za miłość Boga jest zjawiskiem rozpowszechnionym.
Ta złośliwa choroba dotyka wielu ludzi, którzy tym samym uzurpują sobie prawo do bycia Chrystusowymi. Na szczęście jest jeszcze mnóstwo ludzi, którzy pamiętają o tym, że nasz Bóg jest Sercem. Są ciągle ci, którzy potrafią dostrzec Jego miłość i na każdym kroku okazują za ten wielki dar wdzięczność. To czciciele Bożego Serca. Gromadzą się licznie na nabożeństwach czerwcowych, klękają przy konfesjonale w pierwsze piątki miesiąca, trzymają straż przy Bożym Sercu i wynagradzają za oziębłość, a nieraz szyderstwa, jakimi dotykają do żywego Serce Boże inne wyziębione ludzkie serca.
Wynagradzać - to słowo dziś zdaje się trochę zapomniane, zakurzone, rzadziej słyszane. Niektórym wydaje się, że jakby z innej epoki. Poniekąd wynagradzanie Bożemu Sercu to zadanie trochę karkołomne. Człowiek, który pragnie wynagradzać, zdaje sobie bowiem sprawę, że to niemożliwe - skończonemu stworzeniu odpłacić do końca za nieskończoną miłość Stwórcy i Odkupiciela. A mimo to że ludzka nagroda ma się nijak do zasług Zbawiciela, On jej pragnie. To też oznaka miłości.
W wynagradzaniu Bożemu Sercu chodzi również o wciąż nowe rany, które się na Nim pojawiają. Trzeba Je po pierwsze dostrzec, wyobrazić sobie, jak bolą i posłużyć przy Ich opatrzeniu. Czciciel Bożego Serca to taki kardiochirurg Bożego Serca. Swoją posługę pełni przede wszystkim z miłości do Boga, ale także z miłości do braci, za których oziębłość chce wynagrodzić. Jest więc w tym słowie pewien element powszechnej solidarności. Solidarności nie z tego świata.
Pomóż w rozwoju naszego portalu