- Ale ogromna budowla! Proszę pani, jak się udało mieszkańcom tych osiedli zbudować tak dużą świątynię? Przecież to są ogromne koszta!
- Pani, ile myśmy się namodlili, by ten kościół stanął! - wyznaje jedna z dwóch starszych kobiet. - To były czasy stalinowskie! Na początku to chodziliśmy na Mszę św. na plac. O, tu! Tylko on był dużo większy - zamyśla się. - Potem zrobili tu drogę, że niby będzie nam wygodniej. Wtedy jeszcze kardynał Wojtyła w intencji budowy się modlił! I wymodlił! Jak tylko został Ojcem Świętym, od razu wszystko ruszyło i pozwolenie i plany, no a potem to już każdy pomagał jak mógł. Już w czasie pierwszej audiencji 23 października 1978 r, czyli kilkanaście dni po wyborze, powiedział: „Budujcie kościół pod Krzyżem na Osiedlu”. No to zbudowaliśmy!
- Właśnie! - potwierdza druga z kobiet. - On nam wiele pomógł. Modlitwą i uporem. Bardzo chciał, by tu był drugi kościół! Bardzo! I często tu Karol Wojtyła przyjeżdżał, bo jego wielkim przyjacielem był ówczesny proboszcz, a obecny biskup rzeszowski, ks. Stanisław Górny. A następcą Stanisława został jego brat, ks. Kazimierz Górny.
- Głównym motywem architektonicznym kościoła św. Maksymiliana jest krematorium. Miał to być symbol - opowiada proboszcz ks. Józef Niedźwiecki. - Zaczęło się od krzyża, który poświęcił w 1957 r. ks. Karol Wojtyła. Był to pierwszy znak, że na tym właśnie miejscu powstanie świątynia. Krzyż wmurowano potem w ściany kościoła i jest tam do dziś. Odlany z brązu, zadbany. Ale wówczas przy nim odprawiano niedzielne Msze św. Proszono o pozwolenie na budowę świątyni i... wybudowano, ale nowe Osiedle, a przez środek placu, wymarzonego na budowę kościoła, zrobiono skrzyżowanie. Jedno z największych w Oświęcimiu.
Czas płynął. Minęło kilkanaście lat. Pisano petycje do wojewody, innych ważniejszych władz świeckich. Sprawa ugrzęzła. Stały się modne Msze św. - jak je nazywano - polowe „przy Krzyżu”. Ludzie chodzili do Krzyża się pomodlić, prosić o wstawiennictwo, o łaskę. I ją otrzymywali. Następnie zaczęto chodzić z procesją do celi śmierci Sługi Bożego Maksymiliana Marii Kolbego. Początkowo parafia miała być pod wezwaniem św. Józefa, dopiero później, gdy o. Kolbe został błogosławionym, postanowiono uczynić go patronem wymarzonej świątyni. I zaczęto zbierać pieniądze na jej budowę.
Ludzie byli bardzo hojni, ale to nie wystarczało. Pojawił się ksiądz z Niemiec, ks. prałat Johannes Ritter, proboszcz Auerbach w Bawarii, który cały swój majątek zapisał temu kościołowi jako swoje zadośćuczynienie za krzywdy, jakich doświadczył naród polski od nazistów niemieckich. Ten ksiądz czuł się za to odpowiedzialny. Przyjeżdżał tu aż do śmierci. Był bardzo szczęśliwy, gdy kościół piękniał w oczach.
Ksiądz ten szukał darczyńców w swojej niemieckiej parafii, potem sprowadzał kolejnych księży, którzy, co prawda, aż tak entuzjastyczni w stosunku do Polaków nie byli, lecz również pomagali. I podczas spotkania z księżmi niemieckimi kościół św. Maksymiliana otrzymał drugi krzyż, dar od biskupów niemieckich. Ten krzyż został ofiarowany 13 września 1980 r. w celi Maksymiliana Kolbego przez delegację Konfederacji Biskupów Niemieckich, którą reprezentowali: kard. Ratzinger, kard. Hopfner, kard. Volk. Obecnie ten XVI-wieczny krzyż znajduje się w dolnym ołtarzu kościoła. Jest bardzo piękny.
Kolejny krzyż, który jest najbardziej widoczny, bo znajduje się w głównym ołtarzu kościoła, to 9 metrowy kolos z okrągłej belki, ozdobiony kutą w metalu koroną. Nawiązuje do tego pierwszego krzyża, obecnie znajdującego się na zewnątrz kościoła. Jeszcze na lewej ścianie głównej świątyni powieszono tryptyk pt. „Ukrzyżowanie” pędzla Fryderyka Pautscha. Zaś na ścianie prawej są urny z prochami obozowych męczenników i wizerunek św. Maksymiliana - to też jest świadectwo Krzyża!
Pomóż w rozwoju naszego portalu