Trafnie wyznaczyć cel małżeństwa
Co jest głównym celem chrześcijańskiego małżeństwa? Nie jest nim - wbrew pozorom - dobre wychowanie dzieci, spokojne, dostatnie życie, ani tym bardziej „dorabianie się”, lecz wzajemna pomoc w uświęcaniu się i osiągnięciu zbawienia. - Czy idąc przez życie, nie tracimy z oczu głównego celu? - pytał Prelegent. Nawet wychowanie dzieci może okazać się pułapką, jeśli stanie się celem numer jeden, w dodatku realizowanym głównie przez zaspokajanie ich potrzeb materialnych. Bardziej niż drogich zabawek i markowych ubrań, dzieciom potrzeba jasnego, czytelnego przekazu, że mama i tata coraz pełniej kochają się nawzajem i coraz bardziej są jednością. - Dążąc jednak wspólnie do świętości, małżonkowie muszą uważać, by nie dokonało się to przypadkiem przez męczeństwo... - tak podsumował tę część dr Pulikowski.
Dlaczego w małżeństwie dzieje się źle?
Na podstawie długoletniej praktyki w katolickich poradniach rodzinnych i tysięcy rozmów odbytych z małżonkami, Prelegent wymienił pięć głównych powodów.
1. Niezdolność do miłości, czyli syndrom „wiecznego dziecka”, „dorosłego egoisty”. Są ludzie skupieni wyłącznie na sobie, niezdolni do zrozumienia, że miłość polega na ofiarowywaniu siebie drugiej osobie.
2. Nieuwzględnianie naturalnych różnic między mężczyzną a kobietą. Świat - pod hasłami równouprawnienia - nieustannie wmawia nam, że kobieta i mężczyzna są tacy sami. To bzdura. Są inni, ale Bóg tak ich stworzył, że razem mogą się cudownie dopełniać pod względem fizycznym, psychicznym i duchowym, a w tym trudzie wzajemnego dopasowania tworzy się przestrzeń dla wyrażania sobie wzajemnej miłości. - Trzeba zatem - powiedział dr Pulikowski - aby mąż i żona świadomym wysiłkiem przekraczali uwarunkowania swej płci; mężczyzna, choć z natury kierujący się rozumem i logiką, powinien być dla kobiety czuły i opiekuńczy, wrażliwy na jej wymiar emocjonalny. Co więcej, musi to robić profesjonalnie; jeśli przystępuje do prawienia żonie komplementów, to musi brać pod uwagę jej prawdziwe potrzeby. Żadnej kobiety nie jest w stanie uszczęśliwić pochwała typu: „Jesteś duża i silna”.
3. Niedocenianie siebie nawzajem. Żona potrzebuje czuć się tak, jakby była „noszona na rękach”; mąż chce być podziwiany za swoją mądrość, rozsądek, przedsiębiorczość. Bardzo ważne jest również dla niego to, czy żona radośnie zgadza się na pożycie małżeńskie. - Nikt nie ucieka z małżeństwa, jeśli te warunki są spełnione - powiedział Prelegent.
4. Teściowie. Nawet nieżyjąca teściowa potrafi rozbić małżeństwo! Nawiązując do tytułu jednej ze swoich książek, dr Pulikowski poradził: - Nie możesz polubić teściowej? To pokochaj ją! - w tym sensie, że nie zamykając oczu na jej prawdziwe czy urojone wady, będziesz jej dobrze życzył, spiesząc z pomocą, kiedy będzie to konieczne. Pamiętaj przy tym, że gdyby nie teściowie, nie byłoby twego męża/twojej żony. Z jednej strony zawierając małżeństwo, trzeba „opuścić” swoich rodziców; z drugiej - nie wolno przeszkadzać małżonkowi w wypełnianiu IV przykazania Bożego.
5. Totalna nieumiejętność komunikowania się. Celem komunikacji jest jedność, wzajemne zrozumienie. Inaczej niż w świecie, gdzie wiedzy o zasadach komunikacji używa się do zmanipulowania drugiego człowieka: klienta, wyborcy...
Łańcuch komunikacyjny (nadawca - przekaz - odbiorca) zawiera mnóstwo „słabych ogniw” - okazji do nieporozumień. Prelegent wymienił podstawowe błędy popełniane w tym względzie przez małżonków.
