Zacinający deszcz, palące słońce, dokuczliwe podmuchy lodowatego wiatru - zmieniające się pory roku, upływające lata, dekady, dziejowe wydarzenia: koniec tysiąclecia, biskupstwo w Świdnicy - i pochylona sylwetka szybko idącego człowieka przemierzającego stałą trasę na ukos przez pl. Jan Pawła II z pracowni do katedry i z powrotem. Wielokrotnie w ciągu dnia - ale nie tylko, by się pomodlić, oddać zadumie w tym niepowtarzalnym wnętrzu. Częściej, by to inni mogli się modlić, by inni mogli dostrzec świetność i rangę swego kościoła trwającego niezmiennie w zmieniającym się krajobrazie miasta. Ciągle w ruchu, zawsze w pobliżu prowadzonych w kościele prac, ze zwojami rysunków pod pachą, by sprawdzić dopilnować, by wszystko było jak należy, właściwie wykonane, zgodnie ze sztuką. To inżynier architekt Zdzisław Deutschmann od wielu lat prowadzący i dozorujący remonty - niekiedy bardzo trudne - przy świdnickiej świątyni.
Marek Stadnicki: - W nowym roku czas na nowe plany, nowe zamierzenia. Chciałbym, byśmy jednak podsumowali ostatnie lata, kiedy to przeprowadzono wiele, jakże ważnych dla świdnickiej katedry prac podnoszących jej świetność. Zacytuję fragment chyba najnowszej - będącej jeszcze w rękopisie monografii katedry w Świdnicy - traktujący o randze wykonywanych robót: „(...) najważniejsze etapy, dla podniesienia świetności świątyni przypadają na pierwszą połowę XIV wieku, gdy proboszczem został Otton von Donyn (...) XIX wiek - do roku 1897, kiedy posługę kapłańską pełnił Hugo Simon (...) i od lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, gdy prace przywracające należną rangę bazylice rozpoczął ks. proboszcz Jan Bagiński”. Sądzę, że zacytowany fragment dobrze oddaje rangę prowadzonych w ostatnich latach prac przy kościele farnym i wreszcie przy katedrze świdnickiej.
Zdzisław Deutschmann: - Tak. Murator i architekt pierwszej „fabrici ecclesii” prowadząc prace w średniowieczu, położył podwaliny pod obecną świetność naszej katedry, którą po wielowiekowych, dziejowych zawirowaniach pieczołowicie przywracał dla Kościoła proboszcz Simon. Lata powojenne to czasy, w których pomimo, że starano się za wszelką cenę wykorzenić wiarę, w kościele w miarę możliwości prowadzono niezbędne prace. Dopiero pewna perspektywa zmian była tym, co zapoczątkowało właściwe podejście do zabytku tej rangi, jakim jest świdnicka świątynia. W latach dziewięćdziesiątych rozpoczęto prace zabezpieczające przy skarpie, wzmocniono otaczający ją mur. Ks. prał. Jan Bagiński rozpoczął starania o wykonanie nowej więźby dachowej. Później rozpoczęto prace na dachach nawy, gdzie etapowo wymieniono dachówkę, na oktogonie wieży, gdzie wzmacniano kamienne fiale ponad kamiennymi figurami, a także samą konstrukcję. Jak trudne były to działania poznać mogliśmy na wystawie zdjęć i dokumentacji prezentowanych w katedrze czy Muzeum Kupiectwa, na których przedstawiono stan zniszczeń po obfitych opadach deszczu w 1997 r., czy też z prac konserwatorskich prowadzonych w nawach północnej czy południowej.
- Prace w katedrze prowadzone były niejako wieloetapowo: często prócz konserwacji dzieł sztuki równolegle prowadzono roboty remontowe i rzemieślnicze. Jak to wszystko było możliwe i jak to się udawało, by nie zakłócać normalnego funkcjonowania świątyni?
- Dużo zależało od fachowego podejścia pracujących ekip, które przecież nie po raz pierwszy pracowały we wnętrzach kościołów - korzystaliśmy z najlepszych sprawdzonych fachowców - nie byli to więc nowicjusze. Do tego dochodziła sprawa organizacji prac, pewnego rozłożenia i etapowości, i właściwego podejścia do specyfiki wnętrza świątyni. Myślę, że z czasem zaplanowane roboty zaczęły postępować dużo sprawniej, pracujący tu ludzie dopasowali się do pewnego rytmu organizującego wnętrze świątynne. Stąd prace konserwatorskie prowadzone w kruchcie, będącej przecież przedsionkiem, wejściem do świątyni, nie utrudniały aż tak dostępu wiernym. Roboty prowadzono również w kaplicach bocznych, gdzie odkryto gotyckie malowidła i to też było pewnym sprawdzianem dla konserwatorów. Musiano realizować nakreślone zadania, a jednocześnie zabezpieczyć dla przyszłych pokoleń średniowieczne freski. A że doskonale się to udało, można samemu naocznie sprawdzić. O dużych umiejętnościach konserwatorów świadczą przywrócone do stanu świetności portale od strony fasady - łącznie z zespołem rzeźb Apostołów i patronów katedry na konsolach, a także ciekawy ikonograficznie portal północny zwany Portalem Oblubienicy. Odrestaurowano także epitafia - nie można było pozostawić takich „pamiątek” ze sczerniałego piaskowca na odrestaurowanym licu fasady. Obecnie - jak to wszyscy zwiedzający mówią - świdnicka katedra stała się wyróżnikiem miasta - i o dziwo często taką opinię wyrażają ludzie całkiem innych wyznań i z innych obszarów kulturowych, szczerze wyznając, iż zazdroszczą nam takiej wyjątkowej „perły architektury”.
Długo by jednak o tym mówić. Myślę, że wiele na ten temat już napisano, wiele pokazano. Zresztą dokonanie tego wszystkiego wymagało współpracy wielu osób, a przede wszystkim konsekwentnego realizowania zamierzeń ks. prał. Jana Bagińskiego. Myślę, że jeszcze dużo pracy przed nami wszystkimi, przed całą społecznością diecezji świdnickiej, i sądzę, że wszystkie zaplanowane zamierzenia uda się zrealizować dla przyszłych pokoleń.
Pomóż w rozwoju naszego portalu