Na przełomie XVII i XVIII w. wstrząsnęły Koroną Polską i Litwą
wydarzenia wielkiej wojny północnej. Na Litwie zatargi i walki między
dwoma potężnymi rodami magnackimi - Sapiehami i Wiśniowieckimi -
rozbiły szlachtę na dwa wrogie, zawzięcie zwalczające się obozy.
Miarę zamętu i nieszczęść dopełniło wmieszanie się państw ościennych
w wewnętrzne sprawy Polski. Przemarsze, postoje, rekwizycje wojsk
saskich, szwedzkich, rosyjskich i konfederackich pustoszyły kraj.
Terenem, na którym działania wojenne doszły do największego napięcia
były okolice Wilna i Pińska. Losy mieszkańców tych ziem dzieliły
kolegia jezuickie. Jednym z nich było Kolegium w Pińsku. Rektorem
tegoż kolegium od stycznia 1702 r. był Marcin Godebski, człowiek
nieugiętego charakteru, wielkiej wiedzy i dobry administrator. Gdy
niebezpieczeństwa zagrażały kolegium z powodu nadchodzących w okolice
Pińska wojsk, Godebski popadł w pewnego rodzaju rozterkę duchową
i rozważał, jakimi sposobami uchronić kolegium i zakonników od nieszczęścia,
które bardzo szybko się zbliżało. Jednak trudno było coś postanowić
w sytuacji rozbicia społeczeństwa na różne stronnictwa i obozy. W
tej beznadziejnej sytuacji Godebski szukał natchnienia w modlitwie.
Modlitwy rektora sprawiły, że sam Bóg przyszedł mu z
pomocą. Kiedy po modlitwach wieczornych w niedzielę 16 kwietnia 1702
r. Godebski ułożył się na spoczynek - ukazał mu się nocą nieznany
jezuita, z którego miłej i pociągającej twarzy biła jakby nieziemska
jasność. Uczynił on najpierw Godebskiemu wyrzut, że szuka protektorów
tam, gdzie ich znaleźć nie może i zapowiedział, iż on sam, Andrzej
Bobola, zamordowany przez Kozaków, otoczy kolegium opieką pod warunkiem,
że rektor poleci odszukać jego ciało, pochowane we wspólnej krypcie
pod kościołem i umieści je oddzielnie od innych. Po tych słowach
Męczennik znikł. Godebski zerwał się natychmiast z posłania i pośpieszył
z wiadomością do ojca duchownego kolegium Jerzego Krupowicza. Obydwaj
postanowili wszcząć nazajutrz poszukiwania ciała Andrzeja Boboli.
Wieść o jego ukazaniu się rektorowi kolegium pińskiego szybko obiegła
całe miasto. Z rana polecił Godebski bratu Wawrzyńcowi Kosmanowi,
by z pomocą służby kościelnej przystąpił bezzwłocznie do poszukiwań
trumny Boboli. Natknięto się jednak na ogromne trudności. Okazało
się bowiem, że wskutek burzliwych dziejów kolegium i ustawicznych
przesunięć personalnych nie było na miejscu nikogo z uczestników
pogrzebu Boboli. Nikt też nie pamiętał daty jego śmierci, ani miejsca
złożenia trumny. Wszak już 45 lat spoczywały święte relikwie w zapomnieniu
w podziemiach kościelnych. Poszukiwania w archiwum przez Rektora
też nie dały pozytywnego rezultatu, gdyż stara księga urzędowa, w
której spisano nekrolog Andrzeja Boboli, katalog osób oraz historia
kolegium znajdowały się już w archiwum prowincji, w domu profesów
przy kościele św. Kazimierza w Wilnie.