Na poziomie intencji. Oto jedna z najczęstszych pułapek, szczególnie w małżeństwach z dłuższym stażem: „Nie kończ. Dobrze wiem, co chcesz powiedzieć, żeby mi dokuczyć” - mówi żona do męża (lub odwrotnie), nie pozwalając na sprecyzowanie myśli.
Inny częsty błąd to postawa: „Jeśli mnie kocha, to powinien się domyślić, czego oczekuję”. Tak rodzi się - niekiedy wieloletnie - cierpiętnictwo, a druga strona nawet nie domyśla się, że coś jest nie tak.
- W zakresie przekazu - podkreślił dr Pulikowski - wrogiem skutecznej komunikacji jest nadmierna gadatliwość, przesadna kwiecistość wypowiedzi, nadużywanie ozdobników, „wchodzenie w nie swoje role”. Zamiast tego, warto wysławiać się w sposób jasny, prosty i zwięzły.
Na poziomie odbioru najważniejszą umiejętnością jest życzliwa interpretacja. Zakładamy, że w nadawcy nie ma złej woli; w przeciwnym wypadku rodzi się pełne podejrzliwości „piekło komunikacyjne”. Niezwykle ważną rolę odgrywa też empatia - umiejętność życzliwego czytania „między wierszami”, o co tak naprawdę chodzi nadawcy. Często też, zamiast oburzać się, warto starannie analizować to, co zabolało nas w usłyszanych słowach. Mogą one być niesprawiedliwe, płynąć ze złej woli, ale może to być również bolesna prawda o problemie tkwiącym w nas samych.
Dr Pulikowski wymienił wiele innych błędów z małżeńskiego „podwórka”; prostych, a jednocześnie zdolnych rozsadzić je doszczętnie. Należy do nich ciągłe wypominanie drugiej stronie win z przeszłości, często sprzed wielu lat. Jest rzeczą oczywistą, że przy dłuższym stażu małżeńskim - i przy złej woli - każdy z małżonków dysponuje całym arsenałem „haków” na drugą „połówkę”. Równie destruktywne są argumenty typu: „Nie ma się co dziwić. Masz to po ojcu/matce”. Powszechny błąd to używanie w uniesieniu słów „Bo ty zawsze...”, „Bo ty nigdy...” - nieprawdziwych i krzywdzących w niemal każdym przypadku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Trzeba zaczynać od siebie
Nie da się naprawić małżeństwa przez wymuszanie zmian na współmałżonku. Niezależnie od subiektywnego poczucia krzywdy, naprawę trzeba zaczynać od siebie. Dla chrześcijanina nie ma innej drogi. Dojrzałość małżeńska wyraża się zatem w pytaniu: „Co mogę zrobić, aby było ci lepiej ze mną?”. Pytanie to zawsze jako pierwsza zadaje strona bardziej dojrzała. I tu jednak jest granica ustępstw: nie można ratować małżeństwa, przystając na oczekiwania małżonka z gruntu złe pod względem moralnym. Warto natomiast ustępować w sprawach, które po głębszym zastanowieniu okazują się drugorzędne.
Wychowanie dzieci - najważniejsza kariera rodziców
Kilka słów Prelegent poświęcił też komunikacji na linii rodzice-dzieci. Dzieje się tu wiele niepokojących rzeczy. Dzieci - na życzenie wiecznie zapracowanych rodziców - są „wykradane” z rodzin przez telewizję, komputery, rówieśników, które stają się najwyższymi autorytetami. - Trzeba umieć „stracić” czas dla dzieci - podkreślił dr Pulikowski - i nie mieć poczucia, że jest to czas stracony. Owocne ojcostwo i macierzyństwo może stać się najbardziej fascynującą karierą naszego życia. Cokolwiek by się działo, rodzice powinni codziennie znajdować choć trochę czasu dla każdego dziecka. Zwiększa się wtedy szansa na to, że mimo fali buntu w wieku dojrzewania pozostaną najważniejszym autorytetem, mocniejszym od oszustów, nachalnie wmawiających, że droga do szczęścia prowadzi przez alkohol, seks, narkotyki, pieniądze i brak zasad moralnych.
Kończąc swe wystąpienie, dr Pulikowski podziękował za to, że - jak to wyraził - „czuł się słuchany z uwagą”. Trudno się temu dziwić, skoro każdy z uczestników spotkania usłyszał dłuższą lub krótszą historię swoich własnych, prywatnych komunikacyjnych zwycięstw i klęsk.