Drzazga i belka
Nie trzeba chyba przypominać nikomu Jezusowej przypowieści
o drzazdze i belce. Rzeczywiście - bywa tak nieraz, że zwracamy wielką
uwagę na jakieś drobnostki, jesteśmy gotowi gorszyć się, widząc jakieś
niewielkie niedoskonałości u innych; chcemy upominać innych za ich
drobne przewinienia, a nie dostrzegamy, że sami może o wiele bardziej
potrzebujemy pouczenia, czy zwrócenia uwagi. "Przecedzamy komara,
a połykamy wielbłąda" (por. Mt 23, 23) - posługując się słowami wziętymi
z innej wypowiedzi Chrystusa. Oczywiście - nie chodzi o to, by pobłażać
nawet drobnym uchybieniom, ale raczej o to, by "nie robić burzy w
szklance wody" - jak mówi przysłowie.
Chciałbym jednak popatrzeć na tę sprawę "od drugiej strony"
. Bywa niestety nieraz i tak, że faktycznie trzeba komuś zwrócić
uwagę, pouczyć, napomnieć. Pamiętamy bowiem, że braterskie napomnienie
jest obowiązkiem sumienia chrześcijańskiego, a pośród katechizmowych "
uczynków miłosiernych, co do duszy" znajdujemy właśnie: napominać
grzeszących, nieumiejętnych pouczać. Dlaczego napisałem "niestety"?
Bo - niestety - bywa, że zupełnie słusznie zwracając uwagę, spotykamy
się z reakcją typu: nie pouczaj mnie, sam nie jesteś ideałem, popatrz
na siebie. I stajemy wobec dylematu: upominać, pouczać, zwracać uwagę
- czy raczej szukać belki we własnym oku, nie zatrzymując się na
drzazdze w oku brata? Odpowiedź nie jest prosta...
Idealnie byłoby być kimś doskonałym; wtedy moglibyśmy zwracać
uwagę, nie obawiając się wspomnianej wcześniej reakcji. Znowu - niestety;
niestety - jesteśmy tylko ludźmi. Ludźmi słabymi, skłonnymi do grzechu,
uwikłanymi w grzeszne nieraz problemy codzienności. Co wtedy? Jak
być wiernym słowom Jezusa o belce i drzazdze, a równocześnie pamiętać
o potrzebie napominania?
"Aurea mediocritas" - złoty środek. Nie wolno nam popadać
w skrajności. Nie mogę sobie mówić: wolę nie zwracać uwagi, wolę
udawać, że nie widzę zła - w końcu sam nie jestem doskonały. Poczekam
z napominaniem do czasu, aż sam będę bez zarzutu. Nie mogę też pouczać
wszystkich naokoło, nie patrząc na moje słabości, bo faktycznie moje
postępowanie będzie wyglądało na obłudę i faryzeizm raczej, niż na
braterską troskę. Moje pouczenia nie tylko nie odniosą skutku, ale
mogą doprowadzić do jeszcze większych problemów.
Wydaje się, że faktycznie trzeba znaleźć jakieś "pośrednie"
rozwiązanie. Nie mogę zamykać oczu na zło. Grzechu nie potępiać -
to jeden z tzw. grzechów cudzych - przyzwolenie na zło staje się
w pewien sposób udziałem w tym złu. Lecz zwracając uwagę, pouczając,
nie mogę tego robić w duchu wywyższania się, upokarzania osoby upominanej.
Chodzi o to, by moje pouczenie było prawdziwie braterskie. By wypływało
nie z chęci "dogryzienia" komuś - jak nieraz mówimy, ale z prawdziwej
troski. Nie możemy zwracać uwagi z pozycji "nieomylnej wyroczni",
sprawiedliwego sędziego. Pouczając, czy nauczając, musimy mieć świadomość,
że jest to właśnie braterska pomoc w drodze do domu Ojca. Mając świadomość
swojej słabości i grzeszności, będziemy potrafili umiejętnie napomnieć
bliźniego - w duchu pokornej pomocy, przysługi.
Osobną sprawą jest umiejętność przyjęcia napomnienia. Czy
nie bywa i tak, że chętnie upominamy innych, ale na zwróconą nam
uwagę reagujemy agresywnie? Może nawet nie zastanawiamy się nad jej
słusznością, ale bulwersujemy się samym faktem, że ktoś "ośmielił
się" nas pouczać.
Jakże trudno jest napominać, ale może wcale nie łatwiej
jest napomnienia przyjmować. Tymczasem są to niezbędne sytuacje w
naszym życiu. Bez pouczania, napominania, doskonalenia się nie możemy
osiągnąć naszego ostatecznego celu - zbawienia. Uczmy się tych bardzo
ważnych umiejętności - braterskiego napominania i pokornego przyjmowania
pouczeń.
Pomóż w rozwoju naszego portalu