Ognisko, które rozpalił Józef u wejścia groty, dymiło i nie
dawało wiele ciepła. W migotliwym półmroku widać było schylonego
nad żłobem osiołka, a dalej, pod ścianą, skuloną postać śpiącej Miriam,
która przez sen przytulała do siebie owinięte w chustę Dzieciątko.
Józef wstał powoli, z trudem prostując obolałe plecy.
Poprawił schnącą na żerdziach wilgotną odzież i podrzucił wiązkę
drewienek do ogniska. Czuł się bardzo zmęczony, ale nie mógł zasnąć
tej nocy. Wyszedł na zewnątrz i spojrzał na blednące od wschodu niebo,
z którego zaczynały znikać pierwsze gwiazdy. Ta największa i najjaśniejsza,
która objawiła się im podczas ostatniej godziny podróży i rozświetliła
drogę do Bejt Lehem, była jeszcze dobrze widoczna. "Ta nowa gwiazda,
to gwiazda mojego Syna" - pomyślał.
Dzieciątko wyglądało tak, jak wszystkie nowo narodzone
dzieci. Okrągła główka z ciemnym meszkiem włosków, różowa buzia i
wielkie szare oczy, które za parę dni na pewno staną się tak czarne,
jak jego własne.
Gdy Miriam pokazała mu Syna, nie potrafił ukryć wzruszenia.
Dotknął delikatnie maleńkiej dłoni, a paluszki Dziecka zacisnęły
się mocno wokół jego palca. "Mój Syn - pomyślał - Boży Syn".
- Jaki On śliczny, prawda Józefie? - powiedziała Miriam
- To najpiękniejsze Dziecko na ziemi. Nazwiemy Go...
- Nazwiemy Go Jeszua ben Josef - powiedział Józef. -
On jest teraz także i moim Synem. Gdy dorośnie, powiemy Mu, kim jest
naprawdę Jego Ojciec i...
- Ależ Józefie! On od samego początku będzie wiedział.
On na pewno już wie. A ty...
- Cóż więc ja?
- Ty będziesz Mu ojcem tu, na ziemi.
Pochyliła się nad niemowlęciem, szepcząc ciche, pełne
czułości słowa, a Józef zamyślony patrzył na oboje. "O, Adonaj! -
modlił się. - Szczęście splotłeś z rozpaczą, radość z cierpieniem,
a spokój z trwogą. Jakże uchronię mojego Syna od rozpaczy, bólu i
trwogi? Jestem prostym człowiekiem. I tylko ręce moje nawykły pracować,
Panie".
Chwilę potem przyszli pasterze, dzikie postacie odziane
w kozie i baranie skóry, o zmierzwionych brodach i włosach. Józef
zagrodził im wejście, ale najstarszy z nich, starzec o ogorzałej
i pomarszczonej twarzy podał mu ciężką zwiniętą płachtę, mówiąc:
- Chcemy widzieć Dziecię. Przynieśliśmy Mu dary. To chleb
i ser. W Bejt Lehem, w Domu Chleba, nikt nie powinien być głodny.
Wpuść nas.
Józef odwrócił głowę i spojrzał na Miriam, a Ona skinęła
z przyzwoleniem głową. Odsunął się więc, a oni wchodzili, pochylając
głowy i klękali naprzeciw Miriam unoszącej krzywiące się od światła
pochodni i mrużące oczy Dziecko.
Stary podszedł najbliżej. Długą chwilę wpatrywał się
w twarzyczkę Dziecka i zapytał:
- Jakie jest Jego imię?
- Jeszua - odpowiedział Józef - Jeszua ben Josef.
- Jeszua - powtórzył cicho stary - Jeszua ben Elohim,
Syn Boży.
Ta nowa gwiazda mówi - szeptał, zwracając się do Józefa
- że narodziło się Dziecko, które przyniesie pokój. Jego posłańcy
kazali nam przyjść z pokłonem.
"Ziemia będzie własnością potomków Jego sług, i zamieszkają
w niej ci, którzy miłują imię Jego". Mesjasz jest tu.
Odeszli. Cisza. Zmęczona Miriam ułożyła Dziecko w żłobie
wymoszczonym sianem i owinęła Je w chustę. Sama położyła się obok
na posłaniu, które przygotował Jej Józef. Zasnęła.
Józef patrzył z miłością i troską na Miriam i Syna: "
Panie, Boże Wszechświata! - szeptał - przecież cały świat Go rozpozna,
jak rozpoznali ci pasterze! Jakże więc ustrzegę Twego Syna, co mam
czynić? On przecież jest tylko Dzieckiem".
Cisza. Cisza tak wielka, jakby przed świtem usnął cały
świat. "To była święta noc - pomyślał Józef - pełna gwiazd i dziwnych
zdarzeń".
Cisza. Nawet osiołek przestał chrupać siano i zasnął.
Józef podrzucił wiązkę drewienek do ognia i wyszedł na
zewnątrz. Podniósł głowę i spoglądał na różowiejące od wschodu niebo,
z którego znikły już wszystkie gwiazdy. Deszcz ustał, a łagodny wiatr
niósł ze sobą suche i wonne powietrze. "Zapowiada się piękny dzień"
- pomyślał i uśmiechnął się do wschodzącego słońca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu