Nasza codzienność przynosi nam wiele niespodzianek: tych miłych
i tych, od których zawsze chcielibyśmy być daleko. Tak się składa,
że tych rozczarowań w naszym życiu jest więcej, a może my tylko tak
mówimy, tak myślimy. Może dłużej pozostają w naszym sercu?
Dziś chciałbym ponownie przyjrzeć się sprawie, która
wałkowana jest od kilku dobrych miesięcy w Łomży, wcześniej pewnie
w każdym większym mieście. To sprawa supermarketów. Temat jest trudny,
ale przecież trzeba zająć w końcu jakieś stanowisko. W swoich rozmowach
spotykam ludzi, którzy chcą za wszelką cenę mieć w swoim mieście
taki sklep, do którego będzie można wejść, i za jednym zamachem kupić
wszystko, co sobie dusza zapragnie, jeżeli tylko starczy pieniędzy.
Rozmawiam i z tymi, którzy są przeciwni powstaniu takiej placówki
handlowej. Są to szczególnie ludzie, którzy zajmują się drobnym handlem
w naszym mieście. Nie ukrywam, wiem czego ci ostatni się boją. Przecież
tak jest, że sklep jest ich jedynym dochodem. A zatem, co się z nimi
stanie? Jak poradzą sobie dalej w życiu? Słyszałem kiedyś takie zdanie
wypowiedziane przez polityka: "kupujmy tylko polskie towary, bo są
najlepsze". Piękne hasło, tylko że za kilka dni widziałem wspomnianego
polityka w dużym sklepie zagranicznym obładowanego towarami jak wielbłąd (
przepraszam wielbłąda za to porównanie). "Szczęść Boże, panie pośle,
co to, już polskie nie smakuje?" - zapytałem. "Nie o to chodzi, ale
widzi ksiądz, tu jest taniej". Pewnie, że taniej, tylko po co gadać,
po co udawać obrońcę polskich towarów? Ale nie w tym rzecz, że politycy
mówią raz tak, raz tak, a robią jeszcze inaczej, rzecz w tym, jak
bronić rzeczywiście nasze rodzime sklepy? Jak wytłumaczyć innym,
że trzeba bronić tych nawet najmniejszych sklepików, kiosków? To
jest problem. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że polscy handlowcy
rzeczywiście windują ceny swoich towarów, tłumacząc się tym, że z
czegoś trzeba żyć. A klient, jak to klient, pójdzie tam, gdzie taniej.
Prawda, panie pośle??? Po drugie, pewne towary sprzedawane są nie
zawsze dobrej jakości. Przykład: kilogram jabłek, 5 sztuk, w tym
2 sztuki popsute. Kto po takim incydencie pójdzie po następny kilogram?
Może poseł RP, ja na pewno nie.
Ktoś może zapytać: to w końcu ksiądz jest za polskimi
handlowcami czy potężnymi super-, hipermarketami? Jestem za uczciwym
handlem, polskim handlem. Ale czasami nie stać mnie kupować w tych
sklepach. Jeżeli chcecie zwyciężyć, drodzy handlowcy, walkę o swoje,
bądźcie najpierw solidarni, później uczciwi, a na koniec nie liczcie
swoich dni przez pryzmat dochodów, tak jak posłowie, senatorowie.
Ale to już materiał na inny felieton. Licząc na normalne ceny w polskich
sklepach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu