Reklama

Niedziela Małopolska

Pogrzeb najstarszego dominikanina w Polsce

Dominikanie z całej Polski, rodzina, kapłani i przyjaciele pożegnali w czwartek swojego najstarszego współbrata, o. Reginalda Wiśniowskiego OP. Uroczystościom pogrzebowym w bazylice św. Trójcy w Krakowie przewodniczył bp Jan Szkodoń.

[ TEMATY ]

pogrzeb

Counselling/pixabay.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Witając zgromadzonych w bazylice współbraci, kapłanów i wiernych, przełożony Polskiej Prowincji Dominikanów o. Paweł Kozacki OP wspominał, że gdy bracia z całego kraju zjeżdżali się do Krakowa na kapitułę prowincjalną, mogli jeszcze spotkać o. Reginalda w salce czy na klasztornych korytarzach.

„Tak Pan Bóg przewidział, że tydzień po rozpoczęciu kapituły bracia z tego klasztoru, jak i z wszystkich klasztorów w Polsce, zgromadzili się wokół łoża, na którym umierał o. Reginald. To jakaś niezwykła łaska umierać w otoczeniu tylu braci z tak różnych klasztorów” – zauważył o. Kozacki. Mówił, że o. Reginald umierał w trakcie modlitwy braci, którzy odmawiali najpierw różaniec, a potem śpiewali „Salve Regina”. „W ten sposób odszedł do domu Ojca” – opowiadał.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Homilię pogrzebową wygłosił o. Marek Rozpłochowski OP, najmłodszy dominikanin w krakowskim klasztorze, który w ostatnim czasie zajmował się o. Reginaldem, opiekował się nim i mu towarzyszył. Młody zakonnik wspominał opowieści sędziwego dominikanina, anegdoty i historie z dziejów zakonu, dzięki którym uczył się wdzięczności, odpowiedzialności za Kościół i wspólnotę braci, a także nadziei.

„Był przekonany, że Matka Najświętsza poprowadzi go prosto do nieba. I ufam, że tak się stało” – wyznał. „Wierzę, że pustka, która powstała i smutek, jaki nam towarzyszy, to nie jest ostatnie słowo, że nasza wspólna historia się nie skończyła” – mówił o. Rozpłochowski.

„Ufam, że on już tam jest, że Matka Boża wzięła go pod rękę i wprowadziła do domu Ojca. A on tam wszedł z tym swoim charakterystycznym szuraniem, które wszyscy z naszego klasztoru rozpoznawali. Wszedł tam i teraz na nas czeka” – podkreślił.

O. Reginald (Stanisław) Wiśniowski urodził się 12 listopada 1920 roku w Czortkowie. Do zakonu dominikańskiego wstąpił w Krakowie 29 lipca 1939, otrzymując przy obłóczynach imię Reginald. Był nowicjuszem bł. Michała Czartoryskiego. W Krakowie odbył w latach 1940-1946 studia filozoficzno-teologiczne, uwieńczone zakonnym tytułem naukowym lektora teologii na podstawie pracy „Cnota ofiarności (hojności) według św. Tomasza z Akwinu”, którą napisał pod kierunkiem o. Jacka Woronieckiego.

Reklama

Święcenia kapłańskie przyjął 17 czerwca 1945 z rąk bp. Michała Godlewskiego. Był magistrem kleryków w Jarosławiu i Krakowie. Wykładał też w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym liturgikę, homiletykę, kosmologię, socjologię, historię filozofii, logikę, teologię moralną praktyczną i archeologię.

Był promotorem III Zakonu w Krakowie, socjuszem prowincjała o. Michała Mroczkowskiego, wizytatorem nowicjatu i klasztorów Sióstr Dominikanek, dyrektorem Dominikańskiego Ośrodka Kaznodziejskiego w Warszawie. Jednocześnie prowadził rekolekcje i misje w całej Polsce.

W latach 1991-1996 przebywał na Ukrainie, w swoim rodzinnym Czortkowie, remontując m.in. tamtejszy kościół św. Stanisława Biskupa. W Krakowie był także kapelanem Sióstr Dominikanek na Gródku oraz stałym spowiednikiem Sióstr Dominikanek na Kasztanowej.

Zmarł 4 lutego w krakowskim klasztorze, podczas trwającej tam kapituły prowincjalnej zakonu. Spoczął na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

2018-02-08 14:30

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pożegnanie lwowiaka

Niedziela rzeszowska 7/2018, str. VI

[ TEMATY ]

pogrzeb

wspomnienie

Irena Markowicz

Ostatnie pożegnanie Bolesława Opałka

Ostatnie pożegnanie Bolesława Opałka

O śp. Bolesławie Opałku, tak jak o Lwowie, można powiedzieć „Semper fidelis”, zawsze wierny, taką opinię można było usłyszeć na rzeszowskim cmentarzu Wilkowyja. Tam w styczniowy mroźny dzień odbył się pogrzeb założyciela i długoletniego prezesa oddziału rzeszowskiego Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Korea Płd.: 24 proc. wzrost liczby chrztów

2024-04-25 11:02

[ TEMATY ]

Korea Płd.

Adobe Stock

Liczba chrztów w Korei Południowej wzrosła o 24 proc. w ciągu roku, według statystyk opublikowanych 24 kwietnia przez Konferencję Biskupów Katolickich Korei.

W 2023 r. w tym wschodnioazjatyckim kraju ochrzczono łącznie 51 307 osób, w porównaniu do 41 384 osób w 2022 roku. Chociaż w porównaniu z ubiegłym rokiem, wzrost ten jest gwałtowny, to liczba ta jest niższa niż poziomy sprzed pandemii, kiedy było ich ponad 80 tys. rocznie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję