Reklama

W 81. rocznicę bitwy pod Zadwórzem

Polskie Termopile

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jakże wymowna jest ta nazwa. Analogia między historią bitwy pod Termopilami w 480 roku p.n.e. i walki pod Zadwórzem jest oczywista, łączy je ta sama idea.

Tam na Półwyspie Bałkańskim, na czele trzystu Spartan, król Sparty Leonidas stoczył śmiertelny bój z Persami. Pod Zadwórzem w dramatycznej walce z nawałą bolszewicką ginie 318 młodych ludzi, czyniąc to miejsce symbolem polskiego bohaterstwa.

W sierpniu 1920 r. wojna polsko-radziecka przedstawiała się niekorzystnie dla strony polskiej. Po listopadowej zwycięskiej Obronie Lwowa znowu ważyły się losy tego miasta. W tym czasie gdy Tuchaczewski atakował Warszawę, Budionny całą siłą parł w kierunku Lwowa, osaczając miasto w sytuacji bez wyjścia. Dobrze wyposażone cztery lotne dywizje ze słynną konnicą kozacką pod dowództwem Budionnego zbliżały się do Lwowa z przekonaniem, że miasto zagrożone taką siłą podda się bez oporu.

Tymczasem Lwów bronił dostępu do swoich granic staczając ciężkie walki na przedpolach.

Do powstających w tym czasie Ochotniczych Armii zgłaszała się młodzież gimnazjalna, studencka i inni młodzi ludzie, którzy po przeszkoleniu bojowym byli kierowani do poszczególnych oddziałów. Dowódcą jednego z tych oddziałów o szczególnym przeznaczeniu był rotmistrz Roman Abraham.

Sława dowódcy "straceńców" z okresu listopadowej Obrony Lwowa i chęć znalezienia się w tym właśnie oddziale przyciągała młodych ludzi. Po zaprzysiężeniu przed lwowską katedrą "detachement" Abrahama wyrusza na front, gdzie po ciężkich bojach pod Radziechowem, Ohladowem i Krzywem wstrzymuje konnicę Budionnego. Następnie oddział Abrahama zostaje przerzucony na południowy odcinek frontu, tu znowu odnosi wiele sukcesów w walkach z armią Budionnego. Po brawurowych wypadach w głąb rosyjskich pozycji zajmuje kilka miejscowości, bierze do niewoli setki jeńców.

Kiedy rotmistrz Abraham zostaje ciężko ranny i przewieziony do szpitala we Lwowie, dowództwo obejmuje kpt. Bolesław Zajączkowski, który w walkach pod Zadwórzem spełni rolę legendarnego wodza Spartan - Leonidasa.

W sierpniu sytuacja na froncie stawała się coraz bardziej krytyczna, załamywały się ostatnie reduty polskiej obrony, został przerwany kontakt z naczelnym dowództwem. Brak konkretnych rozkazów i wiadomości wywołał zrozumiały niepokój wśród walczących. Tymczasem główne siły Budionnego znajdowały się już w pobliżu oddziału Abrahama. Sytuacja stawała się groźna.

Wstał w mgłach spowity poranek owego pamiętnego dnia 17 sierpnia 1920 r., po nocy odpoczynku, wczesnym świtem oddział wyruszył w kierunku Zadwórza. Krążące pogłoski, że idą w kierunku Lwowa wywołały radość wśród żołnierzy, każdy miał nadzieję, że jeszcze dzisiaj znajdzie się wśród swoich.

Zbliżało się południe, upał sierpniowy dawał się we znaki, maszerujący wśród łanów dojrzałego zboża upadali z pragnienia, rozgrzane słońcem hełmy paliły skronie, pot zalewał oczy. Oddział maszerował w kierunku dworca zadwórzańskiego, było na ogół spokojnie, tylko gdzieś w okolicy dworca słychać było pojedyncze eksplozje.

Podświadomie wyczuwano bliskość wroga, wzmożono czujność, pozorna cisza nie wróżyła nic dobrego. Nagle maszerujący zostali zaskoczeni strzałami i wybuchami granatów. Na rozkaz dowódcy oddział zajął pozycje bojowe.

Jest południe, żar leje się z nieba nie do zniesienia. Oficerowie bacznie lornetują okolicę i oceniają sytuację jaka się wytworzyła. Po prawej stronie na pobliskim wzgórzu ukazała się konnica kozacka, te pierwsze wedety lustrują teren i patrzą z pogardą na garstkę obrońców, którzy mają odwagę stanąć do walki. Tuż obok bolszewicy zajmują dworzec, Polacy wiedzą co to oznacza, za żadną cenę nie mogą pozwolić na odcięcie drogi do Lwowa.