Poszukiwania w krypcie zawalonej stosami trumien, prowadzono
zupełnie bez planu, bo nie posiadano spisu pochowanych. Bezowocność
dwudniowych poszukiwań wprawiła rektora i zakonników w zakłopotanie,
z którego wybawił ich dopiero mieszczanin piński Józef Antoni Szczerbicki,
przynosząc wieczorem 18 kwietnia znalezioną przez siebie kartę z
nazwiskami pochowanych pod kościołem, na której zanotowano: "O. Andrzej
Bobola okrutnie zamordowany w Janowie 16 maja 1657 r. przez niegodziwych
Kozaków: poddany wielu mękom, w końcu odarty ze skóry, pochowany
przed wielkim ołtarzem". W ten sposób dowiedziano się o dniu śmierci
i miejscu złożenia trumny Boboli. Zakrystian świecki - Prokop Łukaszewicz
zeznał w 1719 r. pod przysięgą, że w nocy z 18 na 19 kwietnia 1702
r. ukazał mu się w czasie snu Bobola i powiedział: "Ciało moje znajduje
się w ziemi, w rogu piwnicy, po lewej stronie, tam szukajcie, a znajdziecie"
. W środę (19 kwietnia) przystąpiono znowu pod osobistym kierunkiem
Godebskiego do energicznych poszukiwań w miejscu wskazanym na wspomnianej
karcie. Po trzech godzinach odkryto wreszcie trumnę. Leżała na wskazanym
miejscu, wkopana w ziemię, z której widoczne było tylko wieko, a
na nim krzyż i napis: "O. Andrzej Robola TJ umęczony i zabity przez
Kozaków". Radość z odnalezienia trumny Boboli szybko przeszła w wielkie
zdumienie, gdy po zdjęciu wieka obecni zobaczyli, że ciało Męczennika
jest zupełnie dobrze zachowane, bez oznak rozkładu i woni właściwej
trupom. Ciało zachowało tak świeży wygląd, jakby nie 45 lat temu,
ale wczoraj było pochowane. Wyraźne były ślady tortur, rany rumieniły
się, jakby od świeżej, choć skrzepłej krwi. Ciało dokładnie oczyszczono,
owinięto w nowe prześcieradło, okryto suknią i czarnym ornatem z
adamaszku i przełożono do nowej trumny, którą umieszczono na rusztowaniu
w środku krypty naprzeciw okna.
Wiadomość o odnalezieniu ciała Boboli, zachowanego od
rozkładu, pomimo że przez 45 lat spoczywało wśród rozkładających
się trupów rozeszła się szybko po okolicy. Tak rozpoczął się kult
Męczennika. Mieszczanie Pińska i Janowa oraz okoliczna ludność wiejska
przypomniała sobie szybko swego uwielbianego Apostoła i poczuła tłumnie
gromadzić się przy okienku krypty, gdzie ciało, złożone do nowej
trumny, spoczywało na podwyższeniu.
Wkrótce potem wielka liczba ludzi rozmaitych grup społeczeństwa
zaczęła przybywać do Pińska, aby się przekonać naocznie o tym cudzie.
Klękali, modlili się przed ciałem Męczennika i prosili go o ratunek
w tych tragicznych czasach. Ojciec Andrzej Bobola nie pozostał głuchym
na wołania swych czcicieli, ale wiernie począł wypełniać obietnicę
daną Godebskiemu. Jezuici pińscy powierzyli swe losy Męczennikowi
i wnet doznali jego opieki. Rosyjski dowódca pułków riazańskiego,
azowskiego i nowogrodzkiego po zajęciu Pińska wystawił rektorowi,
z własnej inicjatywy, dyplom chroniący kolegium pińskie i jego majątki
od postojów i rekwizycji wojskowych. Tak samo postąpili później inni
dowódcy rosyjscy. Odczytano te decyzje jako łaskę i przypisano je
wstawiennictwu Męczennika. A potem, gdy epidemia pochłonęła wiele
ofiar na terenach Rzeczypospolitej, a Pińszczyznę nieszczęście całkowicie
ominęło, kult Męczennika rozszerzał się i utrwalał wśród ludu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu