w fachowy strój, podejrzeć pracę pszczół i dowiedzieć się jak powstaje miód.
Były także inne wycieczki. Zwiedzano plantację kaktusów, farmę strusi, zamek w Liwie i Węgrów. Dla dzieci przygotowane były także prelekcje o Powstaniu Warszawskim, Bitwie Warszawskiej i legendy o Urlach. Z tym wiązały się także różne konkursy. Również dzieci same wymyślały zabawy dla innych. Były wybory miss i mistera, przegląd piosenki kolonijnej itp. Nie brakowało także zajęć sportowych. Zorganizowano turniej tenisa stołowego, grano w piłkę, także mecz siatkówki kadry z najstarszą grupą. Poza tym zorganizowano olimpiadę kolonijną. Chciano w ten sposób zintegrować dzieci z różnych grup wiekowych. Temu również służyło wspólne nadawanie nazwy i tworzenie swojego „państwa”. W konsekwencji zawody wygrała Australia.
W niedzielę dzieci zostały zaproszone przez ks. kan. Kazimierza Setę, proboszcza z Urli, na odpust parafialny. Niosły obraz w procesji, a potem skorzystały z loterii fantowej i poczęstunku. Ksiądz Proboszcz zawsze służył pomocą i w jakiś sposób rekompensował brak duszpasterza wśród kolonistów.
W programie była także pielgrzymka do Loretto. Starsze dzieci powędrowały piechotą, a młodsze podjechały autobusem. Siostry loretanki udostępniły plac zabaw, poczęstowały herbatą, a ks. Robert - kapelan, oprowadził dzieci po terenie.
Praca z dziećmi nie należała do najłatwiejszych, chociaż dawała wychowawcom dużo radości. - Trzeba mieć codziennie nowe siły, często jest trudno, ale wychowankowie są tak wdzięczni, że chce się żyć - wspomina kierownik kolonii Grzegorz Jeleń. Poza tym zawsze cieszą widoczne efekty pracy wychowawczej. Opiekunki zauważały nowe nawyki u dzieci, pojawiały się słowa: dziękuję, przepraszam. Poza tym dzieci na koloni uczą się samodzielności. Niektóre z nich w domach nie muszą sprzątać po posiłku, wycierać stołów czy robić prania. Tu każdy sam dba o siebie. W dodatku są konkursy czystości, a czasem kontrole bywają niezapowiedziane. Jednocześnie dzieci uczą się odpowiedzialności za siebie nawzajem, dbają o kolegów i koleżanki, uspokajają się sami między sobą, itp.
Praca wychowawcza była zorganizowana na zasadzie m.in. systemu plusów i minusów. Każdy wychowawca miał zeszyt, w którym odnotowywał każdego dnia co było dobre, a co złe. Czasem dzieci robiły to same. - Oceniamy zachowanie, a nie dziecko, przyjmujemy, że dziecko jest zawsze dobre, ma dobre strony - opowiada kierownik kolonii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu