- Czy już północ, Józefie?
- Jeszcze nie. Spójrz na niebo. Do północy jeszcze daleko.
Znów miarowe człapanie kopyt osiołka po rozmiękłej ziemi
i jego ciężkie westchnienia. Przed sobą widziała silną postać Józefa
trzymającego uzdę, a dalej mglistą ciemność. Podniosła głowę, szukając
znajomych gwiazd, ale zobaczyła tylko kłęby szaroburych chmur. "Skąd
on wie, jaka to pora nocy? - pomyślała - przecież nic nie widać".
Na pierwszy już raz zadziwiła ją jego niezwykła zaradność i intuicja.
Podczas całej tej ciężkiej podróży potrafił znajdować najlepsze i
wygodne miejsca na odpoczynek, z wilgotnych drewienek rozpalić ogień,
nawet w deszczu wysuszyć chusty, którymi ją okrywał, by nie przemarzła. "
Jaki on dobry, mądry i silny" - pomyślała. Poczuła ogarniającą falę
wdzięczności i czułości. "Za wszystko, co dla mnie uczynił, chyba
nigdy nie zdołam mu odpłacić".
- Józefie?
- Chcesz może odpocząć?
- Nie. Chciałabym tylko powiedzieć...
- Co takiego?
- Dziękuję ci za wszystko, Józefie. Za twoją dobroć i
za każdy nas wspólny dzień.
Uśmiechnął się, a jego czarne oczy zabłyszczały w ciemności.
- Bądź spokojna, Miriam i ufaj Bogu - wyszeptał - a ja
zrobię, co będę mógł.
Nie była jednak spokojna. Ta noc, choć nie pierwsza w
podróży, zdawała się inna niż poprzednie. Nie tylko dlatego, że zbliżali
się już do końca, i nie tylko dlatego, że nie zatrzymali się jeszcze
na odpoczynek. "Na pewno coś się wydarzy, zanim nadejdzie świt" -
myślała.
Znów zaczął siąpić deszcz. Zimna mżawka przenikała ubranie,
ciało i mroziła kości. Czuła, że osiołek drży pomimo zmęczenia. Zacierała
zmarznięte dłonie i na próżno starała rozgrzać oddechem zesztywniałe
palce. "W co owinę Dzieciątko, gdy przyjdzie w taką noc? Jak ochronię
Je przed chłodem - martwiła się. - Józef. On wie. On potrafi. Józef"
.
Przez ostatnie miesiące żyła jak we śnie. Przypominała
sobie przedziwną wizytę Zwiastuna Nadziei i jego słowa, które napełniły
ją radością i oczekiwaniem. Podczas pobytu u ciotki Elżbiety wiedziała
już na pewno, że Słowo stanie się Ciałem, i że naprawdę została wybrana.
Potem ślub z Józefem i wesele. Tego wieczoru, gdy wprowadził ją do
swego domu jako żonę, obiecał jej opiekę i przyjaźń.
- Będziesz przy mnie bezpieczna i szczęśliwa, Ty i Dzieciątko.
Możesz mi zaufać, Miriam - powiedział wtedy, a ona widziała w jego
pięknych oczach uśmiech i łzy wzruszenia.
"Jestem bezpieczna. Jestem szczęśliwa - myślała. - Skąd
więc ten niepokój, skąd bierze się ta dzisiejsza troska o to, o co
nie powinnam się troszczyć? Jest przy mnie Bóg. I jest Józef. A może,
może to dziś, tej nocy?...".
- Czy już północ, Józefie?
- Jeszcze nie. Do północy zostało sporo czasu. Jak się
czujesz, miła?
- Przed świtem chyba będzie już z nami mój Syn. Boży
Syn. To Dziecko...
Spojrzał na nią z troską i niepokojem. Popędził zmęczonego
osiołka, ale zarazem podpierał go, pomagając mu iść.
"Kim On będzie, ten mój Syn? - zastanawiała się. - Jaki
On będzie? Czy zdarzy się cud, czy będzie dany jakiś znak? A może
zstąpi z niebios i otoczy Go, Przychodzącego, wielka jasność i chwała?
To Boży Syn. Czemu jest więc tak zwyczajnie, tak boleśnie, dlaczego
w trosce, zmęczeniu i chłodzie?".
Zacisnęła ciaśniej wilgotną chustę i objęła rękoma, bo
zdawało się jej, że Mający Przyjść również kuli się i drży z zimna.
Znów wsłuchiwała się w miarowe człapanie osiołka po rozmiękłej ziemi,
w jego ciężki oddech i westchnienia. Tuż przed sobą widziała silną
postać Józefa trzymającego uzdę, a dalej...
- Tam w górze, nad chmurami, cóż to za gwiazda, Józefie?
- Nie znam jej. To jakaś dziwna gwiazda. Ale to ona właśnie
rozświetla nam drogę. Już blisko do Bejt Lehem, Miriam!
Człapanie osiołka stało się raźniejsze i szybsze, jakby
przeczuwał rychły odpoczynek, stajnię i żłób.
Cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu