Ojciec Święty Jan Paweł II, uwrażliwiając świat na ludzką biedę, tak często mówił o miłosierdziu. W języku polskim pojęcie to oznacza dobroć, wczucie się w sytuację drugiego człowieka i okazanie mu pomocy.
Janusz Korczak, człowiek niesłychanie dobry i wrażliwy, napisał kiedyś, że „miłosierny to taki, który ma wyobraźnię i rozumie, jak jest drugiemu człowiekowi - umie odczuć, co drugi czuje”.
Owszem, wyobraźnia jest warunkiem koniecznym dla okazania miłosierdzia, aczkolwiek nie musi tego wywoływać w sposób automatyczny, bo przecież są ludzie, którym wyobraźnia nie przeszkadza czynić źle i rozkoszować się czyimś nieszczęściem bądź zwykłym pechem.
Taki właśnie zwykły pech przytrafił mi się w święto 3 maja w Hodyszewie, nieopodal sanktuarium maryjnego, które odwiedzam co roku tego dnia. Otóż, wkładając do bagażnika samochodu pojemnik z wodą zaczerpniętą z tamtejszego źródełka, przez nieuwagę pozostawiłem w środku kluczyki od pojazdu. Aby otworzyć auto, miałem dwie możliwości - manipulować przy zamku bagażnika i dostać się doń na siłę, co mogło skończyć się fatalnie dla zamka, albo rozejrzeć się za jakąś „okazją” i jechać po kluczyki zapasowe do oddalonego o 35 km Bielska. Wybrałem tę drugą możliwość, licząc na ludzką życzliwość.
„Nie, nie! Nie mogę …”, „Spieszy mi się, a zresztą to nie w tym kierunku”, „Za daleko…” - kręcili głowami kierowcy, których prosiłem po wyjściu z kościoła. Ostatni z nich - z tuzina, co najmniej - odpowiedział wręcz obcesowo: „Jak jesteś fajtłapą, to zasuwaj pieszo!”.
Całe szczęście, że był Ktoś, kto czuwał i przysłał mi wybawiciela. Okazał się nim Andrzej Jankowski, 33-letni rolnik z pobliskiej wsi Kiewłaki. Bez namysłu odpowiedział: „Nie ma sprawy, jedziemy”.
Mój wybawca nie zastanawiał się nad straconym czasem, choć czekał na niego jeszcze południowy obrządek w gospodarstwie, nie przeliczał straconych litrów paliwa. Pomógł i nie chciał słyszeć o jakiejkolwiek zapłacie. Pomógł, bo tak trzeba. Bo tak każe chrześcijańska powinność, która od lat stanowi w jego rodzinie swoisty kodeks - stawiany na równi z modlitwą Ojcze nasz.
W ewangelicznych przypowieściach Chrystusa wiele jest przykładów ratowania człowieka w potrzebie - owego poczucia ludzkiej solidarności. Nasz Pan doskonale wiedział, jaka jest naprawdę natura człowieka, jak jest on ograniczony i słaby. I dlatego wielokrotnie i na różne sposoby wyrażał optymistyczną wiarę oraz ufność w przyrodzoną możliwość obudzenia wielkoduszności i dobroci człowieczej. Przypowieść o dobrym Samarytaninie, śladami którego poszedł pan Andrzej, jest tego najlepszym przykładem. I budzi nadzieję...
Pomóż w rozwoju naszego portalu