Piątkowy konkurs indywidualny na skoczni normalnej podczas tegorocznych mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym był ostatnią szansą Biało-Czerwonych na medal w tej imprezie. Z powagi sytuacji dobrze zdawali sobie zawodnicy. Jeśli żaden z Polaków nie stanąłby w piątek na podium, byłyby to pierwsze MŚ od 2009 roku, w których skoczkowie nie przywieźliby ani jednego medalu. Takiej sytuacji nie wyobrażali sobie kibice. W dużej mierze dlatego, że serię próbną wygrał Kamil Stoch, oddając skok na odległość 104,5 m. Pozostali nasi reprezentanci również spisali się całkiem nieźle. Stefan Hula zajął dziewiąte miejsce (100 m), Dawid Kubacki był 13. (98 m), a Piotr Żyła uplasował się na 21. lokacie (98 m).
Warunki na Toni-Seelos-Olympiaschanze nie były łatwe. Podczas serii próbnej padał deszcz. W trakcie konkursu zamienił się na marznący śnieg, a później w gęsty, mokry śnieg. Dodatkowo na skoczni wiał dość silny wiatr, który również nie ułatwiał zadania skoczkom.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pierwszych 25. skoczków zmagania rozpoczęło z dziewiątej belki startowej. Wśród nich był jeden z Biało-Czerwonych, czyli Hula. Polak niestety wypadł dużo słabiej niż we wcześniejszej serii próbnej. 32-latek osiągnął tylko 88 m. Dało mu to 11. pozycję, która nie zapewniała jeszcze awansu do drugiej serii.
Po skoku Polaka znacznie zmieniły się warunki atmosferyczne. Zaczął padać wspomniany mokry śnieg, mocno pokrywający tory najazdowe i utrudniający widoczność. Nie ustępował również wiatr. Z tego względu sędziowie zadecydowali się podnieść o dwa stopnie belkę startową, co wiązało się automatycznie z odejmowaniem sporej ilości punktów.