Rozgorzała walka, to już nie brawura, to szaleństwo. Chłopcy rzucili się do ataku nie bacząc na przerażającą siłę wroga, na pociski padające wprost na szeregi. Strzelają bez wytchnienia, młoda krew rozsadza żyły, broń parzy dłonie, pot leje się strumieniami. Oni pamiętają, że honoru Abrahamczyków nie wolno splamić, nacierają na wroga z coraz większą pasją, z okrzykiem "za Polskę", "za Lwów"; i jeszcze bardziej zapalają się do walki. Pokonany nieprzyjaciel wycofuje się na swoje pozycje, aby z jeszcze większą wściekłością atakować.

Sześciokrotnie uderzają na nasz oddział, chłopcy trzymają się ostatkiem sił, walczą jednak do ostatniego ładunku. Brak amunicji przesądza sprawę, tamci nawołują do poddania się, raz jeszcze burzy się krew Abrahamczyków, jeszcze się bronią.

Odpowiedź na wezwanie wroga daje dowódca, pierwszy odbiera sobie życie, po nim czynią to inni oficerowie. Kilkudziesięciu chłopców do ostatka nie poddaje się. Rażący ogień wroga sieje spustoszenie, wokół ziemia zalana krwią, jak skoszone kwiaty padają lwowskie dzieci. Nadeszła chwila, kiedy trzeba było śmierci spojrzeć w oczy. W zachodzącym słońcu błysnęły krzywe kozackie szable, pochyleni w kulbakach ostatni raz szarżują, lecz zanim uderzą raz jeszcze spojrzeć muszą na tych młodzieńców o nieulękłym spojrzeniu, którzy stojąc zwartą grupą naprzeciw rozwścieczonej dziczy przyjmują to wyzwanie śmierci i jeszcze wołają: " Niech żyje Polska, niech żyje Lwów". Sieczeni kozackimi szablami padają z ostatnim słowem na ustach: "mamo"...

Tragedia owego dnia 17 sierpnia 1920 r. dobiegła końca.

Nad Lwowem słońce zachodziło krwawo, nikt nie wiedział, że w obronie miasta rozegrała się jedna z najtragiczniejszych bitew. Może tylko serce niejednej matki biło niespokojnie i oczy zachodziły łzami, bo nadaremnie czekała dziś na syna. Gdzieś w podmiejskim domku dziewczyna długo czekała na swego Jurka czy Adasia. Ale oni pozostali tam wszyscy, Polska Ziemia jak Matka przygarnęła ich umęczone ciała, a dusze opromienione chwałą przyjął Bóg Ojciec.

Naród Polski w hołdzie bohaterom wzniósł kopiec w miejscu, gdzie zostali pochowani, w 1927 r. został na nim usytuowany pomnik z piaskowca w kształcie słupa granicznego zwieńczonego krzyżem.

W latach międzywojennych dwa razy do roku odbywały się tutaj uroczystości, oddawano cześć poległym, pamięć o tych legendarnych bohaterach miała szczególny wpływ na patriotyczne wychowanie młodego pokolenia.

Po długiej przerwie, kiedy wokół kurhanu trwała cisza i zapomnienie nadszedł czas pielgrzymek do tego Świętego Miejsca i pamięć ludzka odżyła na nowo. Idźmy tam wszyscy choćby myślami, stańmy pod kurhanem w zadumie nad bohaterstwem i cierpieniem; zaczerpnijmy siłę ducha na codzienne trwanie. historia tej bitwy niestety jest mało znana, bowiem z niezrozumiałych względów nie została opracowana naukowo. Ta legendarna bitwa, która nie ma istotnego określenia i porównania nie znalazła dotąd właściwego miejsca na tle naszych historycznych wydarzeń.

Polskie Termopile

Wokół kurhanu słychać nocą

szczęk szabel z jękiem zmieszany,

ostatnie słowo na ustach, mamo,

przechodniu idź powiedz....

Ziemia przesiąkła krwią niewinną

tych, co w niewolę pójść nie chcieli,

kwiaty umarły razem z nimi,

ptaki zamilkły z przerażenia.

Przechodniu, idź powiedz światu,

że tam, gdzie Polskie Termopile

znów rosną kwiaty.

