Plantacje tytoniu przez pewien okres były poważnym źródłem dochodu
dla rolników gospodarujących na piaszczystych terenach. Ludzie zaczęli
budować nowe murowane domy naśladując w tym miasto. Nowe mieszkania
wyposażano w centralne ogrzewanie, czasem w łazienkę, najważniejszą
jednak widoczną zmianą była drewniana podłoga, która zastąpiła dotychczasową
glinianą polepę znajdującą się w większości mieszkań. Zmienił się
także wygląd zewnętrzny nowych domów. Budowano je najczęściej w formie
piętrowych klocków, naśladując w ten sposób miejskie blokowiska.
Architektura wsi straciła swój niepowtarzalny charakter, po prostu
stała się wyjątkowo brzydka. Dawne skromne domy z drewna, kryte słomianym
dachem miały swój styl i charakter. Często były to dachy dwuspadowe,
z dwoma ściętymi facjatkami, przypominało to dach kopertowy, ale
tylko od góry, bo ukośne pochylenie mniej więcej w połowie przechodziło
w pionową drewnianą facjatę. Narożniki zawsze pięknie ozdabiano specjalnym,
artystycznym słomianym zakończeniem. Nieodłącznym elementem, jakby
wizytówką był komin na dachu. Ściany drewnianych mieszkań zawsze
malowano wapnem z dodatkiem niebieskiego lakmusu, bogatsze rodziny
zakładały szalunek z heblowanych desek malowanych w kolorze ciemnego
orzecha. Okna ozdabiano drewnianymi ramami, niektórzy gospodarze
umieszczali ramy ręcznie rzeźbione. Drzwi zawsze musiały być solidne
i filunkowe z klamką ręcznej kowalskiej roboty. Domy kryte słomą
miały wiele zalet; nawet w największe upały były chłodne, gdyż słomiany
dach skutecznie chronił przed promieniami słońca. W zimie ta sama
słoma chroniła przed mrozem, poza tym wszystko zostało wykonane z
surowców naturalnych i dostępnych na danym terenie.
Na wsi trzeba dom samemu wybudować, opłacić podatki, zorganizować
ogrzewanie i o wszystko samemu się zatroszczyć. Trzeba też martwić
się o pogodę, bo od niej zależy dochód. Tak do końca rolnik nigdy
nie jest pewny swego. Jest jednak wolny, sam decyduje, kiedy wstać,
sam decyduje, kiedy rozpocząć lub zakończyć pracę, zdecyduje także
o swoim światopoglądzie. Ta wolność i niezależność rolników niejednokrotnie
denerwowała rządzących, którzy na gwałt z chłopa chcieli zrobić robotnika.
Polski chłop jednak obronił się przed tym płacąc wysoką cenę. Polska
wieś przez długie lata zachowała swoją wiarę, kulturę, obyczajowość,
umiłowanie ziemi i Polski. Odpływ ludzi młodych, zdolnych bardzo
ją jednak osłabił, w niektórych stronach wymarli starzy, a świadkami
dawnego piękna pozostały walące się puste domy lub kupa gruzu w środku
pola.
Lato tego roku było bardzo upalne i suche, plony marne,
dochód niewielki. Niektórzy rolnicy wiedzieli, że trzeba szukać ratunku
zaciągając pożyczki, bo nie da się normalnie przeżyć do następnych
zbiorów. Anteczek znany ze swego humoru był zrozpaczony. Żyto urosło
bardzo małe, a w kłosach prawie pusto, siana też zebrał niewiele,
jeszcze tylko nadzieja w ziemniakach, ale przy takiej suszy i one
nie urosną. Postanowił więc wszystko rzucić i jechać do Warszawy,
gdzie mieszkał jego szwagier. Szukał kupca na swoją gospodarkę i
zabudowania, chciał za otrzymane pieniądze coś kupić w stolicy. Żona
próbowała go powstrzymać tłumacząc, że trzeba najpierw pojechać i
zorientować się, czy jest szansa na kupno mieszkania i pracę. Zrozpaczony
chłop nie chciał o tym słyszeć i mówił: dałem sobie radę we Francji,
dam sobie też radę w Warszawie. Na szczęście nikt nie chciał kupić
jego gospodarki, a sprawa z wyjazdem trochę się przeciągnęła. Wrócił
mu humor i zdrowy rozsądek. Do szwagra w stolicy pojechał tylko z
żoną. Rodzina udostępniła im niewielki pokoik w bloku, do czasu,
gdy znajdą coś dla siebie. Kilka dni chodził po różnych zakładach
pracy i nic nie załatwił, bo wszędzie żądano zameldowania w Warszawie.
Nie znalazł też mieszkania, w tym czasie kupno choćby niewielkiego
pomieszczenia graniczyło z cudem. Nie tracił jednak nadziei i dalej
szukał. Idąc z rodziną Krakowskim Przedmieściem chwalił się, że sobie
wszystko załatwi, ponieważ ma tu wielu znajomych. Żona śmiejąc się
powiedziała, że zna tu tylko rodzinę szwagra i nikogo więcej. A właśnie,
że znam tu wielu ludzi i zaraz wam to udowodnię - rzekł Anteczek.
Jak nam to udowodnisz? Przecież ty tu nigdy wcześniej nie byłeś!
Chórem odpowiedzieli krewniacy. A zaraz zobaczycie. Ja pójdę przodem,
a wy kilka kroków za mną. Dam wam znać, gdy spotkam kogoś znajomego.
Prawą ręką pomacham wam za swoimi plecami i zobaczycie, że każdy
wskazany obejrzy się za mną. Jak powiedział, tak też zrobił. Wszyscy
wiedzieli, że to jakiś jego nowy kawał, bo przecież znany był jako
największy kpiarz we wsi, ale tutaj? Przeszli kilkadziesiąt kroków
i spostrzegli, że Anteczek rzeczywiście pomachał prawą ręką. Przystanęli,
aby zobaczyć co teraz się wydarzy. Przechodzący mężczyzna najpierw
jakoś dziwnie spojrzał na Anteczka, a potem kilka razy obejrzał się.
Następnie uczyniła to samo przechodząca kobieta i jeszcze inne osoby.
Żona podeszła do niego i powiedziała: dość tych żartów, przecież
wiemy, że nikogo tu nie znasz! Powiedz jak to zrobiłeś, że rzeczywiście
oglądali się za tobą? Chłopisko zrobiło tajemniczą minę, uśmiechnęło
się i powiedziało: "Ma się swoje sposoby". Przyciśnięty przez krewnych
do muru wyznał, że każdej z tych osób pokazał język.
Pobyt w Warszawie, poszukiwanie mieszkania i pracy skutecznie
wyleczyło Anteczka z ciągotów do miasta. Tym, którzy przymierzali
się do opuszczenia wioski, tłumaczył: tam tak ciasno, spać nie można,
bo przez całą noc ryczą tramwaje, wszędzie śmierdzi spalinami, a
ludzie mieszkają jak króliki w klatkach. Jak króliki? - pytano. A
tak, nawet dostarczają im paszę do domu, tylko ta pasza też śmierdzi
i zęby na niej można połamać. Oj nie dla chłopa to miasto! A co będzie
jak wyłączą prąd? Ludzie zginą z zimna, głodu i smrodu. Słuchający
nie bardzo wiedzieli, kiedy kpił, a kiedy mówił prawdę. Przez pewien
czas nikt do miasta już się nie wybierał.
Pomóż w rozwoju naszego portalu