Najczęściej są zabijani bronią palną, choć giną także od uderzeń
maczetą. Rannych zostawia się na ulicy. Pewnie szkoda kolejnego naboju,
i tak umrą. Tak giną liderzy społeczności Timoru Wschodniego. Inni
są systematycznie wypędzani ze swych domów i albo wyjadą z ojczyzny,
jak co godzinę czyni 2-3 tys. osób, albo kryją się w niepewności
po kościołach, wzgórzach czy lasach. Ich jedyną winą jest to, że
30 sierpnia 1999 r. w referendum powiedzieli, że chcą być wolni.
"To, co uderza w przypadku Timoru - zastanawiał się na głos
komentator katolickiego dziennika "Avvenire" - to fakt, że ofiarą
przemocy padają świeccy i kapłani Kościoła katolickiego. Są obcym
ciałem na muzułmańskiej większości archipelagu indonezyjskiego".
Stacja pierwsza
Droga Krzyżowa Timoru Wschodniego, jeszcze niedawnej kolonii portugalskiej, zaczęła się 7 grudnia 1974 r. Siły zbrojne potężnej Indonezji zajęły wschodnią część wyspy, rozpoczynając natychmiast polowanie na wszystkich, którzy mieli jakikolwiek związek z niepodległościowym rządem. Reakcja wspólnoty międzynarodowej przyszła szybko, i jak prawie zawsze, była mało skuteczna. 22 grudnia ONZ uchwaliła rezolucję, w której zażądała wycofania się Indonezji z Timoru Wschodniego. Ta była pierwszą z całej serii, które za nic miał władca Indonezji - Suharto. 17 lipca 1976 r. oficjalnie ogłosił Timor Wschodni 27. prowincją największego muzułmańskiego państwa świata. W odpowiedzi Timorczycy utworzyli ruch oporu, którego nie załamał nawet okrutny terror. Okupant posunął się do tego, że w 1984 r. zniszczył całą produkcję rolną. Tysiące ludzi zagłodzono, a reszta trwała w uporze. Sposób działania zmienił się w 1989 r., po wizycie Ojca Świętego. Pielgrzymka Jana Pawła II otworzyła światu oczy na ziemię zapomnianą. Indonezja, czując presję opinii światowej, zamiast otwartej wojny prowadziła cichą batalię. Wtrącanie do więzień i skrytobójcze morderstwa były na porządku dziennym. Siedem lat później wręczono Pokojową Nagrodę Nobla dwóm liderom Timorczyków - bp. Carlosowi Filipe Ximenesowi Belo i Jose Ramosowi Horcie. Rok 1999 miał być końcem 25-letniej walki Timorczyków o niepodległość, okupionej 250 tysiącami zabitych i zaginionych. Trapiona kryzysem Indonezja ugięła się pod presją międzynarodową i pozwoliła na referendum w sprawie niepodległości. Razem z ONZ zagwarantowała uszanowanie jego wyniku. 30 sierpnia zdecydowana większość Timorczyków poszła do urn. Czterech na pięciu opowiedziało się za niepodległością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Anarchia kontrolowana
I zaczęła się gehenna porównywana do tej, jaką niedawno w Kosowie
zafundował Milosewic. Oficjalnie wyglądało to na wojnę domową. Timorscy
zwolennicy Indonezji, nie mogąc znieść porażki, zaatakowali swoich
rodaków, zwolenników niepodległości. Ot, kłótnia w rodzinie. Lecz
komentatorzy nazwali zaistniałą sytuację "anarchią kontrolowaną".
Duchowy przywódca Timorczyków - bp Belo wprost oskarżał wojskowych
z Indonezji o zaplanowanie akcji. Timorczycy informowali, że na czele
bojówek stoją zamaskowani oficerowie indonezyjskich służb specjalnych.
Jednym z pierwszorzędnych celów ich działań było odcięcie Kościoła
timorskiego od ludu. Na pierwszy ogień poszedł więc noblista. Tak
przedstawiał watykańskiej agencji "Fides" wydarzenia z rezydencji
bp. Belo naoczny świadek: "Na początku zaatakowali kurię biskupa.
Zabito 25 osób. Później przyszła kolej na dom biskupi. Budynek jest
totalnie zniszczony". Biskupa w przebraniu i pod fałszywym nazwiskiem
przewieziono wojskowym samolotem do australijskiego Darwin. Wkrótce
przyszła kolej na drugiego i ostatniego biskupa wyspy - Basilio do
Nascimento. Rannemu hierarsze udało się uciec. Jego dom w Bucao podpaliły
bojówki. "Gwarantujące" bezpieczeństwo wojsko indonezyjskie nie interweniowało,
pomimo że garnizon znajdował się w bezpośredniej bliskości zaatakowanej
rezydencji. Jeszcze gorszy los spotkał parafian w Suai. Stu, którzy
schronili się w świątyni, zamordowano. Razem z nimi życie straciło
trzech księży, w tym proboszcz, 34-letni jezuita Tarsicius Dewanto.
Nie oszczędzono parafii w Ermera i Manatuto. Zmordowano dyrektora
timorskiej Caritas, Francisco Barreto, wraz ze współpracownikami,
a także przywódcę Kościoła protestanckiego. Portugalska agencja prasowa
szacuje, że życie straciło 40 duchownych i 10 tys. świeckich. Jedną
czwartą mieszkańców wyspy zmuszono do opuszczenia swych domostw. "
Obok prześladowanego ludu, zranionego na duchu i na ciele, pozostał
tylko Kościół, płacąc za swoje zaangażowanie krwią, tworząc nowy
rozdział martyrologii współczesnej" - pisało w bolesnym komentarzu
10 września L´Osservatore Romano.
85% narodu timorskiego to katolicy. Razem z nimi żyło 53
księży diecezjalnych, 160 zakonnych, 300 sióstr zakonnych i 1780
katechistów. Komentatorzy byli zgodni: Kościół stał się pierwszorzędnym
celem ataków, ponieważ zawsze optował za rozwojem i utwierdzał poczucie
tożsamości narodowej. Oceniając sytuację na wyspie, przebywający
na obczyźnie bp Belo stwierdził, że gdy Xanana Gusmao przybędzie
do Timoru Wschodniego jako jego prezydent, zastanie tam "jedynie
drzewa, kamienie, ziemię i zwierzęta". "Musimy zacząć od zera" -
dodał hierarcha.
Reklama
Ratujcie, bo giniemy
Jako pierwszy o pomoc sił pokojowych zaapelował z Darwin bp Belo. Jeśli wspólnota międzynarodowa nie zainterweniuje w Timorze Wschodnim, umrzemy wszyscy - powtórzył wkrótce po nim pozostający w Timorze bp do Nascimento. Wtórowała mu siostra Esmeralda de Araujo: "Kiedy ludzie z ONZ opuszczą Timor, zabiją nas wszystkich. Świat mówi, a my umieramy. Tu jest piekło i chciałabym krzyczeć do wszystkich o wybawienie, ale zdaje się, że nikt nie słyszy". ONZ jednak nie spieszyło się z odpowiedzią - bp Belo w wywiadzie dla Avvenire 7 września mówił: " Myślę, że ONZ rozumuje bardziej w terminach politycznych czy ekonomicznych niż humanitarnych. Wystarczy porównać cyfry: Indonezja jest narodem 200-milionowym, podczas gdy Timor liczy 800 tys. mieszkańców. Indonezja zajmuje powierzchnię 5 mln km2, podczas gdy Timor - 14 tys. Terytorium indonezyjskie należy do najbogatszych w zasoby naturalne, podczas gdy Timor jest biedny". Ponad tydzień społeczność Timoru Wschodniego czekała na podjęcie decyzji o wysłaniu Błękitnych Hełmów. Za długo. Przez ten czas indonezyjski plan się powiódł. Uderzono w serce narodu, a cios był dotkliwy.
Reklama
Cierpienia Jana Pawła II
Od samego początku Ojciec Święty żywo i bardzo emocjonalnie reagował
na cierpienia Timorczyków. Jan Paweł II wezwał wszystkich wiernych
do modlitwy za "naszych Braci, którzy doświadczyli wiele złego".
10 września w specjalnym przesłaniu adresowanym do biskupów timorskich
wyraził nadzieję, że akty przemocy i gwałtu będzie można przerwać
dzięki wspólnej akcji Indonezji i społeczności międzynarodowej. Podczas
modlitwy Anioł Pański 12 września przemówił do świata: "Nie mogę
pominąć milczeniem mojej wielkiej goryczy z powodu tej porażki wszelkiego
wymiaru człowieczeństwa, gdy u progu trzeciego tysiąclecia bratobójcze
walki powodują bezlitosną śmierć i zniszczenia. Jeszcze raz z całą
mocą potępiam te przejawy łamania praw człowieka na tym obszarze,
dążenia do unieważnienia woli wyrażonej przez miejscową ludność oraz
tendencje do podważenia jej uzasadnionych aspiracji. Ponawiam więc
jeszcze raz mój apel, aby odpowiedzialni politycy, wojskowi i społeczność
międzynarodowa wysłuchały wołania słabych i bezbronnych oraz udzieliły
im niezbędnej pomocy. Proszę Was o modlitwę do Matki Przenajświętszej,
Królowej Pokoju, za zabitych, rannych, uchodźców i cierpiących. Niech
Ta, która jest Jutrzenką Nadziei i Zbawienia, będzie również wsparciem
dla drogiego mi ludu nad Morzem Wschodnim" - zakończył swój apel
Ojciec Święty. 13 września przyjął w Castel Gandolfo przebywającego
na wygnaniu bp. Belo.
Przejawem troski Ojca Świętego o los Timorczyków były aktywne
i zdecydowane działania dyplomacji watykańskiej. "Stolica Apostolska
stwierdza wyraźnie, że wydarzenia w Timorze są niedopuszczalne i
żąda, aby na wyspę wysłać oddziały pokojowe ONZ. Tylko interwencja
może położyć kres masakrom ludności, a ONZ ma moralny obowiązek obrony
Timorczyków" - apel Watykanu do Rady Bezpieczeństwa ONZ został wysunięty
przez "ministra spraw zagranicznych Stolicy Apostolskiej", abp. Jeana-Louisa
Taurana. Jak podkreślił włoski dziennik Corriere della Sera, w ostrym
żądaniu arcybiskupa odbija się echo osobistych zainteresowań Ojca
Świętego, który jako pierwszy zwrócił uwagę świata na tę zapomnianą
przez wielkich wyspę.
Reklama
Katolicka solidarność
Nieobojętny na tragedię pozostał Kościół w całym świecie. Do żądań wysłania w rejon konfliktu sił pokojowych przyłączyły się Konferencje Biskupów Anglii i Walii, Francji, Hiszpanii, Indonezji, Stanów Zjednoczonych, a nawet Gwinei-Bissau. Biskupi apelowali także do polityków swoich krajów o wywarcie presji w celu jak najszybszego wysłania Błękitnych Hełmów do Timoru. O los katolików znad Morza Wschodniego zatroskane były organizacje międzynarodowe: Caritas Internationalis, Caritas Włoska, Pax Christi. Mocno zaniepokojone były organizacje i zgromadzenia misyjne, szczególnie te, które w Timorze miały swoje placówki. Salezjanie i salezjanki wzięli liczny udział w modlitewnej demonstracji przed ambasadą Indonezji w Rzymie. Misjonarze włoscy nie omieszkali wytknąć handlowania bronią, które wiele krajów prowadziło i prowadzi nadal z Dżakartą. Pomimo wieloletniej okupacji Timoru, pomimo masakr, pomimo potępień łamania praw człowieka przez ONZ - prawie wszystkie kraje po trochu wspierały militarnie Dżakartę. W 1997 r. Australia sprzedała 20 samolotów transportowych, Londyn potwierdził kontrakty na 50 dział Scorpion i 303 pojazdy GKN, odpowiednie do zwalczania partyzantki niepodległościowej w lasach Timoru Wschodniego. Belgia za 4 mln dolarów sprzedała materiały wybuchowe, Korea Południowa za 9 mln broń i amunicję. Niemcy za 38 mln sprzedały łodzie z byłego NRD. I to wszystko między rokiem 1994 a 1997, mimo iż Komisja Praw Człowieka ONZ 11 marca 1993 r. potępiła Indonezję za łamanie praw człowieka.
Solidarność polska
W Dili, tak jak w Warszawie, Kościół jest kręgosłupem społeczności cywilnej w oporze przeciwko totalitaryzmowi komunistycznemu i autorytaryzmowi nacjonalistyczno-islamskiemu w Indonezji - napisał katolicki Avvenire. Solidarność Kościoła powszechnego z mordowanymi i wyganianymi braćmi w wierze przejawiała się na świecie w modlitwie i protestach. Oficjalnym protestem biskupów i modlitwą spłacamy nasz dług.