Krzyż obok krzyża stoi na mogile

i tylko czasem o północy,

słychać szum skrzydeł jakby w przelocie.

I nie wiesz czy to orłów loty,

czy dusze tych, co oddali życie.

Ileż to lat, gdy stanęli przed Majestatem,

wraz z chórami aniołów

hosanna, hosanna śpiewają,

a każda dusza święta i każdy z nich to anioł.

Idźmy pod kurhan w Zadwórzu,

przystańmy na chwilę zadumy

i prośmy Boga w pokorze

o siłę, która stąd płynie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

8 lat temu zmarł ks. Jan Kaczkowski

2024-03-27 22:11

[ TEMATY ]

Ks. Jan Kaczkowski

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

28 marca 2016 r. w wieku 38 lat zmarł ks. Jan Kaczkowski, charyzmatyczny duszpasterz, twórca Hospicjum św. o. Pio w Pucku, autor i współautor popularnych książek. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Sam będąc chory, pokazywał, jak przeżywać chorobę i cierpienie - uczył pogody, humory i dystansu.

Ks. Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni. Był bioetykiem, organizatorem i dyrektorem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W ciągu dwóch lat wykryto u niego dwa nowotwory – najpierw nerki, którego udało się zaleczyć, a później glejaka mózgu czwartego stopnia. Po operacjach poddawany kolejnym chemioterapiom, nadal pracował na rzecz hospicjum i służy jego pacjentom. W BoskiejTV prowadził swój vlog „Smak Życia”.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

„Napełnił naczynie wodą i zaczął umywać uczniom nogi” (J 13, 5)

Niedziela warszawska 15/2004

[ TEMATY ]

Wielki Tydzień

pl.wikipedia.org

Mistrz Księgi Domowej, "Chrystus myjący nogi apostołom", 1475

Mistrz Księgi Domowej,

1. Wszelkie „umywanie”, „obmywanie się” lub kogoś albo czegoś kojarzy się ściśle z faktem istnienia jakiegoś brudu. Umywanie to akcja mająca na celu właśnie uwolnienie się od tego brudu. I jak o brudzie można mówić w znaczeniu dosłownym i przenośnym, taki też sens posiada czynność obmywania; jest to oczyszczanie się z fizycznego brudu albo akcja symboliczna powodująca uwolnienie się od moralnego zbrukania. To ten ostatni rodzaj obmycia ma na myśli Psalmista, kiedy woła: „Obmyj mnie całego z nieprawości moich i oczyść ze wszystkich moich grzechów …obmyj mnie a stanę się bielszy od śniegu” (Ps 51, 4-9). Wszelkie „bycie brudnym” sprowadza na nas złe, nieprzyjemne samopoczucie, uwolnienie się zaś od owego brudu przez obmycie przynosi wyraźną ulgę.
Biblia mówi wiele razy o obydwu rodzajach zarówno brudu jak i obmycia, czyli oczyszczenia. W rozważaniach niniejszych zajmiemy się obmyciami z brudu w znaczeniu moralnym.

CZYTAJ DALEJ

Ojciec Pio tajemnice Męki Pańskiej nie tylko kontemplował, ale jej ślady nosił na ciele

2024-03-28 23:15

[ TEMATY ]

Droga Krzyżowa

św. o. Pio

Wydawnictwo Serafin

O. Pio

O. Pio

Mistycy wynagrodzenia za grzechy są powołani do wzięcia w milczeniu grzechów i cierpienia świata na siebie, w zjednoczeniu z Jezusem z Getsemani. Rzeczywiście, Ojciec Pio tajemnice Męki Pańskiej nie tylko kontemplował i boleśnie przeżywał, ale jej ślady nosił na własnym ciele, aby w zjednoczeniu ze swoim Boskim Mistrzem współdziałać w wynagradzaniu za ludzkie grzechy. Jako czciciel Męki Pańskiej chciał, aby i inni korzystali z jego dobrodziejstwa.

„Misterium miłości. Droga krzyżowa z Ojcem Pio” to rozważania drogi krzyżowej, które proponuje nam br. Błażej Strzechmiński OFMCap - znawca życia i duchowości Ojca Pio. Rozważania każdej ze stacji przeplatane są z fragmentami pism Stygmatyka. Książka wydana jest w niewielkiej, poręcznej formie i zawiera także miejsce na własne notatki, co doskonale nadaje się do osobistej kontemplacji Drogi krzyżowej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję