Śmierć Ojca Św. Jana Pawła II poruszyła miliony serc, nawet tych mniej wrażliwych. Ale najbardziej chyba tych, dla których był on kimś autentycznie bliskim, po prostu „Wujkiem”. Tak właśnie zwracali się do ks. Karola Wojtyły od czasów jego posługiwania w parafii św. Floriana w Krakowie studenci, z których wyodrębniła się mała grupa zwana Środowiskiem. Zapraszał ich nie tylko na swoje kazania, ale również do uprawiania turystyki, uważając ją za świetną alternatywę dla intensywnej pracy umysłowej. Niedziela ogólnopolska przybliżyła Czytelnikom wspomnienia przyjaciół ze „Środowiska”, którzy do dziś mieszkają w Krakowie. Prof. Klemens Gudel jest jedynym ich przedstawicielem, mieszkającym od lat w Rzeszowie. To znany mistrz sztuki organowej, nauczyciel organów w szkole muzycznej. Pracował również w filharmonii. Obecnie prowadzi wykłady w Instytucie Muzyki UR i Diecezjalnym Studium Organistowskim. Społecznie prowadzi dwa chóry i jest członkiem Komisji Liturgicznej przy Kurii Diecezjalnej.
Prof. Gudel pochodzi z Torunia, z rodziny o tradycjach muzycznych. Tuż po maturze studiował historię sztuki na UMK, w 1953 r. wyjechał do Krakowa, aby studiować grę na organach w PWSM, a następnie muzykologię na UJ. Prof. Klemens Gudel prowadził chór gregoriański i zajęcia muzyczne w Niższym Seminarium Duchownym w Krakowie. Bp Kazimierz Górny śpiewał w tym chórze. Obaj rozpoznali się w Rzeszowie tuż po ingresie w 1992 r. Młody Klemens grywał również na organach wawelskich i mieszkał na Wawelu, dzięki wstawiennictwu ks. Stanisława Czartoryskiego, byłego sekretarza kard. A. S. Sapiehy.
Pan Klemens poznał ks. Karola Wojtyłę jeszcze przed studiami, kiedy to wraz z ks. Czesławem Obtułowiczem przed wyprawą do Kartuz i Wejherowa przenocował w Toruniu, w rodzinnym domu Gudelów, aby rankiem zabrać Klemensa na wyprawę kajakową.
„Kiedyś jako gimnazjalistę, który odwiedził brata w Krakowie, ksiądz Karol zabrał mnie do klasztoru kamedułów na rekolekcje zamknięte, mimo iż byłem sporo młodszy od innych uczestników - wspomina prof. Gudel. - Wszystkie te rekolekcje i wędrówki turystyczne to była wspaniała pożywka duchowa”. „Wujek” rozmawiał z młodymi o życiowych niepowodzeniach, nieszczęśliwych miłościach, trudnościach z wiarą, trudnych czasach stalinowskich, w jakich przyszło im wtedy żyć. Był ogromną podporą i znakomicie wyczuwał, kto i kiedy potrzebuje rozmowy, a kto milczenia. Niewątpliwie, dla niego ten bliski kontakt z młodymi, by studium ich życia i przełożył się na dalsze bliskie z nimi relacje aż do końca pontyfikatu.
To były trudne czasy, ksiądz wędrujący z młodzieżą i ewangelizujący po drodze to była, jak śmieje się dziś pan Klemens, „grupa wywrotowa”. Dlatego opiekun polecił nazywać siebie „Wujkiem”. Starali się zachowywać tak, by nie rzucać się nikomu w oczy. Dzień rozpoczynały polowe Msze św. Ołtarzem był kajak, krzyż zrobiony z wioseł i paramenty liturgiczne wyjęte z plecaka. Dziennie przepływali ponad 60 km. Pierwsze zdjęcie, jakie w ogóle zrobiono z tamtych czasów (na którym jest pan Klemens), zamieścił ks. Mieczysław Maliński w książce pt. Droga do Watykanu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu